Archive for the ‘Miód pitny’ Category

Złota Pasieka LTD & Grzaniec Benedyktyński   no comments

Posted at 12:20 pm in Miód pitny
Data: 12 maja 2012
Uczestnicy:  Bramborak, Koczownik
Miejsce: Pepini Sad – ostoja nasza na czas aury deszczowej.
Degustowane miody:
1. Złota Pasieka, edycja LTD (trójniak), TIM S.A. Bielsko Biała (dawny OSP Poznań)
2. Grzaniec Benedyktyński (trójniak), Spółdzielnia pszczelarska Apis w Lublinie dla Benedicte.pl
Niestety ta degustacja wypadła nam w czasie przechodzenia frontu atmosferycznego i związanych z nim opadów ciągłych, stąd musieliśmy skorzystać z naszego awaryjnego lokum na takie właśnie deszczowe degustacje wyśmienitego – Sad Pepini, z niewielkim zagajnikiem, któren stał się już czymś na kształt rezerwatu, gdyż przyrodzie tam zanadto się nie przeszkadza, a jedynie baczy aby kompletny busz się nie zrobił.

Zgięta na kształt namiotu blacha nałożona na rozpalone ognisko zapewniła jego ochronę przed deszczem, dzięki czemu później mieliśmy pod dostatkiem rozżarzonego żaru do naszego polowego rusztu. 


Od razu wspomnieć należy, ze specjalnie nie przepadamy za wyrobami TIM Bielsko-Biała, gdyż jak się wyraził pewien jegomość obeznany w temacie – miód sprzedawany w hipermarketach dobrym być nie może. Stąd długo zwlekaliśmy z zakupem tej podejrzanie taniej flaszy (litr miodu LTD za 20 PLN to nie brzmi najlepiej). Jednak pomińmy nasze uprzedzenia i napiszemy co też flasza ta zawierała.


Klasyczna butelka do wina okazała się być zakorkowana porządnym korkiem. Miód ów ma silny aromat miodowo-ziołowy, barwę ciemno-złocistą, a piliśmy go po podgrzaniu. 


Złota Pasieka – limitowana edycja – to miód bardzo słodki, ostry i nawet gorzkawy z tej ostrości. Przyprawiony mocno, bliżej niezidentyfikowaną mieszanką korzenno-ziołową. Miód względnie dobry, chociaż brakuje w nim jakiejś minimalnej chociaż kwaskowatości, która zrównoważyłaby mdłą słodkość. Jest bowiem dużo słodszy niż zwykły trójniak. Nie wyczuliśmy jaki miód tu zastosowano – zapewne wielokwiatowy. Nie znaleźliśmy na etykiecie wzmianki czy był leżakowany. Generalnie można powiedzieć, że za tę niską cenę to kupić warto ale trzeba go chyba sokiem z cytryny nieco doprawić.



Mając do dyspozycji altanę z wygodną werandą otoczoną laskiem – w czasie silniejszego deszczu – tam się właśnie chroniliśmy. A gdy przestawało padać – degustowaliśmy na polance przy ognisku.


Szczerze mówiąc – ten drugi miód nas bardziej zachwycił niż  Złota Pasieka LTD. Wysycono go w spółdzielni Apis dla Benedyktynów, którzy sprzedają go w kamionce za odpowiednio wyższą cenę. Pytanie czy jest to ten sam miód co Grzaniec Polski spółdzielni Apis – pozostało jednak dla nas nierozstrzygnięte, gdyż tego drugiego kosztowaliśmy jeno raz i zbyt dawno temu aby jednoznacznie to określić. 


Taką ma oto barwę Grzaniec Benedyktyński, którego oczywiście podgrzaliśmy. Pogoda do tego nadawała się idealnie zresztą, bo i właśnie zimni ogrodnicy nadeszli na Roztocze.

Oto co możemy powiedzieć o walorach Grzańca Benedyktyńskiego:

W barwie miód iście złocisty, raczej ciemniejszy, o intensywnym, ziołowym aromacie. Smak ma klasycznego Apisowskiego trójniaka, orzeźwiający, winny, odpowiednio kwaskowaty. Równowaga ziołowo-korzenna. Skłaniamy się jednak ku tezie, że Grzaniec Benedyktyński różni się od Grzańca Polskiego – jest zdaje się bardziej kwaskowaty. Polecamy.



A oto jak grillujemy od jakiegoś czasu podczas degustacji. Najnowsza wersja naszego rusztu polowego. Prosta konstrukcja i niewielka masa sprawia, że jest lepszy od podobnych wyrobów gotowych.


Sad Pepini bardzo różni się od typowego ogrodu z trawką wystrzyżoną z milimetrową dokładnością. Ogromna ilość posadzonych tu gatunków roślin oraz lekka dzikość tego ogrodzonego obszaru sprawia, że można tu napotkać nawet takie ciekawe owady – samica Gąsienicznika.

Read the rest of this entry »

Written by admin on Maj 15th, 2012

Kasztelański dwójniak i trójniak – TIM Bielsko-Biała   no comments

Posted at 9:40 am in Miód pitny
Data: 5 maja 2012
Uczestnicy: – Bramborak, Koczownik
Miejsce: Dzikie pola obok dzikiej kopalni piasku
Degustowane miody:
1. Kasztelański (trójniak), TIM S.A. Bielsko Biała (dawny OSP Poznań)
2. Kasztelański (dwójniak), TIM S.A. Bielsko Biała (dawny OSP Poznań)
Tym razem skosztowaliśmy miodów z firmy TIM Bielsko-Biała, która przejęła Okręgową Spółdzielnię Pszczelarską w Poznaniu. Oto co zaobserwowaliśmy podczas degustacji.

Wybraliśmy miejsce to samo co poprzednim razem – na skraju dzikiej piaskowni (kopalni piasku), z obszernym widokiem na roztoczańskie pola. Ognisko miało jedynie zapewnić światło, zaś mięsiwo podgrzaliśmy na ruszcie własnej konstrukcji, o którym za chwilę.


Pierwszy odkorkowaliśmy trójniak o nazwie Kasztelański, o barwie ciemnej, intensywnym korzenno-ziołowym zapachu i smaku, przypomina nam dawną prostotę kosztowanych trójniaków z OSP Poznań. Domyślamy się, że wysycony na bazie miodu gryczanego. Smak winny – co lubimy.



O korku trzeba szerzej wspomnieć bo to istne dziwactwo było. Wiadomo, że tańsze korki są porowate, słabe i nieszczelne, co doprowadza do zepsucia miodu. Stąd producenci zaczęli słusznie o szczelność flasz dbać – ale w tym przypadku użyto zadziwiającego nas rozwiązania. Zwykły korek z korka powleczono bliżej nieokreśloną, gumowatą substancją pozostawiającą białe ślady na palcach oraz w szyjce flaszy (sic!) Tak więc musieliśmy szmatką najpierw wytrzeć to coś aby nie wypić tego z miodem. 


