Archive for the ‘Nowinki pszczelarskie’ Category
Produkcja win gronowych no comments
Sejmowa komisja rolnictwa poparła w środę wszystkie poprawki Senatu do ustawy o wyrobie win, które mają ułatwić działalność produkującym je rolnikom. Rząd był przeciwny takim regulacjom.
Senat wprowadził do ustawy o wyrobie i rozlewie wyrobów winiarskich, obrocie tymi wyrobami i organizacji rynku wina 20 poprawek. Poparli je wszyscy posłowie z komisji, przy jednym głosie wstrzymującym się.
Poprawki dotyczą ułatwień dla rolników, którzy chcieliby produkować wino z winogron. Obecnie do produkcji wina gronowego i wprowadzania go na rynek mają prawo tylko zarejestrowani przedsiębiorcy.
Senator Stanisław Iwan (PO) mówił w kwietniu podczas posiedzenia Senatu, że ustawa o wyrobie wina nie umożliwia rolnikom produkującym ten trunek z winogron tzw. sprzedaży bezpośredniej, a to hamuje rozwój małych winnic, które prowadzone są często jako hobby. Dodał, że przepisy utrudniają odrodzenie się winiarstwa w naszym kraju, np. w okolicach Zielonej Góry, gdzie było ono znane już w XIII wieku.
Przyjęte przez Senat poprawki do ustawy o wyrobie wina umożliwiają rolnikom produkującym do 100 hektolitrów wina z własnych winogron jego sprzedaż bez konieczności rejestracji działalności gospodarczej.
Wiceminister rolnictwa Jarosław Wojtowicz poinformował w środę, że resort popiera jedynie 4 poprawki Senatu o charakterze doprecyzowującym. Natomiast nie może zaakceptować pozostałych, ponieważ wymagałyby one dodatkowych uzgodnień z innymi resortami: gospodarki, zdrowia oraz finansów, jak również zmiany innych ustaw, np. o swobodzie działalności gospodarczej. Wojtowicz dodał, że prawdopodobnie takie zmiany w ustawie wymagałyby notyfikacji przez Komisję Europejską.
Ustawa o wyrobie i rozlewie wyrobów winiarskich, obrocie tymi wyrobami i organizacji rynku wina przede wszystkim ma dostosować polskie prawo do przepisów Unii Europejskiej.
Upraszcza ona wymagania przy wpisie do rejestru przedsiębiorców zajmujących się produkcją lub rozlewem wyrobów winiarskich. Chodzi o producentów wyrabiających niewielkie ilości win owocowych markowych i miodów pitnych markowych z surowców uzyskanych z własnego gospodarstwa.
Przewiduje ona ponadto wprowadzenie zmian w klasyfikacji fermentowanych wyrobów winiarskich, takich jak: wino owocowe, miody pitne, napoje winne owocowe, cydry, perry. Ma to zapewnić konsumentom lepszą informację o właściwościach poszczególnych rodzajów fermentowanych napojów winiarskich.
Poprawki Senatu zostaną rozpatrzone przez Sejm jeszcze na tym posiedzeniu. Nowa ustawa uchyla dotychczas obowiązującą z 2004 r., ma wejść w życie po 14 dniach od daty publikacji.
Źródło: PAP
Mniszek Lekarski – ziele miele no comments
Zielska zdrowe i pożywne: mniszek lekarski
Wiosna to pełnia bujnego wzrostu rozlicznych roślin zielnych. Zielone, świeże, cieszą oczy kwiatami. Są też zdrowe i nadają się do jedzenia.
Zachęcamy do spróbowania, aczkolwiek uczciwie przestrzegamy: efekty kulinarne, mogą niekiedy rozminąć się z naszymi oczekiwaniami i tradycyjnymi gustami. No, cóż, nowinki nie zawsze smakują od pierwszego razu.
Mniszek czyli mlecz
Na pierwszy ogień rzucamy, sprowokowani przez Dorotę Michalczak, mniszka lekarskiego. Pospolicie znany jako mlecz, choć ma wiele rozmaitych innych nazw: mniszek pospolity, mniszek mlecz, mlecz lekarski, bole oczy, brodawnik lekarski, brodawnik mleczowaty dmuchawiec, gołębi groch, lwi ząb, mlecz świni, mleczaj, mlecznica, męska stałość, mnisza główka, papawa, pąpawa, pępawa, podróżnik mleczowaty, podróżnik pospolity, popia główka, puchówka, stałość męska, świni mlecz, świni pysk, wilczy ząb, wole oczy, żabi kwiat. Pełno go, w tym roku wyjątkowo wcześnie, na łąkach, w sadach, ogrodach, na przydrożach.
Cały jest do zjedzenia
Dla celów kulinarnych można spożytkować całe, bogate w witaminy rośliny: korzenie, liście, kwiaty oraz pączki. Młode liście zbierane przed kwitnieniem (później są bardzo gorzkie) posiadają miły, lekko gorzkawy i słonawy smak, określany jako delikatnie wytrawny. Zapachu właściwie nie wydzielają, choć niektórzy autorzy opisują aromat mniszka jako słodkawy. Najlepiej smakują z sosami sporządzonymi na bazie łagodnego octu i oliwy bądź oleju, w typie winegret.
W Stanach Zjednoczonych liście mniszka wchodzą w skład sałatki z lebiodą, rzepą i gorczycznikiem. W Szwajcarii i Francji uważane za doskonałą jarzynkę, przyrządzane niczym szpinak. Zielona sałata z dodatkiem kilku listków mniszka objawia pikantniejszy smak. We Francji sałata sporządzana z blanszowanych liści mniszka zwie się pissenlit, tak jak brzmi nazwa rośliny. Jest ona przyrządzana z sosem winegret, posypywana siekanym jajkiem ugotowanym na twardo. Można potrawę przygotować z dodatkiem śmietany lub majonezu z rozmaitymi dodatkami i przyprawami, szczególnie z czosnkiem.
