Archive for the ‘Bioróżnorodność’ Category

Olimpiada   no comments

Posted at 1:40 am in Bioróżnorodność

Ponad 400 uczniów z 27 gimnazjów z regionu Wielkich Jezior Mazurskich wzięło udział w III edycji regionalnego Konkursu Wiedzy Ekologicznej dla Gimnazjalistów. Najlepsza była szkoła z Sątoczna.

Drużyna z Gimnazjum nr 2 w Giżycku, zdobywcy 3. miejsca Drużyna z Gimnazjum nr 2 w Giżycku, zdobywcy 3. miejsca

Autor: Archiwum MCEE FOWJM

Propozycję uczestnictwa organizator – Mazurskie Centrum Edukacji Ekologicznej FOWJM – skierował do szkół z terenu objętego działaniami Fundacji Ochrony Wielkich Jezior Mazurskich.

Tegoroczne hasło ekologicznej rywalizacji to „Bioróżnorodność – formy ochrony przyrody w Regionie WJM”.
 Konkurs rozpoczął się jesienią ubiegłego roku i miał trzy etapy: test wiedzy ekologicznej w szkole w celu wyłonienia trzyosobowej reprezentacji, wykonanie zbiorowej pracy badawczej przez reprezentantów szkół i finał, w którym wzięło udział 13 najlepszych ekip.

Zmagania finałowe odbyły się w sobotę, 12 lutego w Gimnazjum nr 2 w Giżycku.

— Rywalizacja najlepszych polegała na napisaniu testu składającego się z 20 trudnych pytań, po czym drużyny odpowiadały przed jury na 3 wylosowane pytania problemowe — informuje Ewa Stajuda, dyrektor Mazurskiego centrum Edukacji Ekologicznej FOWJM w Giżycku. — O ostatecznej klasyfikacji decydowała suma punktów zdobytych przez drużynę w finale – w pisemnej i ustnej.

Najwięcej punktów zdobyła drużyna z Gimnazjum w Sątocznie zostając tym samym zwycięzcą III edycji Regionalnego Konkursu Wiedzy Ekologicznej.
S.K.

Najlepsi z najlepszych
1. Gimnazjum w Zespole Szkół im.Jana Pawła II w Sątocznie, drużyna w składzie: Justyna Kowalczyk, Justyna Kurchan, Magdalena Cieślak
2. Publiczne Gimnazjum w Rynie w Zespole Szkolno – Przedszkolnym, drużyna w składzie: Karol Radywoniuk, Sylwia Kaczorek, Marek Wójcik
3. Gimnazjum nr 2 im. Chwały Oręża Polskiego w Giżycku, drużyna w składzie: Marta Pietnoczka, Kamila Zajko, Patryk Leszczewski
4. Gimnazjum im. Orła Białego w Zespole Szkół w Korszach, drużyna w składzie: Konrad Żukowski, Karolina Stadnik, Aleksandra Romańczuk
5. Gimnazjum im.K.I.Gałczyńskiego w Świętajnie, drużyna w składzie: Jagoda Pabich, Iza Bączek, Klaudia Bladosz

Read the rest of this entry »

Written by admin on Luty 17th, 2011

Szkockie kudłacze   no comments

Posted at 7:20 pm in Bioróżnorodność

Szkockie kudłacze nad Zalewem Szczecińskim

Szkockie kudłacze przez okrągły rok pasą się pod Szczecinem. Są śliczne – brązowe, niewielkie, kudłate, z wielkimi rogami, przypominają jaki albo żubry.
W Czarnocinie, małej wiosce nad Zalewem Szczecińskim, można podziwiać dzikie krowy. Są śliczne – brązowe, niewielkie, kudłate, z wielkimi rogami, przypominają jaki albo żubry. Robić im zdjęcia to żadna sztuka – bardzo długo tkwią nieruchomo. Ale nie da się podejść bliżej – są płochliwe i szybko uciekają.
Park Natury Zalewu Szczecińskiego
Gdy byłem tu w grudniu, miałem szczęście – spore stadko skupiło się przy wjeździe do Parku Natury Zalewu Szczecińskiego, skubiąc siano. Kilka innych przemierzało ciągnącą się po horyzont łąkę pokrytą głębokim śniegiem. Szkockie bydło górskie (Scottish Highland) należy do najstarszych ras w Europie. Ponad 35 sztuk z Czarnocina to prawdziwe krowie twardziele. Cały rok żyją pod gołym niebem, znoszą 30-stopniowe mrozy, a jedzą dosłownie wszystko, nawet twarde, zeschnięte trawy. Mają dwuwarstwową sierść – bardzo długie i grube wierzchnie włosy chronią je przed owadami, wiatrem i śniegiem, a wewnętrzna warstwa, miękka i puszysta, zapewnia ciepło. Nie marzną więc nawet wtedy, gdy chwyci szadź i chodzą w lodowym pancerzu.

Stado krów przed siedmioma laty sprowadziło z Holandii Stowarzyszenie na rzecz Wybrzeża – pozarządowa organizacja zajmująca się ochroną przyrody, która w porozumieniu z Urzędem Morskim i Nadleśnictwem Goleniów utworzyła Park Natury Zalewu Szczecińskiego. Obejmuje on ponad 500-ha obszar łąk i pastwisk w Czarnocinie.