Etykieta mówi o tradycji miodów Wielkopolskich – jak wiemy TIM Bielsko-Biała jest prawnym następcą OSP Poznań, której to spółdzielni miody dawniej pijaliśmy – a kontr etykieta mówi, że producentem miodu jest Ambra S.A. To wprowadza konsumenta w niejasność, a sama firma Ambra jakże źle się nam kojarzy z oczywistego powodu

Miód generalnie wart polecenia, mimo dziwacznego zamknięcia, pewnikiem nie bez powodu nagrodzony na rozmaitych konkursach.


Jako drugi degustowaliśmy dwójniaka o tej samej nazwie (pijając je naprzemianlegle z przerwą na posiłek) – powolutku. Dwójniak Kasztelański to miód bardzo słodki, o ciemnej barwie, prawdopodobnie zaprawiany karmelem, chociaż w smaku nie wyczuliśmy. Miód to gryczany, ziołowy, korzenny, przyjemny, o aromacie grzańca. Wydał się nam nieco mocniejszy alkoholowo niźli podawała etykieta – ale może to złudzenie. 

Generalnie miody całkiem przyjemne ale raczej takie klasy hipermarketowej, co i w cenie się uwidacznia.


Tym razem miody wyłącznie grzane kosztowaliśmy i podkreślić musim raz jeszcze, że trunki te najlepiej smakują w plenerze, przy ognisku, w doborowym towarzystwie, wieczorem lub nocą, z dala od cywilizacji. Kto raz tak miody zakosztuje – pewnikiem pod dachem już ich spożywać nie będzie chciał.


Jeśli do rozpalania ogniska mamy tylko dostępną sośninę – nie pieczmy na takim ogniu, ani w żarze rzdanego mięsiwa. Obaczmy na ten dym – to właśnie żywica sosnowa spala się tak paskudnie. Ognisko takie stosować winno się jedynie do ogrzania swego organizmu oraz oświetlenia najbliższej okolicy. A jadło przyrządzajmy na przyniesionym węglu drzewnym.


Oto nasz najnowszy model grilla polowego, któren jest po pierwsze ultra lekki (dzięki zastosowanym materiałom) oraz składany i łatwy do transportu. Turystyczne grille jakie możemy spotkać w sklepach są zwykle zbyt ciężkie, a i zbyt drogie jak na  cenę złomu z jakiego zostały wykonane.


O tym, że tej nocy księżyc był najbliżej ziemi dowiedzieliśmy się już po paru dniach – ale już w drodze powrotnej zadziwiła nas moc jego świecenia (światłem odbitym oczywiście od słońca). 

Następna degustacja odbędzie się dopiero pod koniec czerwca i wówczas powinna ukazać się relacja z tej imprezy. Zapraszamy!

Read the rest of this entry »

Written by admin on Maj 9th, 2012

Balsamicum Mellis z Nidzicy   no comments

Posted at 6:00 pm in Miód pitny
Data: 29 kwietnia 2012
Uczestnicy: – Bramborak, Koczownik, Maniek
Miejsce:
Dzikie pola obok dzikiej kopalni piasku
Degustowane miody:
1. Litewski (trójniak), Spółdzielnia pszczelarska Apis dla Gospodarstwo Pasieczne „Bartnik Sądecki” A.& J. Kasztelewicz
2. AM (dwójniak), Pasieka Maciej Jaros
3. Balsamicum Mellis (półtorak), Wytwórnia Win i Miodów Pitnych w Nidzicy dla  Miody Polskie

 
Podczas tej degustacji kosztowaliśmy powyższych miodów zarówno na zimno jak i na gorąco. Gdyż zaczęliśmy degustacje jeszcze za dnia, a dzień ów był nienormalnie upalny jak na koniec kwietnia. Poniżej sposób podajemy na chłodzenie miodów. Baniak na wodę PET – pierwej jeszcze w domostwie – zamrażamy aby uzyskać lód, któren nam podczas transportu w plener roztopi się stopniowo i uzyskamy na miejscu taką breję wodno lodową. Obcinamy górną część baniaka nożykiem i wkładamy w tę lodowata wodę flasze z miodami. To chyba najwygodniejszy sposób jaki dotąd wymyśliliśmy.


Pierwszy otworzyliśmy najsłabszy – trójniak Litewski, któren już kiedyś degustowaliśmy, a o który tak oto scharakteryzowaliśmy w plenerze: miód sycony, korzenny, smakuje wybornie, orzeźwiająco gdy jest schłodzony, czuć ostrawy posmak ziół, bardzo dobry, godny polecenia miód na letnie orzeźwienie.
Drugi jaki odkorkowaliśmy to AM od Jarosa. Miód o mocnym, głębokim miodowym smaku, łagodny, wyleżakowany, z nutą orzechową, bardzo smakowity, prawdopodobnie bez dodatków soków owocowych, syropowaty tak więc bliżej mu wręcz do półtoraka od słabszych wytwórców.


Wiosną – mimo, ze za dnia może być i upalnie – noce jednak są na szczęście chłodne więc po zapadnięciu zmroku odpaliliśmy kuchenkę i odtąd grzaliśmy miody, a wodę po chłodzeniu wykorzystać można do przemycia rąk i twarzy oraz do zagaszenia ogniska. Warto też czasem ją pozostawić, aby w czasach suszy stanowiła poidełko dla ptaków.



Powróćmy jednak jeszcze do schyłku dnia kiedy to z lodowatej wody wyjęliśmy tę oto zdobioną złotem (jedynie pół litrową) flaszę. Zaznaczyć tu musim, że jesteśmy przeciwnikami lansowania miodów jako trunków luksusowych. Niesie to bowiem za sobą podnoszenie ich i tak przecie nie małych cen aby były pożądane dla snobów. Fakt – taki wyszmelcowany produkt pewnie jest dobrym prezentem ale zawsze winny być wersje ekonomiczne aby można było cieszyć się smakiem za rozsądną cenę.

Można uznać, że te 18 lat leżakowania jest prawdą gdyż miód okazał się wyjątkowo łagodny i rzeczywiście jest to balsam. Z pewnością jest to najzacniejszy półtorak Nidzicy. W smaku iście łagodny, wyrazisty przy tym i głęboki, dobrze dopracowany, wyraźnie miodowo korzenny, słodki. Słowo „stworzony: jednak zamienilibyśmy na „wytworzony”, gdyż z całym szacunkiem dla producenta – do Stwórcy to chyba mu za daleko ;-) Nie zapominajmy też, że nie byłoby miodu bez pszczół.


Generalnie jest to miód niezwykle smakowity – z pewnością czołówka w Polsce ale za tę cenę (ponad stówka za 05. l) – wolimy jednak więcej znakomitego trunku aniżeli opakowanie ze sklejki i 24 karatowe złoto na flaszce. Miód nadający się wyłącznie na prezent. Fakt faktem, że rzeczywiście trzewia nam wspaniale zabalsamował, więc ostatni toast wychyliliśmy za Ramzesa – wielkiego orędownika balsamowania.



Spód opakowania ze sklejki.