Na sałatki, jarzynki i zupy
W Polsce liście zjadane są coraz częściej jako samoistna, smaczna i delikatna sałatka wiosenna lub bywają dodawane do sezonowych sałatek z warzyw liściowych, szczególnie z sałaty zielonej oraz rzodkiewki. Stanowią też cenne uzupełnienie dań ze szpinaku i surówek warzywnych, zup ziołowych i warzywnych. W celu pozbawienia goryczki moczy się je uprzednio przez 30 minut w osolonej wodzie lub sparza przez minutę wrzątkiem. Smaczniejsze są jednak po uprzednim wybieleniu rosnącej jeszcze rośliny, przez nakrycie jej nie przepuszczającym światła naczyniem lub pojemnikiem, okryciem czarną folią, w ostateczności obsypaniu ziemią.
Odpowiednio przygotowane liście wzbogacają zupy ziołowe i warzywne. Można sporządzać zupę wyłącznie z liści mniszka na wzór zupy szczawiowej lub szpinakowej, uzupełnianą siekanymi jajami ugotowanymi na twardo i zaciąganą śmietaną. Bardzo smaczna jest pasta z liści mniszka i twarożku, a wręcz znakomite omlety i placki. W kuracjach wiosennych użytkowany jest sok wyciśnięty ze zmiażdżonych, przepuszczonych przez sokowirówkę lub zmiksowanych liści i kwiatów, pity trzy razy dziennie, po kieliszku. W połączeniu z sokiem marchwiowym stanowi wyjątkowo zdrową mieszaninę.
Znana jest wiosenna surówka ‘dla urody’ przyrządzana z liści mniszka, ogórecznika lekarskiego i babki lancetowatej lub babki zwyczajnej, przyprawiona majonezem albo sosem winegret i udekorowana posiekanym jajem ugotowanym na twardo. Znakomicie smakuje sałata głowiasta zmieszana z liśćmi mniszka, polana sosem z oleju, cytryny i czosnku. Posiekane listki nadają się do posypywania kanapek. Można liście dusić na maśle z cebulą lub z marchwią. Młode liście można również, po krótkim blanszowaniu, marynować w zalewie octowej, a następnie używać do przyprawiania sałatek i kanapek. Ostudzony napar z liści mniszka nalany na kostki lodu jest smacznym i zdrowym aperitifem.
Jadalne kwiaty, właściwie kwiatostany
We Francji z młodych, nie rozwiniętych jeszcze paków kwiatowych, poprzez marynowanie lub zasalanie przygotowuje się namiastkę kaparów. W takiej postaci dodawane są do zup lub sałatek. Całkowicie rozkwitnięte kwiaty stanowią miły akcent kolorystyczny w zupach zielonych i z botwinki. Z kwiatów w pełnym rozkwicie po zasypaniu ich cukrem uzyskiwany jest syrop, barwą przypominający miód, wykorzystywany do smarowania chleba z masłem, do wypieku pierników i do sporządzania napojów.
Wreszcie wino z koszyczków mniszka to specjał o licznych, przede wszystkim zdrowotnych walorach. Wino można przygotowywać także z dodatkiem liści. W Czechach, na Słowacji, a także w Kanadzie tradycyjnie pozyskuje się rozkwitnięte kwiatostany mniszka. Ususzone płatki kwiatowe po zmieleniu (utarciu) i przesianiu przez drobne sito zastępowały dawniej kosztowny i nie zawsze dostępny szafran, przynajmniej jeśli chodzi o ich zdolność do barwienia potraw, zwłaszcza ciast. Surowe stanowią dekoracyjną domieszkę do sałat i sałatek. Płatki kwiatów stosowane jako dodatek aromatyzujący i ozdobny w napojach oraz surówkach i sałatkach warzywnych i owocowych.
Spałaszujmy nawet korzenie
Wysuszone, rozdrobnione i upalone korzenie stanowiły niegdyś surogat kawy, popularny w Bawarii i Saksonii. W stanie świeżym można je dusić lub gotować, samodzielnie lub w połączeniu z innymi warzywami i podawać niczym szparagi albo salsefię, polane masełkiem i zrumienioną tartą bułką.
Przepis, jeden z dziesiątków jaki znamy
Zielona zupa ziołowa z wiosennych ziół
Młode liście: mniszka lekarskiego, krwawnika, pokrzywy, bluszczyka kurdybanka, dzięgiela leśnego (ostry korzenny smak) Dla złagodzenia liście i pędy gwiazdnicy, krwiściągu, żywokostu, komosy strzałkowatej lub komosy białej, ślazu dzikiego, łobody ogrodowej.
Liście, łodyżki i pąki, albo całe pędy wymyć pod bieżącą wodą, osączyć, drobno posiekać lub przekręcić przez maszynkę do mięsa. Umieścić w garnku, zalać niewielką ilością wody. Gotować na wolnym, ogniu przez około kwadrans. Rozrzedzić wrzątkiem, dodać rozbełtaną w wodzie mąkę, śmietanę albo maślankę lub jogurt naturalny. Dodać zeszkloną na maśle lub oleju drobno posiekana cebulę. Doprawić do smaku solą i czarnym, zmielonym świeżo pieprzem. Pożądany jest dodatek kiełbasy pokrajanej w plasterki lub na cząstki. Podawać z pieczywem, makaronem albo grzankami.
Na podstawie: Barbara i Adam Podgórscy, Polski zielnik kulinarny, Poznań 2004
Smutna Kamianna no comments
Ks. Henryk Ostach
Zakochany w Kamiannej
Ksiądz Henryk Ostach był osobą, której Kamianna zawdzięcza bardzo wiele. Przede wszystkim znalazł sposób na życie dla mieszkańców tej osady – miód i inne wyroby pszczele. To dzięki niemu stała się ona centrum polskiego pszczelarstwa.