Oryginalny sposób na trzciny
Poprzecinane rowami podmokłe łąki nad zalewem zawsze były domem dla dziesiątków gatunków ptaków. Ale gdy po 1989 r. padło tutejsze Państwowe Gospodarstwo Rolne, nieuprawiane grunty zaczęły zarastać trzciną. – Straciła na tym bioróżnorodność – wyjaśnia Kazimierz Rabski ze Stowarzyszenie na rzecz Wybrzeża. – Wyniosły się najciekawsze ptaki z gatunku siewkowców, jak kulik wielki czy krwawodziób. Wysiadują one jaja w kępach traw, łatwiej im wtedy wypatrywać drapieżników; w zbitej trzcinie nie mają czego szukać.
Stowarzyszenie wykupiło zagrożone ekologiczną katastrofą tereny w Czarnocinie, a jednym ze sposobów na trzciny okazały się właśnie krowy. Szkockie kudłacze sprawują się lepiej niż najlepsza kosiarka – depczą trzcinę, zjadają ją, nie dając jej odrosnąć. Wcisną się nawet tam, gdzie nie dotarłaby najlepsza maszyna. I to dzięki nim siewkowce wróciły! – W średniowieczu krowy tej rasy żyły na kontynencie, Niemcy stwierdzili ich występowanie na Pomorzu Zachodnim już w VIII wieku – mówi Kazimierz Rabski.
Stado żyje dziko (choć jest doglądane). Krowy cielą się bez pomocy człowieka, nawet na śniegu. Wzgardziły stodołą, którą zbudowano im na wypadek silnych mrozów, przed wiatrem wolą kryć się w krzakach. Badania weterynaryjne wykazały, że mimo trudnych warunków są zdrowsze od ich krewniaczek żyjących w oborach. Hierarchia stada ukształtowała się naturalnie. Prowodyrką jest jedna z krów matek; byki trzymają się na uboczu i bardzo często walczą, ale nie robią sobie krzywdy. Matki z małymi tworzą zamknięty klan – bronią ich, nie pozwolą nikomu podejść. Owszem, podjadają zostawiane im siano (choć wolą to, co same znajdą), podczas wyjątkowych mrozów opiekunowie wybijają im przerębel. Zimą podobnie jak dziki i jelenie jedzą śnieg. A wiosną często nurkują w wodzie, by dostać się do kłączy trzciny. Nie mają wrogów, ale kto wie, czy nie dotrą tu wilki, które pojawiły się już w Puszczy Wkrzańskiej koło Szczecina.

Inni mieszkańcy parku
W okolicy żyje też dziko ponad sto koników polskich (i one „walczą” z trzcinami). – Ile dokładnie? Nie wiemy, bo nawet w trudnych zimowych warunkach klacze potrafią się wyźrebić – mówi Kazimierz Rabski. – A niektóre tabuny chodzą po trudnych terenach niemal niedostępnych dla ludzi, czasami możemy rachować je tylko na podstawie tropów.
W Parku Natury z wież obserwacyjnych podziwia się ptaki. Jest mnóstwo żurawi, można zobaczyć polujące bieliki, a bardziej wprawni ornitolodzy czy miłośnicy przyrody wypatrzą wiosną krwawodzioby, kszyki i bataliony. Usłyszą też derkacze. Wczesną wiosną i późną jesienią zatrzymują się tu na nocleg stada gęsi białoczelnych i zbożowych.

Czarnocin leży 75 km na północ od Szczecina. Dojazd drogą szybkiego ruchu na Świnoujście, potem skręt w kierunku Stepnicy, a następnie do Czarnocina. Park Natury Zalewu Szczecińskiego zaczyna się kilkaset metrów za wsią, wiedzie tam asfaltowa droga. Samochód można zostawić przy wjeździe, jest też wiata. Odwiedzając tereny Stowarzyszenia na rzecz Wybrzeża, należy trzymać się gruntowych dróg, nie wolno płoszyć ptaków, drażnić krów i koni. Warto również skontaktować się wcześniej z jego przedstawicielami:

www.narzeczwybrzeza.pl
Źródło: Gazeta Turystyka

Read the rest of this entry »