W upały ciężko jest strawić mięsne potrawy z grilla, tym bardziej jeśli popijamy mięsiwo miodem. Jest jednak potrawa (jednak jest!) – która do miodu rzeczywiście pasuje. To podpłomyk z kapustą. Coś zbliżonego do pizzy. Kapustę pierw dusimy, potem nakładamy na ciasto takie jak do pizzy i posypuje serem. całość piecze i później odgrzewa na ruszcie. Smakuje wybornie! I do tego jest lekkostrawne!


Ognisko jak zawsze krzepkie dostarczało okolicy światła ciesząc nie tylko nas ale wszelkie żywe stworzenia.


Prawdopodobnie w najbliższą sobotę sięgniemy po jakieś miody – relacja ukaże się więc w następnym tygodniu. Zapraszamy!

Read the rest of this entry »

Written by admin on Maj 5th, 2012

Miód Sandomierski   no comments

Posted at 7:40 am in Miód pitny
Data: 8 kwietnia 2012
Uczestnicy: – Bramborak, Koczownik, Maniek
Miejsce:
Las pośród lasu
Degustowane miody:
1. Sandomierski trójniak (trójniak), Pasieka Maciej Jaros dla sandomierski.com
2. Sandomierski dwójniak (dwójniak), Pasieka Maciej Jaros dla sandomierski.com
3. Sandomierski półtorak (półtorak), Pasieka Maciej Jaros dla sandomierski.com
 
Sandomierz słusznie uczynił wytwarzając taki oto produkt marketingowy mający promować miasto. Wprawdzie my widzielibyśmy oną świetną zawartość raczej w krzepkich kamionkach, niż w takich oto przywołujących na myśl – jakoweś luksusowe koniaki – flaszach. Z tego to głównie powodu, iż miód pitny był onegdaj trunkiem nie magnaterii – która jako zawsze w dziejach nie doceniała swojskości ino goniła za nowinkami z obcych krajów – ale właśnie dla szlachty i ziemiaństwa oraz mnichów – więc nazbyt wielkopańskie opakowanie jako żywo do miodu nie pasuje. Podczas tej świątecznej degustacji mieliśmy przyjemność skosztować zawartości trzech poniższych flasz.



Na kontr-etykiecie wyczytamy, że ów tradycyjny sandomierki miód powstaje nieco dalej na północ – na Mazowszu, czyli nigdzie indziej, a u sławnego Macieja Jarosa! Wprawdzie szkoda, że ciągłość miodosycenia w sandomierskim regionie została przerwana przez rozmaite historyczne kataklizmy ale cieszy to, iż w onych flaszach znajdziemy zacne miody Jarosowe co nas wielce uradowało.


A oto nasze manatki i chrust na ognisko, z którego rozpalaniem specjalnie się nie spieszyliśmy, bo dzień długi już przecie na wiosnę jest, a im cieplej tym ogień mniej nam do szczęścia potrzebny. Chociaż jak najbardziej przydał się bo temperatura powietrza nocą do zera spadła.


Tym razem zastosowaliśmy kolejność taką – miodów degustacji – iż pierwej najsłabszy odkorkowaliśmy, później dwójniaka, a na końcu półtoraka. Aby stopniować słodycz. Po czarce z każdego następował powrót do trójniaka i tak aż do wyczerpania zapasów. Oczywiście wszystkie miody grzaliśmy.

 

Nie sprawiło nam wielkich kłopotów rozpoznanie miodów. Pierwszy to ciemny trójniak na bazie miodu gryczanego wysycony, mocno ziołowy, miejscami nawet wytrawny, smak dobrze nam znany – bo to przecie Wójczyc/Herbowy z Pasieki Macieja Jarosa. Jeden z naszych ulubionych zresztą.


Jak to zwykle bywa podczas degustacji w porach chłodnych – czarki grubościenne zbyt prędko wlany doń miód chłodzą – więc przed podaniem nado je przy ogniu nagrzać srogo, bacząc aby uszko skierowane było od ogniska. Aby chwytając się nie oparzyć.


Korki w zasadzie kiepskie były, łatwo się rozpadały ale sprawę szczelności ratowała obciskająca foliowa otoczka, tak więc płyn zachował się w stanie idealnym. Otwarcie flaszy nie wymaga posiadania korkociągu, bo ma specjalny drewniany uchwycik. widzimy Sandomierskiego dwójniaka, którego również rozpoznaliśmy bez cienia wątpliwości.


Ciemny wiśniowy koloryt i niesamowity naturalny smak wiśni od razu dały nam poznać, iż to Koronny jako żywo! Znakomita równowaga miodu do soku owocowego z dojrzałych wiśni – ta kompozycja daje jeden z najlepszych smaków pośród wszystkich rodzajów miodu pitnego. 


W miarę jak robiło się coraz później – nasze ognisko nabierało wigoru, grzejąc nas, co bardzo było pożądane w ten zimny, wietrzny popołudniowy dzień wczesnowiosenny.


Jak wiadomo – półtoraki to szczyt miodosytnictwa i maksimum słodyczy. A gdy doda się doń jeszcze soku z winogron – napój taki istnym fenomenem smakowym się okazuje. Półtorak ów w barwie stosunkowo jasny, gęsty z wyraźnym posmakiem soku z dojrzałych, słodkich winogron piliśmy jakiś czas temu – to Półtorak Gronowy z miodosytni Macieja Jarosa. Podgrzany – nawet w największe mrozy nie pozwoli odczuć zimna człeczynie! Balsam istny! 


Spójrzmy jeszcze na koloryt onego specjału.


Długa degustacja połączona była ze skromną biesiadą, bo warto przegryźć coś od czasu do czasu. Starajmy się jak najczęściej bywać w plenerze i miast siedzieć za stołami lokali, gnąc i masakrując kręgosłupy – zażywajmy ruchu na świeżym powietrzu. Miód pitny to bowiem trunek wybitnie plenerowy i w plenerze właśnie smakuje najlepiej. 




Najbliższa degustacja – wedle naszych przypuszczeń oczywista – odbędzie się na samym początku maja. Najprawdopodobniej skosztujemy zdaje się najdroższego półtoraka na rynku – Balsamicum Mellis – produkt Nidzicy.

Read the rest of this entry »

Written by admin on Kwiecień 11th, 2012

Kurpiowski i Piastun – od Apisu   no comments

Posted at 12:20 am in Miód pitny
Data: 3 marca 2012
Uczestnicy: – Kalimara i Koczownik
Miejsce:
Lasek na wydmie, pośród bagnisk zmrożonych
Degustowane miody:
1. Kurpiowski (dwójniak), Spółdzielnia pszczelarska APIS w Lublinie
2. Piastun (trójniak), Spółdzielnia pszczelarska APIS w Lublinie
Trochę się nam ostatnio pokiełbasiło w kwestii zgrania ekipy na konkretny termin. Mieli się spotkać wszyscy, dwa tygodnie temu ale rozmaite losu koleje pokrzyżowały nasze plany i tak się złożyło, że dawno nie widziany Kamrat Kalimara zjawił się właśnie w tym dni, zaś Bramborak być może zdoła się zjawić za tydzień. Tak to już jest, że w nawale obowiązków i rozmaitych życiowych wypadków trudno zebrać się nam wszystkim na raz.