Ksiądz Henryk Ostach urodził się 9 grudnia 1924 roku w Poznaniu. Jego rodzina była przykładem prawdziwych polskich patriotów. Rodzice czynnie angażowali się w obronę polskich wartości. Ojciec Henryka – Antoni brał udział w Powstaniu Wielkopolskim i został oficerem Wojska Polskiego, a matka – Kazimiera uczestniczyła aktywnie w strajku szkolnym we Wrześni w 1906 roku – przeciw nauce religii w języku niemieckim.
Ks. Henryk stracił ojca, gdy miał zaledwie 3 miesiące. Jego matka zmarła dwa lata później. Po śmierci rodziców opiekowały się nim babcia i ciocia. Wychowywał się także w rodzinie Urbaniaków, która posiadała własną pasiekę. Dzięki czemu już od najmłodszych lat miał kontakt z pszczołami. Uczył się w szkole Podstawowej w Pisarzowicach k. Kępna, a od IV klasy w Jarocinie. W czasie II wojny światowej został wywieziony na roboty przymusowe do Ratenau. Przebywał tam do stycznia 1945 roku. – Niemcy mnie nie nawiedzili, wielokrotnie bili. Mimo wszystko nie wygasała we mnie myśl, aby jak najlepiej oddać się Polsce – mówi. Po zakończeniu wojny ukończył gimnazjum w Gostyniu. Tam też wstąpił do Kongregacji Świętego Filipa Neri. Później ukończył Seminarium Duchowne w Tarnowie. W grudniu 1951 roku otrzymał święcenia kapłańskie. Następnie studiował na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, gdzie w 1976 roku uzyskał dyplom magistra. Doktoryzował się w Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie.
Po święceniach kapłańskich rozpoczął pracę duszpasterską w Studziannej, w powiecie Opoczno, gdzie znajdowała się pasieka klasztorna (ponad 30 pni) i okoliczne pasieki u parafian i leśników. – Ciągle mnie coś wołało, aby wyjechać na misję i oddać się bezpośrednio posłudze, tym najbardziej potrzebującym. Otrzymałem zezwolenie władz kościelnych na wyjazd za granicę, ale władze państwowe powiedziały nie. Panowała wtedy taka tendencja, aby polscy księża nie wyjeżdżali do Azji czy Afryki, a ja właśnie chciałem wyjechać do Azji. Ponieważ to się nie udało, zacząłem szukać w Polsce miejscowości o spartańskich warunkach, gdzie bardzo potrzeba księdza. Wskazano mi tereny połemkowskie – opowiada. W 1958 roku został przeniesiony do miejscowości Berest k. Krynicy. Tam od instytucji „Las” wydzierżawił 100-pniową pasiekę. W okresie tym uzyskał tytuł mistrza pszczelarskiego u dr Antoniego Chwałkowskiego.
Strażacy do akcji
W 1960 roku na podstawie skierowania z Kurii Tarnowskiej, przeszedł do Kamiannej, gdzie zastał kilkadziesiąt osób. Ta mała i zatopiona wśród gór i lasów wieś była spełnieniem jego kapłańskich marzeń. Od zawsze marzył bowiem, aby osiąść w takim miejscu, w którym życie religijne i społeczne trzeba będzie budować od podstaw. – Mam nadzieję, że nikogo nie urażę jak powiem, że była to beznadziejna dziura – bez drogi, światła czy wody. Można było przedostać się tam od Łabowej lub Polan tylko przez szlaki górskie wydeptane przez ludzi. W tej miejscowości warunki były misyjne. Mogłem sobie pogratulować, bo nie wyjechałem z kraju, a miałem misję – wspomina. Ludzie w Kamiannej żyli w bardzo surowych warunkach, ale w zgodzie z naturą. Młody ksiądz postanowił żyć w tak samo. Szybko stał się dla swoich parafian nie tylko ojcem duchowym, ale i mężem opatrznościowym. Przeniósł pasiekę z Berestu i zaraził swoją pasją do pszczelarstwa swoich nowych parafian. Dzisiaj przyznaje, że jego pasja do pszczelarstwa wzięła się z biedy. – Chciałem pomóc wszędzie gdzie mogłem, a żeby mieć środki na pomoc, trzeba było się za coś wziąć. W tym czasie bardzo zaczęła mnie pasjonować pasieka założona przez ks. Jana Dzierżona – mówi.
Ksiądz Ostach zainicjował wiele akcji społecznych, dzięki którym mieszkańcom Kamiannej żyje się teraz lepiej. Pod jego przewodnictwem powstała droga, łączącą wieś z głównymi traktami. Zainstalował także agregat prądotwórczy, który prawie przez 10 lat uruchamiał osobiście na plebani. Z jego inicjatywy wybudowano wodociąg. Zmobilizował również zdolnego, miejscowego rzeźbiarza ludowego Jana Stefaniaka do przyozdobienia rzeźbami wnętrza kościoła, które do dziś podziwiane są przez turystów. W stycznia 1962 roku, przy niemałym udziale mieszkańców, założył Ochotniczą Straż Pożarną w Kamiannej. Rozpoczął również budowę Domu Strażaka, który powstał w rekordowym tempie 63 dni. W tym samym czasie założył także strażacką orkiestrę dętą. – Podczas oddawania Domu Strażaka była defilada strażaków, którą przyjmował ówczesny wojewoda i inni dygnitarze – opowiada.