Written by admin on Luty 15th, 2011

Dyrektywa Parlamentu Europejskiego o GMO   no comments

Posted at 6:40 am in Bioróżnorodność

Zdaniem rzecznika generalnego Yves’a Bota, miód zawierający pyłek z kukurydzy
MON 810 wymaga zezwolenia na wprowadzenie do obrotu jako żywność
wyprodukowana z GMO
Dyrektywa 2001/18
1
stanowi,  że GMO (organizmy zmodyfikowane genetycznie) mogą być w
sposób  zamierzony uwalniane do środowiska lub wprowadzane do obrotu tylko po uzyskaniu
zezwolenia.
Zgodnie z rozporządzeniem 1829/2003
2
zarówno GMO do użytku spożywczego, jak i  żywność
zawierająca lub składająca się z GMO oraz  żywność wyprodukowana lub zawierająca składniki
wyprodukowane z GMO wymagają zezwolenia.
W 1998 r. przedsiębiorstwo Monsanto uzyskało zezwolenie na wprowadzenie do obrotu
zmodyfikowanej genetycznie  kukurydzy  linii MON 810. Ponadto zezwolenie uzyskały również
liczne produkty spożywcze pochodzące z  kukurydzy linii MON 810, a mianowicie mąka
kukurydziana, gluten kukurydziany, kasza kukurydziana, skrobia kukurydziana, glukoza
kukurydziana oraz olej kukurydziany.
Kukurydza MON 810  zawiera gen bakterii,  który powoduje powstawanie toksyn w kukurydzy
niszczących w ten sposób larwy gatunku motyla będącego szkodnikiem kukurydzy, których
występowanie stanowi zagrożenie dla rozwoju rośliny.
Freistaat Bayern (kraj związkowy Bawaria, Niemcy) jest właścicielem różnych gruntów, na których
w ostatnich latach kukurydza MON 810 uprawiana była w celach badawczych.
Karl Heinz Bablok jest pszczelarzem amatorem, który  w pobliżu terenów kraju związkowego
Bawaria produkuje miód przeznaczony do  sprzedaży  oraz na potrzeby własne. Wcześniej
produkował również pyłek przeznaczony do sprzedaży jako uzupełniający preparat odżywczy.
W roku 2005 stwierdzono, po pierwsze, obecność DNA MON 810, a po drugie obecność
genetycznie zmodyfikowanych białek w pyłku kukurydzy zebranym przez K.H.  Babloka z  uli
wystawionych w odległości 500 m od terenów należących do kraju związkowego Bawaria. Ponadto
obecność bardzo małych ilości DNA  MON 810 wykryto także w kilku próbkach miodu K.H.
Babloka.
Uznawszy,  że obecność resztek genetycznie  zmodyfikowanej kukurydzy spowodowała, iż jego
produkty pszczelarskie nie nadawały się do wprowadzania do obrotu i do spożycia, K.H. Bablok
wszczął przed sądami niemieckimi postępowania przeciwko Bawarii. Bayerischer
Verwaltungsgerichtshof (sąd administracyjny kraju związkowego Bawaria) zwrócił się do Trybunału
z pytaniem, czy obecność pyłku genetycznie zmodyfikowanej kukurydzy  w tych produktach
pszczelarskich stanowi ich „istotne pogorszenie” w tym znaczeniu, że ich wprowadzenie do obrotu
wymagałoby zezwolenia.

1
Dyrektywa Parlamentu Europejskiego i Rady 2001/18/WE z dnia 12 marca 2001 r. w sprawie zamierzonego uwalniania
do środowiska organizmów zmodyfikowanych genetycznie i uchylająca dyrektywę Rady 90/220/EWG (Dz.U. L 106, s. 1),
zmieniona rozporządzeniem (WE) nr 1829/2003 i rozporządzeniem (WE) nr 1830/2003 Parlamentu Europejskiego i Rady
z dnia 22 września 2003 r. (Dz.U. L 268, s. 24).
2
Rozporządzenie (WE) nr  1829/2003 Parlamentu Europejskiego i Rady z dnia  22 września  2003 r.  w sprawie
genetycznie zmodyfikowanej żywności i paszy (Dz.U. L 268, s. 1).
www.curia.europa.euW przedłożonej dzisiaj opinii rzecznik generalny Yves Bot przypomina przede wszystkim, że GMO,
jak wszystkie inne organizmy  żywe, to byty biologiczne  zdolne do replikacji lub  przenoszenia
materiału genetycznego. Jeżeli chodzi o pyłek kukurydzy, stwierdza, że w wyniku suszenia traci on
bardzo szybko zdolność zapłodnienia i staje się materią nieożywioną. Chociaż materia ta może
jeszcze zawierać informacje genetyczne, samo występowanie w nim DNA i możliwość wchłonięcia
tego DNA przez inne organizmy nie oznaczają jednak, że ten organizm martwy jest nadal zdolny
do aktywnego przenoszenia materiału genetycznego.
Mając powyższe na względzie, rzecznik generalny doszedł od wniosku, że pyłek pochodzący z
kukurydzy MON 810, który nie jest już żywotny, a zatem nie jest zdolny do zapłodnienia, nie jest
organizmem żywym i w konsekwencji nie może być uważany za GMO.
Y. Bot stwierdził natomiast,  że zarówno miód, w którym  można wykryć obecność pyłku
pochodzącego z kukurydzy MON 810, jak  i uzupełniające preparaty odżywcze na bazie pyłku
zawierające pyłek pochodzący z tej odmiany kukurydzy są wyprodukowane z GMO. Zauważył on
w tym względzie,  że pyłek ten jest wykorzystywany jako składnik w procesie wytwarzania tych
produktów pszczelarskich i że produkty gotowe zawierają jego śladowe ilości.
Następnie  rzecznik generalny zaznaczył,  że  żywność zawierającą materiał pochodzący z
genetycznie zmodyfikowanych roślin – niezależnie od tego, czy został on wprowadzony w sposób
zamierzony czy niezamierzony – należy zawsze klasyfikować jako wyprodukowaną z GMO.
Zagrożenie, jakie dla zdrowia ludzi może stanowić genetycznie zmodyfikowana  żywność, jest
bowiem niezależne od świadomego lub nieświadomego charakteru wprowadzenia tego materiału
do genetycznie zmodyfikowanej rośliny.
Rzecznik generalny stwierdził w końcu, że niezamierzona obecność w miodzie choćby niewielkiej
ilości pyłku pochodzącego z odmiany kukurydzy MON 810 powoduje, że miód ten musi uzyskać
zezwolenie na wprowadzenie do obrotu. W tym względzie fakt, że pyłek ten pochodzi z GMO, który
uzyskał zezwolenie na zamierzone uwalnianie w  środowisku, i okoliczność,  że niektóre inne
produkty pochodzące  z tego GMO  mogą być legalnie wprowadzane do obrotu jako  środki
spożywcze, nie  są rozstrzygające, gdyż miód zawierający ten pyłek nie jest objęty zezwoleniem
wydanym na podstawie rozporządzenia nr 1829/2003.
UWAGA: Opinia  rzecznika generalnego nie  wiąże Trybunału Sprawiedliwości. Zadanie rzeczników
generalnych  polega na przedkładaniu Trybunałowi, przy zachowaniu całkowitej niezależności, propozycji
rozstrzygnięć prawnych w sprawach, które rozpatrują. Sędziowie Trybunału rozpoczynają właśnie obrady w
tej sprawie. Wyrok zostanie wydany w terminie późniejszym.
UWAGA: Odesłanie prejudycjalne pozwala sądom państw członkowskich, w ramach rozpatrywanego przez
nie sporu, zwrócić się do Trybunału  z pytaniem o wykładnię prawa Unii lub o ocenę ważności aktu Unii.
Trybunał nie rozpoznaje  sporu krajowego. Do sądu krajowego  należy rozstrzygnięcie sprawy zgodnie z
orzeczeniem Trybunału. Orzeczenie to wiąże w ten sam  sposób inne sądy krajowe, które spotkają się z
podobnym problemem.
Dokument nieoficjalny, sporządzony na użytek mediów, który nie wiąże Trybunału Sprawiedliwości.
Pełny tekst opinii jest publikowany na stronie internetowej CURIA w dniu ogłoszenia
Osoba odpowiedzialna za kontakty z mediami: Ireneusz Kolowca  (+352) 4303 2793