Odświeżyliśmy sobie z Kalimarą pamięć, kosztując znane nam już wyroby spółdzielni Apis – dwójniaka Kurpiowskiego i miód o wesołej nazwie – Piastun. Realcji z degustacji Kurpiowskiego na blogu nie ma, bo dawno temu go pijaliśmy a warto powracać do tego miodu bo rzeczywiście jest świetny.

Kurpiowski dwójniak jest miodem pitnym wysyconym na bazie miodu gryczanego, z dodatkiem soku z czarnej porzeczki oraz przypraw korzennych co razem daje wspaniały efekt. Miód to bardzo słodki i niesamowicie krzepiący po podgrzaniu. Godny polecenia!

Podczas tej degustacji wprawdzie nie było mrozu, ledwo lekki przymrozek ale za to wicher dął jak oszalały, tako miód ów doskonale nas poratował przed zziębnięciem, bo wprawdzie w lesie się schroniliśmy przed onym żywiołem ale wiadomo jak to w zimie las wygląda – nieco jest nazbyt przewiewny.


Tako ognisko jak zawsze porą zimową dodatkowo nas rozgrzało, a wiedzieć trzeba, że gdy nawet w drodze wydaje nam się, iż zmarzniemy podczas wielogodzinnej degustacji – gdy uzyskamy żaru moc – prędko okaże się, że jest nam nawet za gorąco i łachy będziem musieli wnet redukować.


Wysiłek długiej wędrówki poprzedzającej degustację wymagał pokrzepienia się i jadłem kalorycznym, boć wiedzieć trzeba, że dobytek nasz wypełniał dwa duże plecaki, które musieliśmy aż tu, do serca kniei dotaszczyć, a później odtaszczyć.
Nie mogliśmy tylko użyć naszego polowego rusztu, gdyż zimą, gdy grunt jest zmrożony nie da się wbić jego nóżek w ziemię.


Jako napój już raczej dopełniający posłużył nam ów oto ten Piastun. Miód to jest klasycznym Apisowym trójniaczkiem – winny w smaku, z sokiem z żurawiny, trzymający średnią klasę i jako taki wart skosztowania pewnikiem.


Kolejną degustację – jak podejrzewamy – za tydzień popełnimy. No i wreszcie skosztujemy miodów Sandomierskich, których dotąd nie mieliśmy w gardzielach. Zapraszamy!

Read the rest of this entry »

Written by admin on Marzec 5th, 2012

Jubileusz Jarosa – 20 lecie istnienia firmy!   no comments

Posted at 4:20 am in Miód pitny
Data: 27 stycznia 2012
Uczestnicy: – Bramborak, Koczownik
Miejsce: Knieja roztoczańska w epicentrum głuszy
Degustowane miody:
1. Jubileuszowy (dwójniak),edycja limitowana z okazji 20 lecia firmy, Pasieka Maciej Jaros
Z okazji 20 lecia Firmy i Pasieki  Macieja Jarosa miodosytników ów utworzył specjalny miód, w pokaźnej półtoralitrowej flaszy. Jest to dwójniak, o którym tak oto producent pisze na swej stronie: 
Lata leżakowania zrobiły swoje. Miód którego wygląd opakowania i zawartość jest kwintesencją naszej dwudziestoletniej działalności. W zapachu lekka nuta owocowa przełamana orzechem przywodzi na myśl „AM” i „Jabłkowy”. W smaku zrównoważone cierpkość i kwasowość oraz nuta korzenna nieodparcie kojarzą się z naszymi sztandarowymi produktami „Maliniakiem” i „Koronnym”. Wyjątkowy dwójniak na wyjątkową okazję.”
Podczas poniższej degustacji przekonaliśmy, że tak jest w istocie!

Idealna to pojemność na dwóch biesiadników, podczas dłuższego pobytu w plenerze. Na kamionce widnieją wszystkie dotąd przez firmę Macieja Jarosa wysycone miody. Krzepko zamknięta kamionka cieszy oko. Warto tu podkreślić, że wielkim atutem Jarosowych kamionek jest ich naturalność. Wyglądają jakby w prastarych wiekach zostały wykonane. Lakowa pieczęć wspaniale pasuje do bukłaków onych.
 
Sroga zima jaka nastała ostatnio nie tylko na Roztoczu, a dokładnie tęgi mróz, jaki nocami panował podczas naszej degustacji – skłonił nas do zastosowania specjalnego typu ogniska, któren maksymalnie nas ogrzewać potrafił. Ułożyliśmy grubsze brewiona w taki oto sposób, jaki widzimy na fotografii, a wewnątrz rozpaliliśmy ogień, tako po paru chwilach powstał jakby piec i komin w jednym. Grubsze drwa ogrzewane i suszone od tego ognia prędzej skłoniliśmy tym samym do zapłonu i dopiero wówczas zrobiło się ciepło na tyle, że można było zapomnieć o otaczającej nas lodowatej atmosferze.

  
A otóż i właściwa postać naszego ogniska. Bez możliwości wzniecenia takowego ognia – cieżko byłoby nam w mrozie biesiadować, a i wypoczywać później również. Poza ciepłem – ognisko daje światło, bez którego nasza obecność nocą w lesie byłaby istnym dziwactwem.

Przejdźmy jednak do istoty naszej degustacji – owej krzepkiej kamionki, wypełnionej niebywale smakowitym miodkiem. Oto co zanotowaliśmy podczas degustacji na temat onego wspaniałego płynu:
„Miód o ciemnej barwie i głębokim smaku oraz intensywnym aromacie różnorakich miodów – ale jak zawsze u Jarosa – naturalny! Znakomicie wysycony, odpowiednio długo leżakowany, o charakterystycznym dla Jarosowych miodów – esencjonalności i tym niezwykłym :winnym” posmaku, którego w inszych miodach zdaje się nie znajdziemy. Zachwycający, wart największego uznania. tak włąśnie wszelakie edycje specjalne miodów winny wyglądać – wyjątkowy dwójniak!”

O ważkim aspekcie miodowych degustacji w plenerze zimą już wspominaliśmy – a mianowicie wychładzaniu miodu, tuż po nalaniu do grubościennych, kamionkowych kubków. Tak oto można temu strasznemu zjawisku zapobiec – układając czarki blisko ognia – aby się solidnie nagrzały zanim nalejemy w nie gorącego miodu.

Trzeba nam zaznaczyć, ze każdy niemal miód, obojętnie z jakiej pasieki/wytwórni jest o niebo lepszy do najlepszego wińska ale miody Jarosa są wedle naszych podniebień najlepszymi z najlepszych miodów! Właściwie są równorzędne z najlepszymi miodami niekomercyjnymi. Co bardzo ważne – są w smaku naturalne – więc mamy pewność, że nie podrasowano ich jakimiś smakowymi atraktorami. Sztuczność zwłaszcza owocowych składników wyczuwamy bezbłędnie i nazywamy je „perfumiastym” posmakiem.

