Łyżka dziegciu beczkę miodu zepsuje… no comments
Niemalże każdy z nas zna to porzekadło ludowe: Łyżka dziegciu beczkę miodu zepsuje… Wiemy co to jest miód, ale nie wszyscy wiemy co to jest dziegieć. Zapraszam więc do lektury poniższego, archiwalnego już materiału.
Zawarty w tytule czas przeszły, odnoszący się do dziegciu, jest jak
najbardziej wskazany. Obecnie, słowo „dziegieć” lub „dziegć” utrwaliło
się w porzekadle mówiącym o tym, że „łyżka dziegciu zepsuje smak beczki
miodu”. Musiała to być substancja paskudna, a przez to, jak się teraz
może wydawać, niepotrzebna. A jednak naszym pradziadkom bez dziegciu
trudno byłoby sobie wyobrazić codzienne życie. W „Małej encyklopedii
leśnej” (wydanej w roku 1980) pod interesującym nas hasłem czytamy:
„Dziegieć, dawna nazwa smoły, produktu destylacji
roz- kładowej drewna, ciecz ciemnobrunatna, miesza- nina związków
fenolowych, węglowodanów i terpenów, stosowana dawniej jako środek
lecz- niczy na schorzenia skóry”. Jest to bardzo skromna informacja,
która nie odzwierciedla tego, jak ważna dla naszych przodków, i to przez
kilka tysiącleci, była ta
substancja.
Zastosowanie dziegciu było bardzo szerokie. W medycynie ludowej
używany był jako środek na przeróżne choroby skóry, działał
anty- bakteryjnie i dezynfekująco. Nasycano nim odzież lnianą i
wełnianą w obronie przed
robac- twem, u zwierząt domowych leczono nim dolegliwości racic, kopyt i
kości. W postaci gęstszej używany był w połączeniu ze smołą do
uszczelniania beczek i innych drewnianych pojemników. Stosowano go jako
smar do piast kół, środek impregnujący liny i skóry, klej do mocowania
grotów strzał, maź, do której w pastkach (pułapkach) przyklejały się
ptaki, a także po prostu jako uniwersalny klej i
uszczel- niacz. Jako mazidło do smarowania osi kół w wozach dziegieć
był niezastąpiony do chwili upowszechnienia się smarów pochodzących z
ropy naftowej. Z dziegciem jako smarem wiąże się inne, bardziej
uniwersalne, powiedzonko: „kto smaruje, ten jedzie”; początkowo miało
ono odniesienie jedynie komunikacyjne, zupełnie już przecież zapomniane.
Dziegieć w języku wielu narodów sło- wiańskich używany jest na
oznaczenie produktu suchej destylacji kory brzozowej. Już tysiąc lat
temu otrzymywano go w prosty sposób. Tak się przynajmniej wydaje
archeologom, którzy za pomocą eksperymentów próbowali odkryć, jak
wyglądał proces pozyskiwania tej substancji. Ustalono, że
najprawdopodobniej w zagłębieniu umieszczano gliniane naczynie, na które
sta- wiano garnek z kilkoma otworami w dnie. Garnek wypełniany był
paskami kory brzozowej i zamykany pokrywką. Całość starannie oblepiano
gliną. Gdy tylko przeschła, na taką skorupę układany był stos
drewnianych szczap, które palono kilka godzin. Po wygaszeniu,
otrzymy- wano w górnym naczyniu węgiel drzewny, a w dolnym ciemny i
rzadki dziegieć.
Na terenach puszczańskich pędzono dziegieć na dużą skalę. W
wyniku destylacji drewna uzyskiwano szeroką gamę różnych produktów.
Smoła drzewna, w odróżnieniu od dziegciu, otrzymywana była w wyniku
suchej destylacji żywicznej sośniny, z sosnowych korzeni pozyskiwano zaś
terpentynę.
Zwiększone zapotrzebowanie na te substancje zmuszało do przejścia na
produkcję masową, polegającą na zwęglaniu drewna. Produkcja węgla
drzewnego rozwinęła się w czasach nowożytnych i przyczyniła do zmiany
krajobrazu Europy. Węgiel drzewny służył jako paliwo używane w piecach
hutniczych do wytopu żelaza. Jego masowa produkcja doprowadziła do
zaniku większości puszcz europejskich.
Podob- nie było i w przypadku lasów rozciągających się wokół jeziora
Wigry. Kameduli wigierscy założyli tu kilka hut żelaza, którym do
produkcji potrzebne były ogromne ilości węgla drzewnego. Przepastna
pierwotna puszcza zanikła już w połowie XVIII w. Produkcji węgla
towarzyszyło pozyskiwanie innych substancji pochodnych, takich jak
smoła, terpentyna i dziegieć. W nazwach kilku suwalskich miejscowości
utrwa- lona została ich dawna funkcja przemysłowa związana z
dziegciem i smołą, najbardziej znane to: Smolniki, Smolany i Smolany
Dąb.
Drewno wypalano w dołach ziemnych i w tak zwanych mielerzach
(stojących lub leżących). Były to kopulaste stosy drewna, z zewnątrz
obłożone chrustem, mchem i darnią oraz
przy- sypane ubitą ziemią lub gliną. Drewno zapalano od góry lub od
dołu, a w miarę wypalania się drewna przebijano w pokrywie otwory w celu
wypuszczenia gromadzących się gazów.
Wraz z rozwojem transportu, szczególnie wodnego, hutnictwa i
górnictwa, penetracją rozległych, morskich przestrzeni wzrasta
zapotrzebowanie na węgiel drzewny i smołę. W ładowniach XIV-wiecznego
miedziowca,
spoczy- wającego na dnie Zatoki Gdańskiej, nurkowie znaleźli również
beczki wypełnione dziegciem, a przecież prawdziwa lawina smoły drzewnej
wysyłanej na zachód Europy to okres od XVI w. do XIX w. włącznie. Z
Rosji, Polski, Finlandii i Szwecji tony tych produktów docierały do
stoczni duńskich, angielskich, francuskich,
holender- skich, portugalskich i hiszpańskich.
Wróćmy jeszcze raz do owej przysłowiowej łyżki dziegciu w beczce
miodu. Źródeł tego porzekadła polscy badacze dopatrują się w podaniu o
doprawianiu beczek miodu pitnego przewożonego w taborach za wojskiem.
Podobno zdarzyło się w XVI lub XVII wieku, że mało karni żołnierze
chcieli uraczyć się miodowym trunkiem przed, a nie po bitwie. Z obawy
przed
zamro- czeniem, kwatermistrz pilnujący taborów dodał do każdej
beczki po łyżce dziegciu, co
znie- chęciło żołnierzy do przedwczesnej degustacji. To właśnie
zdarzenie znalazło swoje odbicie w porzekadle. Mała precyzja przekazu
podważa jego naukową wiarygodność, bowiem w kulturze anglosaskiej, gdzie
praktycznie nie znano miodu pitnego, występuje określenie „miód
dziegciowy”. Mieszanina miodu z dziegciem była lekarstwem na różne
dolegliwości. Słodycz miodu miała łagodzić gorzki smak
dziegciu.
W kilku krajach Europy południowej i środkowej (Czechy, Słowacja,
Słowenia) dziegieć wytwarzany jest nadal jako substancja lecznicza;
można ją nabyć po prostu w aptekach.
przystanek Kamedulska smolarnia (fot. M.Kamiński)
Leave a Reply
You must be logged in to post a comment.