Read the rest of this entry »

Written by admin on Luty 13th, 2011

Miód a GMO   no comments

Posted at 12:20 am in Bioróżnorodność

Miód, który zawiera pyłki genetycznie modyfikowanej kukurydzy wymaga uzyskania zezwolenia na wprowadzenie do obrotu – informuje Rzeczpospolita.
Jest to opinia, którą wyraził rzecznik generalny Trybunału Sprawiedliwości UE. Trybunał badał sprawę pewnego pszczelarza z Niemiec. Od kiedy w pobliżu jego pasieki znajduje się uprawa kukurydzy z GMO, w miodzie i innych produktach zaczęły się pojawiać śladowe ilości zmodyfikowanych genów. Pszczelarz wytoczył proces właścicielowi pola.
Sprawa trafiła do sądu administracyjnego Bawarii. Skierował on pytanie do Trybunału Sprawiedliwości, o to czy obecność pyłków genetycznie modyfikowanej kukurydzy pogarsza jakość miodu, do tego stopnia, że wymagane jest zezwolenie na wprowadzenie go do obrotu.
Rzecznik generalny uznał, że sam pyłek nie może być uznawany za GMO. Ale skoro miód zawiera jego śladowe ilości, to należy uznać, że wyprodukowano go z GMO. Oznacza to, że trzeba uzyskać zezwolenie na jego wprowadzenie do obrotu.
W tym przypadku nie ma znaczenia, że pyłek pochodzi z GMO, które uzyskało zezwolenie na uwalnianie czy też fakt, że kukurydza, z której pochodzi jest legalnie wprowadzana do obrotu. To zezwolenie nie obejmuje jednak miodu.

Źródło: Rzeczpospolita

Read the rest of this entry »

Written by admin on Luty 12th, 2011

Watykan popiera GMO   no comments

Posted at 9:40 pm in Bioróżnorodność

Jak informuje PAP (www.gmo-compass.org/eng/news/547.docu.html) Papieska Akademia Nauk poparła żywność genetycznie modyfikowaną (GMO), podkreślając, że w stosowanej technice nie ma zagrożeń.
Opublikowano dokument zawierający wnioski z przeprowadzonych w maju z inicjatywy Watykanu badań.

Czterdziestu naukowców z różnych krajów wezwało do złagodzenia nadmiernie surowych, nieuzasadnionych naukowo uregulowań prawnych stosowanych odnośnie upraw genetycznie modyfikowanych roślin.
Badacze uznali, że nie ma nic groźnego dla ludzkiego zdrowia w stosowaniu nowoczesnych technik inżynierii genetycznej w rolnictwie. Naukowcy postulują także powtórne rozważenie postanowień Protokołu Kartageńskiego o Bezpieczeństwie Biologicznym, które stanowią przeszkody utrudniające rozwój biotechnologii w rolnictwie, faworyzując w korzystaniu z niej wielkie międzynarodowe przedsiębiorstwa. Zdaniem twórcy „złotego ryżu”, dr Potrykusa przyszłość biotechnologii i wykorzystanie jej z pożytkiem dla świata zależy przede wszystkim od reformy obecnego stanu prawnego.
Ciekawe jak ta decyzja wpłynie na polskich ustawodawców i czy doprowadzi do zmiany absurdalnych przepisów na temat GMO.