Ksiądz prezesem
W 1972 roku w Kamiannej odbył się I Sądecki Dzień Pszczelarza, na którym zrodziła się inicjatywa budowy Domu Pszczelarza. Miejsca, gdzie miały być szkolone kolejne pokolenia pszczelarzy. Ks. Henryk swoim pomysłem zaraził wielu pasjonatów pszczelarstwa z całego kraju, w tym ówczesnego prezesa koła powiatowego Wincentego Ziębowicza. Do projektu przyłączyła się również Centrala Spółdzielni Ogrodniczo – Pszczelarskiej. Dzięki swoim pomysłom ksiądz Ostach zdobył zaufanie całej braci pszczelarskiej. W listopadzie 1981 roku został powołany na prezesa Polskiego Związku Pszczelarskiego. Pełnił tę funkcję przez 3 kolejne kadencje. Dom Pszczelarza został ukończony w 1983 roku. Niebywałe zasługi ks. Ostacha to wypłynięcie polskiego pszczelarstwa na forum międzynarodowe i uzyskanie rangi preparatów leczniczych przez produkty pszczele. W czasie swojej prezesury ks. Ostach zainicjował coroczne Ogólnopolskie Dni Pszczelarza i pielgrzymki na Jasną Górę z okazji św. Ambrożego – patrona pszczelarzy. Zorganizował także Międzynarodowe Sympozjum Apiterapii w Krakowie i XXXI Światowy Kongres Apimondia w Warszawie. Jego zaangażowanie docenili pszczelarze z całego świata. Podczas ich ogólnoświatowego zjazdu w Japonii został wybrany przewodniczącym całego świata pszczelarskiego. – W czasie czteroletniej kadencji wiele podróżowałem – zwiedziłem ponad 70 krajów. Dopiero w Brazylii oddałem pałeczkę prezydencką kolejnemu człowiekowi. Zaskakujące jest to, że nawet w tak egzotycznych krajach jak Brazylia czy Argentyna wszędzie spotykałem Polonię, która bardzo mi pomagała – opowiada.
W okresie, gdy przewodniczył polskim i światowym pszczelarzom, nie zapomniał o rozwoju Kamiannej. W tym czasie stała się ona stolicą polskiego pszczelarstwa, coraz częściej odwiedzaną także przez pszczelarzy z zagranicy. We wsi rozrosła się baza hotelowa. Wybudowano dwa kolejne obiekty – Dom św. Filipa i Dom bł. Honoraty. Pasieka „Barć” stała się bazą dydaktyczną dla uczniów szkół rolniczych, studentów i pszczelarzy. Z inicjatywy ks. dr Henryka Ostacha w Kamiannej zapoczątkowano również apiterapię prowadzoną przez naukowców i lekarzy medycyny, różnych specjalności m.in.: dr med. Jerzego Galę, prof. Artura Stojko, lek. med. Barbarę Leszczyńską, lek. med. Kazimierza Pacha i innych wybitnych specjalistów. – Leczyło się u nas wiele osób. Na przykład po wybuchu elektrowni w Czarnobylu w Kamiannej przebywały i leczyły się dzieci z rodzin polskich z 7 krajów – mówi.
Ten od krów
Za swoje największe sukcesy ks. Henryk uznaje zdobycie tytuły doktora z pszczelarstwa, jego praca doktorska dotyczyła leczenia miodem, oraz spotkania z Ojcem Świętym Janem Pawłem II. Polski papież po zamachu na swoje życie czuł się bardzo źle i krakowscy pszczelarze przyjechali do ks. Ostacha, prosić, aby papież mógł otrzymywać miód z Kamiannej. – Woziliśmy ten miód do Watykanu każdego roku, aż do śmierci Papieża. Na początku ja osobiście, a potem ktoś inny. Podtrzymywał on Ojca Świętego na zdrowiu i siłach – mówi ks. Henryk.
Jan Paweł II dowiedział się o Kamiannej jednak dużo wcześniej. Jeszcze jako kardynał przebywał na wypoczynku w Krynicy, tam usłyszał o tej wiosce słynącej z miodu i postanowił sam sprawdzić, jak wygląda ona rzeczywiście. – Wybrał się z jakimś księdzem do Kamiannej pieszo. Ja w tym czasie szedłem z jedzeniem do człowieka pasącego krowy. Nagle zobaczyłem dwóch księży wychodzących z lasu. Szybko poznałem kardynała Wojtyłę, więc pobiegłem się przywitać. Porozmawialiśmy chwilę i zaprosiłem czcigodnych gości do siebie. Proszę sobie wyobrazić, że Jan Paweł II pamiętał to nasze spotkanie, bo pod czas mojej pierwszej wizyty w Watykanie powiedział: A to jesteś ty od tych krów – wspomina ks. Ostach.
Aktywny emeryt
Ks. Henryk od 10 lat jest na emeryturze, jednak ciągle aktywnie uczestniczy w pracy na rzecz pszczelarstwa i straży pożarnej oraz ukochanej Kamiannej. – Przedłużono mi nieco sytuację pracy jako księdza o kilka lat. Jednak od czasu, gdy skończyłem 70 lat, miałem pomocników – mówi. Obecnie przebywa w Domu Pomocy Społecznej w Gorlicach, z których ma dość blisko do Kamiannej. Planuje kolejne przedsięwzięcia i wierzy w rozwój osady. – Chcemy zaprosić obecną panią prezydentową, gdyż wszystkie jej poprzedniczki były w Kamiannej. Mam wrażenie, że to się spełni może jeszcze w tym roku. Sądzę, również, że w najbliższym czasie – kwestia kilku miesięcy – odbędzie się w Kamiannej Światowy Kongres Pszczelarzy. Chcemy także na stałe wozić miód do Watykanu dla Benedykta XVI – planuje, a na jego twarzy rysuje się wyraźny uśmiech, że przed nim jeszcze wiele rzeczy do zrobienia, ale wierzy, że wszystko uda się zrealizować. My życzymy mu tego z całego serca.
Autor: Monika Banach
6 maja w kościele parafialnym pw. Nawiedzenia Najśw. Maryi Panny odbył się pogrzeb księdza dr Henryka Ostacha. Parafianie kościoła, w którym kiedyś był proboszczem, nie kryli wzruszenia. Na uroczystość przybyły tysiące osób, w tym przedstawiciele władz państwowych i powiatowych, politycy, strażacy oraz pszczelarze z Polski, Słowacji i Czech.