Nie ma idealnej zakąski jaka by pasowała do miodów pitnych. Próbowaliśmy już niemal wszystkiego, łącznie z takimi wynalazkami jak popcorn. Do tych w miarę pasujących zakąsek należą placki cebularze – specjalność regionu lubelskiego – przypiekane na ruszcie, samrowane potem masłem czosnkowym.

Przy „piecu” polowym nie czuje się zupełnie mrozu, ale pamiętajmy aby podczas pogody wietrznej ukryć się w jakiejś leśnej gęstwinie – tam bowiem wiatr nas nie będzie smagał okrutnemi swemi powiewami. W przeciwnym razie – nawet ognisko nie pomorze.

Długie degustacje wymagają zabrania ze sobą jakowegoś izolatora, na którym można by usiąść – chociażby na takim oto konarze. Na przykład pociętej w kawałki karimaty. Trzeba bowiem zebrać siły przed powrotem. 
Degustacja wyjątkowa to była, a toasty wznosiliśmy oczywiście za naszą ulubioną firmę miodosytniczą – aby funkcjonowała przez wieki, a my abyśmy zawsze jej wyroby przednie mogli degustować!
Podczas kolejnej degustacji – jaka odbędzie się prawdopodobnie w końcu lutego – postaramy się skosztować znowu jakiegoś dotąd nie znanego nam miodu. Wprawdzie tych nam nieznanych niewiele pozostało ale powstają przecie wciąż nowe, poza tym warto powracać do tych najlepszych.

Read the rest of this entry »

Written by admin on Luty 1st, 2012

Półtorak Piasecki, dwójniak Klasztorny oraz trójniak Zawisza Czarny   no comments

Posted at 3:40 pm in Miód pitny
Data: 25 stycznia 2012
Uczestnicy: – Bramborak, Koczownik, Maniek
Miejsce:
Roztoczańska wydma, pośród trzęsawisk, w sąsiedztwie lisich jam
Degustowane miody:
1. Piasecki (półtorak), niesycony, Mazurskie Miody ZPH „Karolina” w Tomaszkowie
2. Klasztorny (dwójniak), Spółdzielnia pszczelarska Apis
3. Zawisza Czarny (trójniak), edycja limitowana z okazji 600 lecia zwycięskiej bitwy pod Grunwaldem, Wytwórnia win i miodów pitnych w Nidzicy

Nadeszła prawdziwa mroźna zima – idealny czas na grzane półtoraki. Tym razem degustowaliśmy kolejnego półtoraka z firmy Mazurskie Miody – niesycony Półtorak Piasecki. Do kompletu mieliśmy jeszcze Klasztorny dwójniak z APis-u oraz miód wysycony z okazji 600 lecia zwycięskiej bitwy pod Grunwaldem – Zawisza Czarny z miodosytni w Nidzicy. Wszystkie te miody piliśmy po raz pierwszy!

Najpierw wznieciliśmy krzepkie ognisko, które umożliwia wielogodzinne degustacje w plenerze, porą zimową, w warunkach niebywale komfortowych termicznie. Na dodatek – żar jaki uzyskamy ze spalonych brewion zastosujemy do podgrzania na ruszcie tego cośmy ze sobą na przekąskę przynieśli.

Zaczęliśmy degustację od limitowanego Zawiszy Czarnego, ciekawi co też tam Nidzica wysyciła na rocznicę Grunwaldu. Pamiętając zacne smaki od Jarosa, któren też specjalnym miodem Grunwald uczcił – mieliśmy nadzieję, że i Nidzica zaskoczy nas smakowitością swego miodu LTD. Jednak zawiedliśmy się nieco – bo miód jak miód – raczej nie nadzwyczajny, aby nie powiedzieć słabowity jak na trójniaka.
 



Oto co zanotowaliśmy podczas pierwszych i kolejnych kielonków onego Zawiszy od Nidzicy:
„Miód orzeźwiający, w smaku intensywny, jak na trójniaka zbyt kwaskowaty, ziołowy ale nieokreślony, w smaku podobny do Piastowskiego Apis-u. Pod względem kwaskowatości bliski czwórniakom. Trudny do zidentyfikowania miód bazowy – wydawał się lipowym być ale bardziej na wielokwiat z domieszką czegoś – nam pasował”


Zauważyliśmy pewną nieścisłość w oznaczeniu zawartości alkoholu w tym miodzie – na etykiecie napisane jest 15%, zaś na kontr etykiecie 13 %. Druga sprawa to butelka z gwintem. Korek był jednak z logo Nidzicy. Zauważyliśmy w tym egzemplarzu nieznaczną utratę klarowności. Warto też podkreślić, że flasza miała pojemność aż 900 ml. Tak więc – z obowiązku kronikarskiego go skosztowaliśmy ale polecać go raczej nie możemy.

Drugim z otwartych miodów tego wieczora/nocy był dwójniak ze spółdzielni Apis – Klasztorny. Miód w kamionce z wizerunkiem poczciwego mnicha. Apis to firma gwarantująca stabilność swych wyrobów – nie zdarzyło się abyśmy zawiedli się którymś egzemplarzem na przykład z tego powodu, że zawartość uległa popsowaniu na skutek nieszczelności korków. Można by rzec, ze trzymają klasę średnią wyższą.

Jak i poprzednie miody obowiązkowo grzaliśmy przed skosztowaniem – tylko miód gorący zimowa porą w plenerze nado spożywać, bo to trzewia rozgrzewa, inhaluje i krzepkości nadaje oraz wielkiego zadowolenia biesiadnikom.

Rozkoszując się smakiem onego specjału takie oto słowa na myśl nam przychodziły….
„Miód o głębokim smaku, mocno miodowy, gęsty, w barwie bursztynowy, czuć nutę owocową ale trudno nam było dociec z jakich to smakowitości był skomponowany. Niebywale dobry, godny z pewnością gorącego polecania wszystkim, którzy wolą miody bez zbyt narzucających się dodatków smakowych.

Podczas tęgich mrozów istnieje taki oto problem – grube kamionkowe kubki prędko gorącą ciecz ochładzają i aby temu fatalnemu procesowi miodu oziębiania zaradzić – nado je przy ognisku pierwej ogrzewać.

Stojąc w blasku i cieple wielkiego ogniska człek wnet zapomina, że tuż za plecami – kroków parę – zieje lodowata zima, pada śnieg i wieją wichry. Jest bowiem takie też zjawisko, że przy bardzo dużym ogniu padający śnieg odparowuje jeszcze w powietrzu i na nas nie spada wcale. Ale jak widać – poza zasięgiem żaru – zasypywał nam niespiesznie dobytek.

A otóż i najznamienitszy z degustowanych miodów przez nas (naprzemiennie je pijaliśmy) – Niesycony Półtorak Piasecki z wytwórni Mazurskie Miody. Zacna kamionka i zacna zawartość -to najbardziej cieszy nas podczas degustacji. Podkreślić trzeba nam z mocą, iż mało kto wyrabia miody niesycone, bo to trudniejsza sztuka. Ich zalety zaś są takie, że nie doprowadzane do wrzenia zachowują dobroczynne, zdrowotne właściwości miodu. Trudno powiedzieć czy my podgrzewając owego dobrodziejstwa nie uszczupliliśmy – dlatego może akurat miody niesycone – pić latem z lodem lub tylko lekko podgrzać.