(3 December 2010) In a statement released at the end of November 2010, forty international scientists including seven Vatican advisors have called for the relaxation of “excessive, unscientific regulations” applied to genetically modified (GM) crops. The foundation of the statement lies in a week-long closed meeting held in May 2009 at the Vatican.

The scientists were brought together by Ingo Potrykus, one of the 80 members of the Pontifical Academy of Sciences. The retired Professor of Plant Sciences at the Federal Institute of Technology (FIT) in Zurich developed what is known as ‘golden rice’, a bioengineered grain with enhanced levels of vitamin A to combat the childhood blindness that poses a problem in some developing countries in Asia.

Although an official endorsement of the statement has not been released, the Academy already had expressed provisional support for GM crops ten years ago and the seven Academy members present at the meeting included Chancellor Marcelo Sánchez Sorondo.

The statement consists of 31 articles. Citing the development of crops for “the public good”, its authors referred to the potential of newly-developed plants to reduce malnutrition and poverty while enhancing food security. Other advantages of GM crops would include increased independence from pesticides and herbicides as well as the development of new tools against global warming and other types of environmental damage linked to agriculture.

The scientists cited the “magnitude of challenges facing the world’s poor and undernourished” as “a matter of urgency” while pointing to current projects developing genetically improved tropical crops that will be “of direct benefit to the poor”. In the light of these considerations and of scientific findings, one may derive “…a moral imperative to make the benefits of GE [i.e. genetically engineered] technology available on a larger scale to poor and vulnerable populations”.

Specific routes to this goal would include a reassessment of the ten-year-old Cartagena Protocol on Biosafety that addresses potential environmental risks to regulate the movement of GM organisms between countries. According to the scientists, the risks in question have failed to materialise and the protocol contains regulatory hurdles that hinder the development of crops by anyone other than large multinational firms.

Dr Potrykus uses his own experience with golden rice as an example and states, “It took 10 years longer and $20 million more than a normal variety …  future use of [such] technology for the poor totally depends on reform of regulation.”

Read the rest of this entry »

Written by admin on Luty 1st, 2011

Miliardowe zyski z GMO   no comments

Posted at 9:40 pm in Bioróżnorodność

Są ziemniaki, które zabiją stonkę, są pomidory, które nie psują się miesiącami… To wszystko dzieło człowieka, który w ciągu kilka lat wprowadził zmiany, do jakich ewolucja w ciągu milionów lat nie była zdolna

W naszych sklepach jest coraz gorsza żywność

Genetyczne modyfikacje roślin, czyli GMO, to gałąź nauki, która rozwija się tak szybko jak żadna inna. Biznes wykłada ogromne pieniądze na tę działalność, bo wyniki pracy naukowców przynoszą horrendalne zyski. Każda firma chce wyhodować odmiany, dające obfite plony o dobrej jakości, odporne na choroby i szkodniki. Jak na razie nie wyhodowano odmian roślin uprawnych odpornych na owady metodami klasycznymi. A w przypadku GMO tak. Dlatego wypierają one odmiany hodowane metodą tradycyjną. Przykład: soja. Około 80 proc. upraw to już GMO.

Równie dynamicznie rozwija się uprawa modyfikowanej kukurydzy, rzepaku czy ziemniaków. -Pieniądz rządzi światem - przypomina starą maksymę prof. Tadeusz Adamski, z Instytutu Genetyki Roślin Polskiej Akademii Nauk w Poznaniu. Wykłada też w Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej w Sulechowie. – I nie ma co udawać, GMO rozwija się dzięki ogromnym funduszom. Zwłaszcza z firm farmaceutycznych, które poszukują patentów przydatnych w leczeniu.

Polscy naukowcy mają też swój udział, choć skromny. Np. opracowany przez zespół prof. Jana Szopy-Skórkowskiego, biochemika z Uniwersytetu Wrocławskiego, len transgeniczny. Powstał dzięki wprowadzeniu do DNA lnu, genów pewnego grzyba i roślin dziko rosnących z Ameryki Południowej. Len służy do wytworzenia bandaży, które przyspieszają gojenie ran, do produkcji tkanin wyjątkowo odpornych na brud, gniecenie, moczenie, a jednocześnie wciąż zachowuje cechy naturalnego włókna. Podlega biodegradacji.

Wymyślone w Ameryce pomidory z „uszkodzonym” genem dojrzewania i mięknięcia owoców doskonale znoszą transport i mogą być przechowywane tygodniami bez obawy, że zgniją lub spleśnieją. Modyfikacje pomidora dotyczą także wielu innych cech. Obecnie 80 proc. odmian tego warzywa na świecie – to GMO. W Europie istnieje zakaz ich uprawy. Mimo to, podobno kilka lat temu do Polski nielegalnie były uprawiane przez polskich ogrodników.