Tłumy przybyły do Kamiannej na godz. 13, by pożegnać ks. Henryka Ostacha. Kilkadziesiąt pocztów sztandarowych i orkiestra strażacka z Bobowej wypełniły miejsca wokół małego kościółka. Mieszkańcy Kamiannej, mając w pamięci to, co ks. Ostach zrobił dla ich miejscowości, nie kryli wzruszenia.
Nie mogło zabraknąć również przedstawicieli związków pszczelarskich, których prezesem niegdyś był ks. Henryk Ostach. Przyjechali do Kamiannej nie tylko ze wszystkich stron Polski, ale również z Czech i Słowacji.
- Dzisiaj brzęczą pszczoły nie tylko w Kamiannej, ale i w całej Polsce. Brzęcząc wyrażają żal, że odszedł człowiek, który dbał o nie, jak nikt inny – tymi słowami żegnał zmarłego przedstawiciel Polskiego Związku Pszczelarskiego.
Setki strażaków, reprezentanci władz Państwowej Straży Pożarnej z Nowego Sącza i Krakowa oraz miejscowe jednostki OSP wspólnie żegnali ks. Ostacha, który był także liderem Ochotniczych Straży Pożarnych w byłym województwie nowosądeckim, założycielem OSP i Domu Strażaka w Kamiannej.
Na pogrzebie pojawił się również senator Stanisław Kogut oraz przedstawiciele władz powiatowych i wojewódzkich.
Jeden z kilku księży prowadzących uroczystość dodał na koniec: – W swej ostatniej woli ks. dr Henryk Ostach chciał, by jego ciało zostało pochowane w kamiańskiej ziemi. Tak się stało i niech ta ziemia, która przez wiele lat dawała mu tyle radości i pasji, lekką mu będzie – zakończył, żegnając na zawsze człowieka, który uczynił z małej, zagubionej w Beskidzie Sądeckim po łemkowskiej wioski stolicę polskiego pszczelarstwa.
Miody tradycyjne no comments
Produkty Tradycyjne 2011 na pikniku w Szczecinie!
Szczecin podczas Pikniku nad Odrą w dniach od 7 do 8 maja 2011 r. będzie areną prezentacji Listy Produktów Tradycyjnych – dzięki staraniom Wydziału Rolnictwa i Ochrony Środowiska Urzędu Marszałkowskiego Województwa Zachodniopomorskiego oraz Międzynarodowych Targów Szczecińskich.
To już kolejna, III edycja tego wyjątkowego przedsięwzięcia, które po raz pierwszy zostanie zorganizowane poza miejscem dotychczasowej lokalizacji – Krakowskim Przedmieściem w Warszawie.
Kandydatura Szczecina w roli gospodarza przyszłorocznej Listy Produktów Tradycyjnych zwyciężyła podczas spotkania Grupy Roboczej do spraw Produktu Tradycyjnego zorganizowanego przez Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi w dniu 16 października br., które towarzyszyło Targom NATURA FOOD 2010 w Łodzi. Pomysł prezentacji Listy Produktów Tradycyjnych podczas Pikniku nad Odrą (7–8.05.2011 r.) – jednej z największych imprez w regionie zachodniopomorskim mającej formę wielkiego weekendowego festynu, otwartego dla szerokiej publiczności, odbywającego się tuż nad Odrą w pięknej scenerii Wałów Chrobrego – okazał się bezkonkurencyjny wobec 9 innych propozycji przedstawionych przez pozostałe województwa.
To olbrzymi sukces i wyróżnienie dla miasta, które będzie gościć turystów z różnych zakątków Polski i z zagranicy. Swoistym magnesem przyciągającym ich do Szczecina będzie, poza możliwością odwiedzenia Targów Turystycznych MARKET TOUR i Festiwalu Wyrobów Regionalnych, szansa poznania i skosztowania produktów związanych z tradycją polskich regionów, wpisanych na Listę Produktów Tradycyjnych. Podczas Pikniku nad Odrą w specjalnie utworzonej alei odbędzie się prezentacja Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi oraz szesnastu urzędów marszałkowskich. Wydarzenie to będzie także znakomitą okazją do promocji turystycznej poszczególnych regionów Polski.
Zachodniopomorskie zaprezentuje bogatą ofertę produktów regionalnych i lokalnych, gospodarstw rolnych produkujących żywność ekologiczną i tradycyjną oraz gospodarstw agroturystycznych, które kultywują tradycje na Pomorzu Zachodnim.
Zimno a rzepak kwitnie no comments
Przymrozki, które przeszły nad północną, zachodnią i centralną Polską wyrządziły szkody w uprawach rolnych, ale przede wszystkim w sadach, których jest dużo w tych częściach kraju. Fala niskich temperatur – do minus 7 st. C była dodatkowo niekorzystna, bo przeszła na wysokości 2 metrów i dotknęła cały kwiatostan – mówi sadownik, Michał Cieślak.
Dodaje, że zbiory owoców mogą być tam w całości utracone, bo kwiaty drzew owocowych w żadnej fazie kwitnienia nie są odporne na tak niskie temperatury. Cieślak podkreśla, że o tej porze roku mamy do czynienia zazwyczaj z przymrozkami przygruntowymi.Jedyna nadzieja jest w tym, że niskiej temperaturze towarzyszyły opady śniegu i deszczu, które mogły w jakiś sposób zaizolować kwiaty, tworząc wokół nich ochronną wodną kołderkę.Przymrozki przypadły na szczyt kwitnienia moreli, brzoskwiń i jabłoni. Mniej narażone są czereśnie i grusze. Można się spodziewać, że owoców w sezonie będzie mniej, natomiast wzrośnie ich cena. Wiktor Szmulewicz, prezes Krajowej Rady Izb Rolniczych, rolnik praktyk mówi, że dziś trudno przesądzić, czy i jakie straty wyrządziły niskie temperatury w uprawach zbóż. Na pewno pędy wczesnych ziemniaków zostały zniszczone, bo są wrażliwe na zimno – dodaje Szmulewicz. Nie wiadomo, jak zachowa się wschodząca kukurydza, która również nie lubi niskich temperatur.