Bramborak mocuje się z korkiem, zastygamy w oczekiwaniu ciekawi niezwykle, czym też ta flasza nas zaskoczy…

Jeszcze chwileczka, jeszcze momencik i miód będzie gotowy do degustacji. 
Po pierwszych łykach mogliśmy już zapisać w naszym wymemłanym kajeciku co następuje:
„Niebywale miodowy, skondensowany smak z nutą orzecha włoskiego. Gęsty, ciemny jako mocna arbata. Pełnia miodowego smaku w miodzie niesyconym! Nie wiemy czy to prawdopodobne ale my czuliśmy tu posmak miodu spadziowego ???”

Jak każdy półtorak – polecamy go na najsiarczyste mrozy, wichry i śnieżne zamiecie, podczas wędrówek przez zaspy i biesiad z dala od cywilizacji na świeżym powietrzu. Grzany sprawi, że nawet umarłego na nogi postawi, a żywemu dostarczy niebywałej witalności.

 

Po takiej baterii miodowej – można nawet w środku zimy z lubością pod drzewem sobie wypoczywać, aby tylko pamiętać o ognia srogiego rozpaleniu, tak a by żar wielkości ogromnego mrowiska wytworzyć. A między kamratami stoi oczywiście lampa naftowa – tradycyjne źródło światła.


Relacja z kolejnej degustacji, która się już zresztą odbyła – ukaże się za dzień czy dwa. Tym razem piliśmy tylko jeden miód – ale za to jaki! Zapraszamy.

Read the rest of this entry »

Written by admin on Styczeń 29th, 2012

Półtorak Piasecki Rodowy – Mazurskie Miody   no comments

Posted at 8:20 am in Miód pitny
Data: 26 grudnia 2011
Uczestnicy: – Bramborak i Koczownik
Miejsce:
Trzęsawisko w epicentrum głuszy
Degustowane miody:
1. Piasecki Rodowy (półtorak), Mazurskie Miody ZPH „Karolina” w Tomaszkowie
2. Herbowy (dwójniak), Pasieka Maciej Jaros
Niewiele na rynku jest półtoraków – niektóre wytwórnie miodów nawet ich nie mają, bo i zrobienie półtoraka nie jest łatwe, a i kosztowne, więc produkt końcowy drogi. Ale gdy kosztujemy najsłodszych z miodów pitnych – zwłaszcza zimą – doznajemy zawsze największego zadowolenia. Półtoraki polecamy wyłącznie na zimę i to jak najbardziej mroźną. Tym razem degustowaliśmy nowość pośród miodów z wytwórni „Mazurskie Miody” – półtorak Piasecki Rodowy. Nie ma go nawet na stronie producenta, a i dostać nie łatwo – jakeśmy kupowali – był tylko w jednym ze sklepów w całym necie.

Drugim miodem, jaki kosztowaliśmy tej nocy był Herbowy od Jarosa, który miał nam w zamiarze przypomnieć naszą degustację Wójczyca nad Tanwią – bo to te same miody, jeno w innych opakowaniach i pod inną nazwą. Poza tym doskonale pasowały do siebie nazwami – Rodowy i Herbowy ;-)

Teren bagnisty wymusił na nas specjalny typ ogniska, polegający na tym, że pierw układamy platformę z grubych okrąglaków, a dopiero na niej rozpalamy ogień – tak aby nie gasiło naszego początkującego ogniska mokre podłoże. A później, jak żar wytworzymy krzepki – podłoże w międzyczasie się osuszy i nie będzie miało szkodliwego wpływu na na działanie naszego „piecyka”.

Jak zwykle – miody podgrzewaliśmy, bo tak smakują nam najlepiej, gdyż po podgrzaniu miód staje się wiele razy bardziej aromatyczny niż na zimno. Podgrzany półtorak to napój maksymalnie esencjonalny, po którym robi się ciepło nawet w najsroższe zimowe noce. 

Oto co zanotowaliśmy podczas degustacji na temat półtoraka Rodowego:
„- gęsty, o ciemnej barwie i intensywnym owocowym zapachu, wyraźnie orzeźwiający smak owocoów (według naszych przypuszczeń może sok z jeżyn?), leciutko cierpki smak na końcu gardzieli. wyborny”
Mało, który półtorak (albo i żaden z dotąd degustowanych) miał smak orzeźwiający, owocowy. To trzeba podkreślić i za wielki plus uznać onego Rodowego, bo zwykle półtorak miodem jest ciężkim i srogim – słodkim bardzo.

Kolejna niespodzianka to fakt, iż jest to miód niesycony! Oznacza to, że podczas jego wytwarzania nie gotowano miodu, nie zabijając tym samym dzikich drożdży, a przez uniknięcie podgrzania zachował swoje zdrowotne właściwości, o czym kontretykieta słusznie wspomina. Aby jednak zabezpieczyć miód przed jakimiś niepożądanymi przemianami we flaszach – dodano jednak siarczyny.



Tak mniej więcej wyglądała barwa Rodowego, chociaż ciepłe światło ogniska mogło nieco zafałszować obraz.

Podczas dłuższych degustacji posilamy się rozmaitemi przekąskami, głównie kiełbasą, którą pieczemy na naszym polowym ruszcie własnej produkcji. Podczas tej degustacji przetestowaliśmy z powodzeniem łopatkę ogrodniczą, nabitą na ściętą na miejscu tyczkę, którą żar z ogniska przenosiliśmy pod ruszt, oddalony od tego gorąca nie do wytrzymania. Wcześniej męczyliśmy się okropnie wygarniając ów żar patykami, na zbyt bliską odległość od ogniska, przeto manipulacyjom przy kiełbaskach towarzyszyło okrutne przegrzanie, bliskie wręcz poparzeniu.

Zbliżenie się do tego pieca nie jest możliwe – ale gdybyśmy biesiadowali przy srogim mrozie i wichrze, to ów piecyk zapewniłby nam wprost luksusowe warunki termiczne podczas degustacji. Tymczasem niestety ani mrozu ani wichru nie było, a i śniegu również – ot taka zima śródziemnomorska.



Przypomnieliśmy sobie smak Wójczyca smakując znany nam już Herbowy od Jarosa – ten akurat egzemplarz był nieco ostrzejszy niż Wójczyc, jakiego degustowaliśmy nad Tanwią. Jest to miód gryczany, bardzo ciemny. W naszym egzemplarzy wyczuliśmy smak „drewniany” jak to w przypływie wesołości określiliśmy. naprędce. Ale pozytywnie drewniany – jakby z beczki dębowej pochodził.

Dwie czarki gryczanego miodu Herbowy tuż po podgrzaniu…



A oto nasze ulubione przyprawy do mięs – od lewej przyprawa do dań z rusztu, na wagę (bez glutaminianu sodu) oraz musztarda Kozacka i sos Chilli (również bez glutaminianu), no i oczyswiście jak zawsze pieczony na ruszcie czosnek i tzw. „cebularze” – specjalność regionu lubelskiego.Razem z mięsiwem od małych wytwórców daje to wspaniałą zakąskę plenerową, jako tako pasująca do miodów pitnych.