Nasiona przywieziono z USA. Kraju, który przoduje na świecie w modyfikacjach genetycznych, Amerykanie jedzą najwięcej takiej żywności. Obecnie strach przed karami podobno całkowicie wyeliminował te odmiany w naszym kraju. Osiągnięcia naukowców wydają się takie przyjazne człowiekowi, ale rzeczywistość jest bardziej skomplikowana. Każda ingerencja w świat roślin ma też minusy. Dlatego GMO podzieliło świat naukowy i mieszkańców Ziemi.

Przeczytaj też: Żywność podrożeje

Nie ma jak dotąd twardych dowodów na to, że ta żywność nie szkodzi, lub jest zgubna dla naszego zdrowia. Jeśli jacyś naukowcy znają tę prawdę, dotąd jej nie ujawnili. - W Polsce ponad 80 proc. paszy dla zwierząt hodowlanych pochodzi z GMO. Gdyby z niej zrezygnować, mięso podrożałoby o 40 proc. Kogo byłoby na nie stać? Tak wyprodukowane mięso nam nie szkodzi – uważa prof. Adamski. – Jednak co do żywności nieprzetworzonej, dopóki będę miał taką możliwość, nie będę kupował jej modyfikowanej genetycznie wersji dla moich bliskich.

Podobnie jak staram się kupować żywność z gospodarstw ekologicznych a nie z upraw przemysłowych. Wiem, że tą wypowiedzią narażam się biotechnologom i genetykom, bo nie ma przesłanek naukowych, by żywności pochodzącej z GMO się bać. To tylko mój wybór. Nie ma ucieczki od GMO, nawet jeśli Polska jej zakaże. – W przypadku rozszerzenia się upraw GMO w Europie, nasi „tradycyjni” rolnicy zbankrutują, bo ich produkcja będzie droższa od tej z innych państw – podkreśla Adamski.

Przeciwnicy GMO alarmują o zagrożeniu dla zróżnicowania fauny i flory. Jest faktem, że geny z roślin zmienionych genetycznie mogą uciekać do środowiska poprzez krzyżowanie się z chwastami i same też ulegają ponownym przeobrażeniom (mutacjom). Stanowią też realne zagrożenie dla bioróżnorodności. Przykład z życia. W Szkocji rozpowszechniły się w błyskawicznym tempie przywleczone tam z innych stron świata różaneczniki, piękne kwitnące krzewy, ale one „zabiły” porastającą na wzgórzach miejscową roślinność. Zniszczyły więc bioróżnorodność występującą na tych terenach. Okazały się pięknym mordercą.

Wyniki badań, które wykazały bezpieczeństwo danej modyfikacji, mogą po jakimś czasie być nieaktualne. Trzeba je nieustannie ponawiać. Przeciw GMO w Polsce jest dr Katarzyna Lisowska, biolog molekularny: – Dla mnie rośliny zmodyfikowane zagrażają egzystencji naszych rolników. Żeby to zrozumieć, trzeba zobaczyć realia rolnictwa w Ameryce Południowej, które uzależniło się od upraw GMO, głównie soi. Ona statkami płynie do reszty świata, a do Ameryki w zamian płyną statki z żywnością, która kiedyś była tam uprawiana. Teraz nie, bo wielki biznes najpierw uzależnił od siebie rolników poprzez umowy na uprawę GMO, potem wykupił ziemię i dziś dawni właściciele pracują jako najemnicy. Wycinane są coraz większe połacie lasów pod nowe uprawy.

Lisowska podkreśla, że z takich powodów zakaz chcą utrzymać największe rolnicze kraje Unii – Niemcy i Francja. A żywność z zawartością GMO? Biolog zaznacza, że jako klienci mielibyśmy wybór, gdyby wszyscy producenci przestrzegali uczciwie znakowania żywności. Ale tego nie robią, a kontrole są zbyt rzadko.

Read the rest of this entry »

Written by admin on Luty 1st, 2011

Nie Znikaj   no comments

Posted at 6:20 am in Bioróżnorodność

Projekt „Nie znikaj” poświęcony jest zagadnieniu bioróżnorodności.

Choć słowo „bioróżnorodność” jest stosunkowo młode, to robi obecnie prawdziwą karierę. Niestety przyczyna tego jest smutna – jest nią zanikanie różnorodności biologicznej.

Wymieranie gatunków zwierząt i roślin nabiera coraz większego tempa. Pomimo znaczenia bioróżnorodności dla życia każdego organizmu na Ziemi, pomimo świadomości, że gatunki fauny i flory znikają każdego dnia, wśród wielu osób wciąż pokutuje przekonanie, że choć warto chronić zwierzęta i rośliny, a troska o środowisko to piękna idea, to przecież nie możemy dbać o przyrodę kosztem rozwoju gospodarczego. Poprzez realizację projektu chcemy uświadomić odbiorcom, jak ważna jest bioróżnorodność – nie tylko dla samej przyrody, ale właśnie z ekonomicznego i społecznego punktu widzenia.

Cel projektu „Nie znikaj”

Celem projektu edukacyjnego „Nie znikaj” jest:

  • przekazanie w atrakcyjnej formie wiedzy nt. bioróżnorodności i zagrożeń związanych z jej utratą;
  • zachęcenie do postaw i wyborów w życiu codziennym, które mogłyby spowalniać proces zanikania różnorodności biologicznej i wymierania wielu gatunków zwierząt.