Wszystko zależy od tego, jak długo potrwają chłodne dni, a przyroda lubi płatać figle – podkreśla Wiktor Szmulewicz.
Magdalena Bodył z Krajowego Zrzeszenia Producentów Rzepaku mówi, że przymrozki zaszkodziły tym uprawom, w których rzepak już kwitnie. W jakim stopniu, to – jej zdaniem – będzie można określić za dwa tygodnie. Wiadomo, że temperatura poniżej minus 2 st. C może uszkodzić kwiaty.
Rosnące ceny żywności
Klęski żywiołowe, niższe zbiory, wzrosty cen surowców energetycznych i transportu czy spekulacja funduszy na światowych giełdach? Eksperci zgodni są tylko co do jednego – będzie jeszcze drożej.
Magdalena Bodył podkreśla, że problemem jest duża susza, zwłaszcza w woj. kujawsko-pomorskim, gdzie od 3 tygodni nie padał deszcz. Rzepak jest tam słabo rozgałęziony, nie ma zwartych łanów i niskie temperatury łatwo mogły uszkodzić roślinę. Zrzeszenie Producentów Rzepaku spodziewa się niższych plonów rzepaku i co najmniej utrzymania jego dotychczasowej, wysokiej ceny.Niskie temperatury oznaczają także spadek aktywności pszczół, a w konsekwencji mniejsze zapylanie szczególnie odmian owadopylnych roślin. Pszczoły ożywiają się, gdy temperatura przekracza 12 st. C.
Szkoła w Tylicach no comments
Tydzień Ekologiczny w szkole w Tylicach
W Szkole Podstawowej w Tylicach zorganizowano Tydzień Ekologiczny. Organizatorem obchodów był Klub Przyjaciół Przyrody. Działaniom uczniów na rzecz ochrony środowiska przyświecało hasło: „Szanuj las póki czas”.
Autor: Fot. Nadesłane
Odbył się konkurs ekologiczny dla klas 0 – III, w którym uczniowie wykazali się wiedzą przyrodniczo – ekologiczną, jak również umiejętnością segregowania śmieci. Poznali przyczyny zmniejszania się obszarów leśnych oraz sposoby ich ochrony.
Z okazji Światowego Dnia Ziemi odbyła się akcja „Sprzątamy swoją wieś”. Cała społeczność uczniowska z zaangażowaniem przystąpiła do pracy, wyrażając swój protest przeciwko degradacji środowiska. Młodzi ekolodzy wzięli także udział w konkursie plastycznym „Podziwiamy i chronimy las”, który miał na celu rozbudzanie wrażliwości na piękno lasu oraz kształtowanie świadomości ekologicznej dotyczącej potrzeby jego ochrony.
Przygotowano również gazetkę dotyczącą znaczenia przyrodniczego i gospodarczego lasu. Na zajęciach przyrodniczych przeprowadzono debatę na temat: „W jaki sposób możemy chronić las?” Uczniowie przygotowali swoje postanowienia dotyczące ich działań na rzecz ochrony lasu. Do działań mających na celu podnoszenie świadomości ekologicznej włączyli się wszyscy nauczyciele i uczniowie.
Nagrody dla uczestników konkursów zostały ufundowane przez Annę i Romana Biegajskich oraz Luizę i Mirosława Kowalczyk, za które szkoła składa serdeczne podziękowania. Dzięki corocznym działaniom wzrasta świadomość uczniów na temat zagrożeń i potrzeby poszanowania praw przyrody. Chroniąc lasy, chronimy nasze zdrowie i życie, toteż ochrona lasów jest obowiązkiem każdego człowieka.
Elżbieta Przybyłowska, opiekunka Koła Przyjaciół Przyrody
Nie Pal Trawy no comments
Sezon bezsensownego wypalania traw w powiecie aleksandrowskim
Autor: Ewelina Fuminkowska
Od początku kwietnia strażacy wyjeżdżali do 52 zdarzeń. Trzydzieści z nich związanych było z gaszeniem pożarów traw.
Wbrew panującym stereotypom wypalanie nie przynosi żadnych korzyści, a wręcz przeciwnie – szkody dla przyrody i człowieka. – W okresie świątecznym straż wyjeżdżała jedenaście razy, głównie do pożarów traw i pozostałości na polach. Wciąż jeszcze wielu rolników błędnie uważa, że ich wypalenie użyźnia ziemię – mówi star. kap. Dariusz Nędzusiak z aleksandrowskiej Komendy Powiatowej Straży Pożarnej.
Trawy płoną też na nieużytkach. Kilka dni temu dwukrotnie gaszono pożar przy ulicy Parkowej w Aleksandrowie Kujawskim oraz ściółkę leśną w Raciążku. Spłonął ponad hektar poszycia leśnego, a straty wyceniono na około 20 tys. złotych. Po świętach natomiast trawa płonęła na nasypie kolejowym w Ośnie Drugim (gm. Aleksandrów). Podczas jego gaszenia strażacy zauważyli kolejny pożar, 500 metrów dalej.
Strażacy przypominają, że podczas wypalania traw ginie wiele zwierząt, ptaki i pisklęta w gniazdach lęgowych, pożyteczne mrówki i biedronki. Dym uniemożliwia pszczołom i trzmielom oblatywanie łąk i zapylanie roślin. Nierzadko ofiarami są zwierzęta domowe i leśne, a nawet ludzie, a rozprzestrzeniający się ogień trawi dobytek.