Abyśmy zawsze miód pijali – toastem tym kończymy degustację, zapowiadając, że w końcu stycznia odkorkujemy kolejne nowości w świecie miodów pitnych. Zapraszamy!
 

Read the rest of this entry »

Written by admin on Grudzień 30th, 2011

Skarby z Zielonej Pasieki   no comments

Posted at 10:40 pm in Miód pitny
Data: 10 grudnia 2011
Uczestnicy: – Bramborak,.Koczownik, Maniek
Miejsce:
Bagienne łęgi pośród dzikich trzęsawisk
Degustowane miody:
1. Zantyr (trójniak +), niekomercyjny, Zielona Pasieka  z Malborka
2. Kołysanka (trójniak +), niekomercyjny, Zielona Pasieka  z Malborka
3. Bitewny (dwójniak), Pasieka Maciej Jaros
 
Jeszcze w listopadzie przysłano nam do degustacji plenerowej miody z Zielonej Pasieki, prowadzonej przez Państwa Bożenę i Piotra Sobuń z Malborka. Skręcało nas okrutnie w oczekiwaniu na termin następnej degustacji, bo skład jaki nam Twórcy tych wspaniałych miodów przekazali – wywołał u nas ogromne zaciekawienie. Malbork to miasto marzeń wszelakiego rodzaju poszukiwaczy skarbów. Po otwarciu pierwszej flaszy jasne się dla nas stało, że Ci wszyscy nieszczęśnicy jakże mylili się, skarby upatrując w złocie i kosztownościach – gdy tu oto w Pasiece Państwa Sobuniów skarb mieli pod nosem – płynnem złotem nazwany przez nas.

Dwa skarby na tle koca ratunkowego NRC. Wszak w dni zimne, dżdżyste i zagrypiałe – miód nas pewnikiem poratuje i od dygawicy z przemarznięcia ocali.

  

Pierwszy odkorkowaliśmy miód trójniak korzenny markowy Zantyr. Zakorkowany solidnie, klarowny już wonią zdradzał niebywałe swe właściwości smakowe. Ale dopiero po podgrzaniu i pierwszych łykach okazało się co też w nim wspaniałego się zawiera. Najlepszym do otwierania flasz miodowych korkociągiem jest mały i sprytny szwajcarski scyzoryk – polecamy model 2.3303. Wszelkie te dziwaczene pokręcone designem i przerostem formy nad treścią korkociągi do win – nie pasują zupełnie do plenerowych degustacji.

Pierwsze zdanie jakie na myśl przychodzi po skosztowaniu tego specjału to:
– Bogactwo smaków! 
Zapach kwiatów, a właściwie łąki całej. Po pierwszym łyku czujemy miód, a po drugim owo kwietne orzeźwienie. Wedle naszych podniebień – musi w tym miodzie zawierać się sok z kwiatów bzu – alboli taki miód bzowy jest to. Jest to wybitny trójniak i co ważne – niezwykle oryginalny smakowo.

Noc, podczas której degustowaliśmy (od godziny czwartej już) – była to noc z zaćmionym księżycem. Ale szybko cień Ziemi z naszego satelity zlazł i księżyc rozświetlać mógł nam okoliczne okolice – tym razem bagienne straszliwie. Bramborak właśnie – jak widzimy – zachwycony miodu smakiem – walory tego nektaru chwali.

Drugim z arcy zacnych trunków z Zielonej Pasieki, jakie mieliśmy przyjemność degustować – był fantastycznie pomysłowo nazwany miód ziołowy – Kołysanka. Sami jego Twórcy tak piszą o składzie jego:
„- Jest to ziołowy  miód pitny markowy – powstały z miodu wielokwiatowego pochodzącego z naszej pasieki z dodatkiem chmielu, melisy, lawendy i kozłka lekarskiego (waleriana). Mieszanka  tych ziół  w połączeniu z miodem działa relaksująco, uspokaja i czasami rozwiązuje język.”
Skład ów niebywały – jakiego żaden komercyjny miodosytnik przecie nam nie zaserwuje – oszołomił nas już od pierwszego łyku.

 
 
Podobnie jak poprzednik – miód jasny, niebywale intrygujący zapachowo, o wyrazistym smaku w którym dominują zioła. Coś niesamowitego! Takich różnorodnych w smaku trójniaków – o ile nas pamięć nie myli dotąd nie kosztowaliśmy. Oba miody pochodzą z roku 2010 więc są jeszcze świeże ale jak poleżą i złagodnieją, zaś aromaty się stopią  w jedną wspaniałą całość – to dopiero będą rarytasy!

Tradycyjnie – ogrzewaliśmy się i oświetlali w tę całkiem przyjemną pogodowo noc grudniową za pomocą krzepkiego ogniska, które winno być obowiązkowym elementem wszelakich wieczornych i nocnych, a zwłaszcza zimowych degustacji. Opał wprawdzie był z drzew „bagiennych” ale że liściastych – nie trzeba było zbyt często dorzucać.

Ogień był tak silny, że roztopił nieco przymrożone bagniska – przez to nasze szaty srogośmy upaprali błotem – zawsze tak bowiem jest zimą, że w najbliższym ognia sąsiedztwie lód i śnieg ustępuje, a były i takie przypadki, że na drugi dzień po biesiadzie – krety się ożywiały w miejscu ogniska, i w środku zimy świeże kopczyki widzieć można było.


Powróciliśmy podczas tej degustacji do naszego starego „miodowego lampionu” – czyli żółtej lampy naftowej, która swym miłym dla oka blaskiem oświetla nam nasze graty, abyśma ich nie podeptali. Diodowe wiatło czołówek jednak nie ma klimatu takiego jak tradycyjny płomień. Wisi ów lampion na starej, ogromnej wierzbie, której pień był dla nas pomocnym oparciem. Dawniej – lampion nasz gasł czy to z braku paliwa czy wichru powiewu w momencie, kiedyśmy się już do odwrotu szykowali. Więc wymyśliliśmy, takie oto powiedzenie, że gasnący lampion oznacza, iż trzeba wracać. Ale podczas tejże degustacji lampion zgasł w jej środku – zlęknieni kamraci Koczownik i Maniek zapytali:
- Cóż to za znak?
Bramborak przechylił czarkę miodu i rzekł uroczyście:
- To znak że trzeba go na powrót zapalić!

 
  
Jako, ze biesiadowaliśmy długo – trzeba było z plecaka wyciągnąć jeszcze jeden miód – to przechowywany już dość długo Bitewny imć Jarosa – miód wysycony z okazji zwycięskiej Bitwy pod Grunwaldem – limitowany. Chwaliliśmy ów zacny nektar już kiedyś tak więc odsyłam do wcześniejszych degustacji – wspomnieć jednak należy, że Kołysanka wcale nas nie zmogła snem a wręcz przeciwnie – wprawiła nas w stan euforyczny.
Jednym z naszych ulubionych dodatków do mięs na ruszcie pieczonych jest czosnek. Najlepiej tak oto całe główki położyć na ruszcie. Smak pieczonego czosnku to poezja sama w sobie.
Następna degustacja – wedle naszych niepewnych przypuszczeń – odbędzie się jeszcze w grudniu. Pewnikiem jednak będą to miody,. któryśmy dotąd nie degustowali jeszcze. Zapraszamy!