Opis projektu

Projekt jest realizowany w okresie październik 2010 – lipiec 2011. Składa się z 2 etapów: przygotowawczego, a następnie właściwego konkursu dla uczniów.

Etap pierwszy – przygotowawczy

Na terenie całej Polski przeprowadzone zostaną szkolenia dla nauczycieli. Nabór na szkolenia odbywać się będzie za pośrednictwem portali o tematyce ekologicznej, przyrodniczej i oświatowej, stron internetowych stowarzyszenia, kuratoriów oraz za pośrednictwem ośrodków doskonalenia nauczycieli. Zorganizowanych zostanie 45 szkoleń (ok. 2-3 w województwie).Więcej informacji

Następnie nauczyciele przeprowadzą w swoich szkołach warsztaty dla uczniów.

Etap drugi – konkurs

Uczniowie, którzy zapoznali się już z zagadnieniem bioróżnorodności, przystąpią do konkursu. Będzie on polegał na:

  • wykonaniu dowolną techniką plastyczną mapy świata z gatunkami zagrożonymi wyginięciem oraz
  • przygotowaniu w swojej miejscowości „Marszu ginących gatunków” – przemarszu ulicami w strojach/maskach zwierząt, podczas którego uczniowie-zwierzęta będą milczeniem lub hasłami zwracać uwagę odbiorców na problem wymierania gatunków. Chcemy, by impreza odbyła się w Światowym Dniu Bioróżnorodności 22 maja.

Przewidujemy atrakcyjne nagrody!

Więcej informacji o konkursie

KONTAKT

Koordynatorka projektu: Ewa Kamińska, kom. 519 326 988,
ewa.kaminska@zrodla.org.pl

Read the rest of this entry »

Written by admin on Styczeń 20th, 2011

Być może już niegługo tylko GMO   no comments

Posted at 8:40 am in Bioróżnorodność

Jeśli sprawdzą się najczarniejsze scenariusze, owoce, warzywa i wszelkie produkty pozyskiwane z blisko 80 proc. gatunków roślin uprawnych mogą stać się towarem luksusowym albo wręcz nieosiągalnym. Cały świat zmaga się dziś z kryzysem zapylania, a jego punktem wyjścia są stare poczciwie pszczoły.

PszczeliPark foto: Dariusz Małanowski

Owady te kojarzą się nam głównie z miodem, ewentualnie z woskiem i mleczkiem pszczelim. Jednak ich prawdziwe znaczenie dla naszej gospodarki wiąże się z przenoszeniem pyłku między kwiatami. Według różnych szacunków wkład pszczół jako zapylaczy w globalną ekonomię jest od kilkunastu do kilkudziesięciu razy wyższy niż zysk z „ubocznych” produktów, takich jak miód. Badacze z Niemiec i Francji oszacowali, że praca stworzeń przenoszących pyłek kwiatowy jest globalnie warta co najmniej 153 mld euro rocznie. Mniej więcej jedna trzecia tego, co jemy, jest pośrednio lub bezpośrednio uzależniona od zapylania przez owady. Bez udziału pszczół plony większości gatunków owoców naszej strefy klimatycznej są dziesięciokrotnie niższe. O ile globalny brak miodu będziemy w stanie przeboleć, o tyle „owocowe” konsekwencje mogą być katastrofalne.

Wyszły z ula, nie wróciły

Chociaż pierwsze zwiastuny nadchodzącego kryzysu obserwowano już od dawna, w pełni objawił się on dopiero latem 2006 r. Blisko połowa pasiek w Stanach Zjednoczonych straciła wówczas ponad trzy czwarte pszczół. Na przestrzeni czterech kolejnych lat niepokojące oznaki zaobserwowano także w ulach europejskich, m.in. w Portugalii, Hiszpanii, Francji, Belgii, Grecji i Niemczech. Z najnowszych raportów wynika, że w tym roku zjawisko CCD, czyli Colony Collapse Disorder (masowe ginięcie kolonii), uderza też w polskie pszczoły.

Poważne kryzysy pszczelarstwa zdarzały się już wcześniej. W latach 60. i 70. ubiegłego stulecia pasieki zdziesiątkowała plaga warrozy, pasożytniczej choroby pszczół wywoływanej przez roztocze z rodzaju Varroa. Pokaźne żniwo zebrały też epidemie wirusowe, wywoływane m.in. przez wirusa zdeformowanych skrzydeł. W obydwu wypadkach udało się zidentyfikować przyczynę i dosyć skutecznie się z nią rozprawić. Z CCD jest dużo gorzej. Symptomy ma nietypowe. W gnieździe przebywa królowa, plastry wypełnione są młodymi larwami i zapasami jedzenia. W ulu brakuje tylko pszczół. Co więcej, w jego pobliżu nie ma też śladów po trupach tych owadów. Ul wygląda tak, jakby robotnice i trutnie po prostu nagle go opuściły, pozostawiając larwy i królową na pastwę losu.

Mimo czterech lat intensywnych badań nie udało się jednoznacznie określić przyczyny CCD. Wśród hipotez znalazły się zarówno skrajnie absurdalne, obarczające winą wprowadzenie upraw roślin modyfikowanych genetycznie (GMO), poprzez nieco bardziej racjonalne, zakładające zakłócanie nawigacji pszczół przez fale radiowe związane z rozwojem telefonii komórkowej, jak i całkiem prawdopodobne, chociaż nie do końca potwierdzone teorie dotyczące zgubnego wpływu nadużywania środków ochrony roślin, np. pestycydów opartych na pochodnych kwasu nikotynowego, zaburzających zmysł orientacji owadów.