Beskid Sądecki z Bartnikiem no comments
Miejsce dla każdego
To jeden z najpiękniejszych zakątków Polski. Swoje miejsce znajdą tu wędrowcy, łasuchy, samotnicy i rodziny z dziećmi. Planując wakacje, warto pomyśleć o Beskidzie Sądeckim
Stary Sącz z klasztorem ss. Klarysek, nowosądeckie Miasteczko Galicyjskie i Sądecki Park Etnograficzny, kościoły i cerkwie, z których wiele tworzy Szlak Architektury Drewnianej, pijalnie wód mineralnych, Krynica, Muszyna, Rytro, Szczawnica. Szlaki górskie o różnym stopniu trudności – dla spacerowiczów i wytrawnych wędrowców, na krótką przechadzkę czy kilkudniową wyprawę. To Beskid Sądecki w pigułce, nie gorzkiej, raczej – wielosmakowej.
Dzieciaki rządzą
Skąd w krowie bierze się mleko? Czy można upiec chleb w domu? Z czego powstają prawdziwe oscypki? Odpowiedzi na te pytania i dziesiątki innych najmłodsi goście znajdą w gospodarstwach agroturystycznych, uczestniczących w programie „Małopolska wieś dla dzieci”. To jedna z najnowszych ofert regionu, która powstała niejako na zamówienie. Wymyśliła ją Bożena Srebro z Sądeckiej Organizacji Turystycznej po tym, jak dziesiątki osób dopytywały się o ofertę dla rodzin z dziećmi, która nie będzie ograniczona do koślawej huśtawki na podwórku czy kupki ziemi udającej piaskownicę.
– Przed stworzeniem szlaku przygotowaliśmy 10-punktowy Kodeks Małego Gościa, który ma wytyczać zasady obowiązujące we wszystkich gospodarstwach biorących udział w projekcie – mówi Bożena Srebro z Sądeckiej Organizacji Turystycznej. – Przewodnią myślą tego przewodnika są m.in. hinduskie przysłowie: dzieci to goście, którzy pytają o drogę oraz sekwencja Janusza Korczaka: „Kiedy śmieje się dziecko, śmieje się cały świat” – dodaje.
W obiektach, które przystąpiły do programu, są nie tylko place zabaw, ale także odpowiednio przygotowani gospodarze, którzy wiedzą, jak się dziećmi zająć, co im pokazać, jak zainteresować otaczającym je światem. W pokojach są łóżeczka, wanienki i inne wygody niezbędne najmłodszym turystom.
Gospodarstwo jest nim nie tylko z nazwy – warunkiem przystąpienia do programu jest jego faktyczne działanie, a także prowadzenie regionalnej kuchni. Dzieci poprzez zabawę poznają m.in. tradycje i obyczaje wiejskie, przyrodę, a także legendy i opowieści związane z regionem. Właściciele gospodarstw proponują różnorodne warsztaty edukacyjno-artystyczne, konkursy oraz wycieczki.
Wszystkie zajęcia dla dzieci mają charakter zorganizowany i prowadzone są przez osoby posiadające wykształcenie oraz doświadczenie pedagogiczne. Rodzice mają wtedy czas dla siebie. Pobyt U Grzegorza, w Orlim Gnieździe czy w Eko-łatce może być nie tylko ciekawą, ale też korzystną alternatywą dla wyjazdu do ośrodka wypoczynkowego czy kolonijnego.
Życie miodem słodzone
Ten fragment mogą pominąć osoby obsesyjnie dbające o linię – będzie dużo, dobrze i smacznie, a przy tym – zdrowo. Zielarze i pszczelarze mają bowiem swoje sposoby, żeby ich goście długo po wyjeździe wspominali kulinarne rozkosze.
Będąc w tym regionie, koniecznie trzeba zajrzeć do Sądeckiego Bartnika w Stróżach, stanowiącego połączenie gospodarstwa pasiecznego z muzeum pszczelarstwa na wolnym powietrzu. Odbywają się tu miodobrania w prawdziwej pasiece, warsztaty dla dzieci i dorosłych oraz degustacje – a nic nie nastraja tak optymistycznie na cały dzień, jak odrobina miodu pitnego do śniadania, oczywiście, o ile nie mamy w planach prowadzenia samochodu.
Nieco mniejszym, ale też wartym odwiedzenia jest Skansen Barci w Kamiennej. Prawdziwą kulinarną przygodę proponują zielarze. Wystarczy odwiedzić jedno z gospodarstw oznaczone logo „Wsi pachnącej ziołami”, by zrozumieć, że to, co na co dzień kupujemy w torebkach jako przyprawy, to zaledwie namiastka natury. Gospodarze nie tylko komponują kompletny posiłek, przygotowany w dużej części na bazie tego, co rośnie w ich ogródkach.
Czyż takie propozycje, jak jagnięcina w sosie porowym z czosnkiem, gazdowskie pierogi z ziołami i okrasą albo świeża ryba w skorupce ziołowej, nie działają na wyobraźnię? A jeśli do tego pan domu zaproponuje zioła własnej roboty w postaci płynnej, wieczór może się przeciągnąć.
Pieszo, konno, na dwóch kółkach
Grzechy popełnione przy suto zastawionym stole można bardzo łatwo zmazać. Szlaki piesze w Beskidzie Sądeckim są jednymi z najpiękniejszych w Polsce, a widoki z wędrówki zapadają w pamięć na bardzo długo. Nie trzeba porywać się od razu na wielką wyprawę, spacerowicze mają sporo tras, które można pokonać niewielkim wysiłkiem w godzinę lub dwie. Z kolei „plecakowcy” mogą nie schodzić z gór przez kilka, kilkanaście dni z rzędu.
Na rowerzystów czeka Karpacki Szlak Rowerowy, przebiegający m.in. przez Muszynę, Piwniczną-Zdrój, Rytro oraz Stary i Nowy Sącz, co pozwala połączyć zwiedzanie najważniejszych miejscowości regionu z obcowaniem z przyrodą oraz pokonywaniem kolejnych wzniesień. W sumie szlak główny i szlaki łącznikowe liczą ponad 800 km!