Read the rest of this entry »

Written by admin on Grudzień 13th, 2011

Benedicte i Krakowski Kredens – miody pitne Apis i Jaros   no comments

Posted at 8:40 am in Miód pitny
Data: 30 października 2011
Uczestnicy: – Bramborak,.Koczownik, Maniek
Miejsce:
Sosnowy borek pośród roztoczańskich pól przestworzy
Degustowane miody:
1. Benedyktyński dwójniak (dwójniak), Spółdzielnia pszczelarska APIS w Lublinie dla Benedicte J.G. Opactwa Benedyktynów w Tyńcu
2. Benedyktyński trójniak (trójniak), Pasieka Maciej Jaros dla Benedicte J.G. Opactwa Benedyktynów w Tyńcu
3. Dwójniak Arcyksięcia (trójniak), Spółdzielnia pszczelarska APIS w Lublinie dla Krakowski Kredens Tradycja Galicyjska S.A.

Podczas tejże degustacji mieliśmy przyjemność poznać kolejne wyroby Spółdzielni Pszczelarskiej Apis oraz Pasieki Maciej Jaros, które wysycono dla innych podmiotów gospodarczych – Benedyktynów w Tyńcu oraz firmy Krakowski Kredens. Warto podkreślić, że te miody nie są standardowymi wyrobami ale wykonane na specjalne zamówienie (dla Benedyktynów prawdopodobnie również wedle ich receptur) co cieszy – bo mamy możliwość poznania nowych miodów a nie tylko nowych opakowań.


Oto owe trzy miody w kamionkach, któreśmy degustowali tego niebywale ciepłego i komfortowego wieczora późnojesiennego. Wszystkie miody grzaliśmy jak to mamy w zwyczaju aby krzepka ich moc trzewia nam srogo umaściła – bo jak wyrzekła po degustacji Bramborak – Wódka upadla, piwo usypia…miód krzepi!


Pierwszy odkorkowaliśmy Benedyktyński Dwójniak, którym napełniono kamionkę 750ml, a płyn ów zachwycający już po powąchaniu miał 16% alkoholu – czyli w sam raz na zimniejsze dni jesienno zimowe. Korek trzymał solidnie, miód zachował się w stanie znakomitym, co charakterystyczne jest dla miodów Apis. Chociaż akurat ten producent ułatwia sobie zadanie trwałości poprzez dodanie siarczynów.


Najważniejszy jest jednak smak! Co też zanotowaliśmy po pierwszych i następnych czarkach krótko przytoczę: „Niesamowicie doby, łagodny, pieści trzewia, w barwie ciemny, gęsty, lepki, podchodzi pod półtoraka. Po przełknięciu podgrzanego rozgrzewająca krzepkość i wyrazistość”. 

Informacje o właściwym producencie zmieszczono dyskretnie na spodzie flaszy.

Jak zawsze podczas miodowych degustacji w plenerze – zapalamy ognisko. Głównie po to aby podczas długich wieczorów i nocy zimowych widzieć ale też by się ogrzać. Akurat tej nocy ogrzewanie bardziej nam przeszkadzało niż pomagało – musieliśma łachy z siebie częściowo zdzierać, bo w tym upale wytrzymać było niepodobna.


Oto i następny miód od Benedyktynów/Apisu – Benedyktyński Trójniak. Dodać musiem dla porządku, że stosujemy naprzemianległą degustację zwykle. Czyli – odkorkowujemy poszczególne flasze i sycimy się ich zawartością kolejno, po czarce aż do opróżnienia wszystkich. Po to aby mieć trzeźwość oceny ich smaku. Bo w przeciwnym wypadku – gdyby kosztować flasza za flaszą do dna – tej ostatniej nie moglibyśmy wówczas rzetelnie ocenić ze względu na trudności obiektywne -zwane przez nas  – trudami degustacji.


Tak oto w kilku słowach oceniamy zawartość tej charakterystycznej „Jarosowej” kamionki: – „Bardzo ciemny, smak korzenny, wyrazisty, charakterystyczny posmak miodu gryczanego, z dodatkiem ziół ale jakich to nie wiemy. Znakomicie rozgrzewa.”

Oto spodnia etykietka flaszy – mistrz Jaros nie dodaje do swych miodów siarczynów, stąd nie znajdziemy o nich informacji na etykiecie. Wedle naszych podniebień  – jest to lider miodosytnictwa w Polsce.

Między kolejnymi toastami i degustacjami są przerwy na rozmowy, przekąski, dokładanie do ognia, zaleganie na suchym niczym pieprz igliwiu – ale przychodzi taki moment, że trzewia łakną słodyczy i rozlega się wówczas okrzyk w leśnej głuszy – grzejmy! grzejmy! grzejmy!


Trzeci niebywale smaczny miód komercyjny jaki piliśmy podczas onego spotkania degustacyjnego starych Kamratów był Dwójniak Arcyksięcia, rozlany w taką pocieszną kamioneczkę o pojemności zaledwie pół litrową a wysycony jako i pierwszy przez Spółdzielnię Pszczelarską Apis w Lublinie. Tutaj ważna uwaga – jest w ofercie onej firmy jeszcze miód o nazwie Dwójniak Księcia Lubomirskiego. Jak dowiedzieliśmy się z wiarygodnego źródła – to ten sam miód co Arcyksięcia – jeno nalepki inne.


Oto symboliczna ale wielce mówiąca notatka po skosztowaniu tego niewątpliwie godnego polecenia miodku:  – „Arcysmaczny, łagodny, słodki, miód z miodu. Czemu tak mało?!? Człek rozkoszuje się miodem a jego tak mało!”

Może i mało – ale ze względu na moc dwójniaków – wystarczająco. Tako mogliśmy się uznać za srogo umiodzonych i w atmosferze zacnej i świadomości błogości udać się przez ostępy leśne i polne do miejsca, do którego był w stanie dojechać taksówkarz. Napisać nam bowiem trzeba  -aby innym dać świadectwo, iż po alkoholu (nawet łyku) nigdy nie jeździmy nawet na hulajnodze.

Kolejna degustacja odbędzie się wedle niepewnych przypuszczeń na początku grudnia. Co do miodów – jeszcze również pewności nie mamy jakie to będą – ale pewnikiem takie jakiśmy dotąd trzewi nie namaszczali.
Zapraszamy!

Read the rest of this entry »

Written by admin on Listopad 12th, 2011

Random Pages Widget Created By Best Accounting Services
skanowanie Lublin Delonghi serwis ekspresów Lublin Saeco skanowanie lublin wydruki lublin centrum format lublin wielkoformatowe format wielki format w lublinie skanowanie lublin skanowanie dokumentów lublin serwis ekspresów serwis ekspresów do kawy w Lublinie