Na wytrawnych cyklistów czeka Karpacki Maraton Rowerowy im. Jacka Bugańskiego (w tym roku start 30 lipca) – jego trasa prowadzi po asfaltowych i gruntowych drogach okolic Nowego Sącza, a każdy rowerzysta może się poczuć przez kilka godzin jak uczestnik Tour de Pologne.
Świetną alternatywą dla roweru są wczasy w siodle – od nauki jazdy, po kilkudniowe rajdy z przewodnikiem. Warto też pamiętać, że sporo miejscowości na Sądecczyźnie to uzdrowiska, co najlepiej świadczy o walorach przyrodniczych tego zakątka Polski.
źródło: Życie Warszawy
Poseł broni pszczoły no comments
Nie chodzi o miód, tylko o zapylenie!
Jeszcze niedawno Zbigniew Ziobro (41 l.) był pierwszoplanową postacią naszej polityki i szykował się nawet, żeby zająć miejsce Jarosława Kaczyńskiego (62 l.). Ale prezes PiS skutecznie powstrzymał zapędy tego młodziana i skazał go na wygnanie do Brukseli. Tam Ziobro znalazł godne siebie zajęcie i zabrał się za walkę z… masowym wymieraniem pszczół. Tak przynajmniej wynika z jego interpelacji.
Do tej pory o zainteresowaniach pszczelarstwem Ziobry nie słyszeliśmy. A jednak! Europoseł PiS złożył na początku kwietnia interpelację „W sprawie masowego wymierania pszczół”.
- W państwach Unii Europejskiej co najmniej od kilku lat dochodzi do masowych zatruć pszczół. Owady te nie tylko wytwarzają miód, ale także zapylają 90 proc. uprawianych roślin – pisze do Komisji Europejskiej Ziobro. Według polityka PiS, głównym powodem wymierania pszczół są toksyczne pestycydy. Ziobro pyta więc Komisję, jakie działania zamierza podjąć, by bronić tych pożytecznych owadów i czeka na pisemną odpowiedź.
Dylematy cukierników no comments
Trudno sobie wyobrazić święta bez tradycyjnego mazurka czy wielkanocnej baby. Ale w biznesie cukierniczym robi się coraz mniej słodko… Czy ceny będą rosły?
Dybalscy zajmują się cukiernictwem od pokoleń. – Robił to mój dziadek, potem ojciec, a teraz ja – opowiada Robert Dybalski, właściciel cukierni. W 1990 roku przejął interes od ojca i zaczął go rozwijać. Wtedy zaplecze miało tylko 60 m kw. Z czasem otwierał nowe cukiernie. Teraz ma ich 18, a część produkcyjna zajmuje 500 m kw.
Kiedy rozmawiamy w biurze, na zaplecze podjeżdża jedno auto za drugim. Kolejne kokoszki wędrują równo poukładane w plastikowych pojemnikach. Do niewielkiego biura co chwilę ktoś wchodzi. Telefon nie przestaje dzwonić. W pewnym momencie Dybalski rozmawia równocześnie przez dwa aparaty i podpisuje jakieś dokumenty.
- Kiedyś było więcej zamówień. Ludzie wcześniej się umawiali. Łatwiej można było coś zaplanować. Teraz sprzedajemy na bieżąco to, co wyprodukujemy – opowiada. Dybalski zarzeka się, że wszystko robione jest z naturalnych składników. Żadnej chemii. Narzeka na konkurencję ze strony hipermarketów. – Kiedyś był szał na chemię. Ale to powoli mija. Ludzie wracają do tego co tradycyjne – opowiada. – Wszystkie wyroby pieczemy według starych receptur. Niektóre z nich mają ponad sto lat. Szanujemy tradycję, ale wprowadzamy też nowe produkty. Klientki oczekują czegoś bardziej lekkiego i deserowego, bo zwracają większą uwagę na linię – tłumaczy cukiernik.
W tym słodkim królestwie jest jednak łyżka dziegciu – interes, głównie z powodu cen cukru, robi się coraz mniej opłacalny. A zakład cukru zużywa sześć ton miesięcznie. Cukier skoczył z 2,4 zł na 4,5 zł. Był taki moment, że w hurtowniach kosztował tyle co w marketach – żali się cukiernik. Cukiernicy stoją między młotem a kowadłem. Jeśli podniosą ceny, stracą część klientów. Jeśli nic nie zrobią, produkcja może okazać się nieopłacalna. – Nie podnosimy cen. Tradycyjny mazurek kosztuje 14 zł, tyle co w ubiegłym roku. Ale jest coraz ciężej. Wszystko zdrożało: prąd, gaz, mąka, tłuszcze. – Na razie czekamy. Liczę, że wszystko się uspokoi. Tłuszcze i mąka powoli wracają do wcześniejszych cen. Teraz pora na cukier. Co dalej, zdecydujemy po świętach – dodaje.
Michał Frąk
* Jak wynika z najnowszych doniesień GUS, w lutym 2011 r. ceny towarów i usług konsumpcyjnych wzrosły o 3,6 proc. w skali roku. Najbardziej podrożał cukier (o 9,6 proc.). Rosły również ceny mąki i pieczywa. Więcej płaciliśmy za owoce, miód, tłuszcze roślinne, a także warzywa i ryby. Utrzymała się wzrostowa tendencja cen artykułów w grupie „mleko, sery i jaja” oraz cen mięsa wołowego i drobiu. Zanotowano również wzrost cen napojów bezalkoholowych, w tym kawy i soków, wód mineralnych i herbaty. Te wszystkie produkty mogłyby się znaleźć na świątecznym stole.
- Podwyżki cen żywności to ostatnio bardzo medialny temat, ale przede wszystkim realny problem – mówi Izabella Kamińska, dyrektor segmentu klientów detalicznych w Banku Millennium. – Tegoroczne Święta Wielkanocne odczujemy w naszych kieszeniach bardziej niż rok temu. Zakładając, że w ubiegłym roku wielkanocne zakupy kosztowały nas około 500 zł, w tym roku wydamy średnio o 18 zł więcej.