Oczywiście do grona podejrzanych należą także liczne pasożyty, aczkolwiek wiele wskazuje na to, że infekcje bakteryjne, grzybicze i wirusowe oraz inwazje roztoczy to zjawiska wtórne – pojawiają się, by po prostu dobić młode nieporadne robotnice i królową matkę. Słychać coraz bardziej śmiałe głosy, że CCD to wynik zbyt intensywnej eksploatacji pszczół. Pszczelarze zarabiają krocie, wynajmując swe roje sadownikom i plantatorom. Pasieki są przewożone z miejsca na miejsce, od jednej uprawy do drugiej, często na olbrzymie odległości. Na czas kwitnienia migdałowców do samej Kalifornii trafia blisko połowa spośród 2,5 mln pszczelich rodzin z terenu całych Stanów Zjednoczonych. Pszczoły zdezorientowane ciągłą zmianą miejsca nie mogą trafić do swoich kolonii, błąkają się, dopóki nie padną z wyczerpania, a opustoszałe ule stają się łatwym łupem dla pasożytów.

Superpszczoły albo superrośliny

Dopóki przyczyny CCD będą leżeć w sferze domysłów, widmo świata bez zapylaczy jest całkiem realne. W badania nad tym zjawiskiem inwestuje się olbrzymie pieniądze, ale równie duże środki przeznaczone są na prace nad planem „B”, czyli rozwiązaniem problemu zapylania bez udziału pszczół miodnych. Miliony lat koewolucji zapylaczy i zapylanych przez nie roślin doprowadziły do wypracowania niezwykle wyrafinowanych strategii. Prosty z pozoru proces, jakim jest przeniesienie ziarna pyłku z pręcika na znamię słupka kwiatu, został „obudowany” całym szeregiem mechanizmów mających zabezpieczyć roślinę przed samozapyleniem. Zapylacze, zapewniając wymianę materiału genetycznego między poszczególnymi osobnikami tego samego gatunku, stali się gwarantem zachowania bioróżnorodności roślin. Kształt, barwa oraz zależne od oświetlenia ruchy kwiatu są u wielu gatunków ściśle przystosowane do konkretnego gatunku „kuriera”. W wielu przypadkach są nim pszczoły miodne, a zastąpienie ich to zadanie trudne. Ręczne zapylanie przy pomocy pędzelka, chociaż niezwykle skuteczne np. w przypadku upraw domowo-balkonowych, nie przyjmie się na liczących setki hektarów plantacjach.

Instytuty naukowe prowadzą bardzo zaawansowane technologicznie badania nad selekcją odpornych linii hodowlanych pszczół na podstawie analizy DNA. Genom pszczoły miodnej zsekwencjonowano już w 2006 roku, tuż przed plagą CCD. Do tej pory udało się zidentyfikować kilka wariantów genów zapewniających zwiększoną odporność na pasożyty. Naukowcy z grupy Agricultural Research Service z Honey Bee Breeding, Genetics and Physiology Research Unit w Baton Rouge opublikowali w październiku zeszłego roku wyniki badań nad linią charakteryzującą się wysoką ekspresją genów z grupy VSH (Varroa-sensitive hygiene – dosłownie „higiena związana z warrozą”). Pszczoły z tej linii potrafią rozpoznać i wyeliminować z gniazda poczwarki i larwy, na których żerują roztocza, niszcząc inwazję pasożyta w zarodku.

Inni badacze próbują „ugryźć” problem od drugiej strony, starając się uzyskać nowe odmiany roślin, z powodzeniem zapylające się samodzielnie. Pierwszy sukces na tym polu ogłosili sadownicy z Kalifornii. W ich wypadku motywacja była niezwykle silna – tamtejsze plantacje migdałów bardzo poważnie ucierpiały wskutek plagi CCD. Badacze z grupy Craiga Ledbettera, genetyka z Crop Diseases, Pests and Genetics Research Unit w Parlier, wyhodowali odmiany tych drzew, które dają wspaniałej jakości owoce wskutek samozapylenia. Kluczem do sukcesu była krzyżówka samopylnych hiszpańskich migdałowców (dających nie najlepsze owoce) z najlepszą kalifornijską odmianą o wiele mówiącej nazwie nonpareil (niezrównane). W ślady tych badaczy pójdą zapewne zespoły na całym świecie i za kilkanaście lat przynajmniej w przypadku części upraw pszczoły staną się zbędne.

Wołanie bartnika na puszczy

Na razie jednak w skali globalnej zdecydowanie większe nadzieje można wiązać z propagowaniem innych gatunków zapylaczy. Pszczoła miodna (Apis mellifera mellifera) znakomicie spisywała się zarówno jako producentka miodu, jak i przenosicielka pyłku. Stosunkowo łatwa w „obsłudze” zdominowała pasieki w całej niemal Europie i Ameryce Północnej. Od połowy XIX w. inne odmiany pszczół, żyjące w stanie półdzikim w barciach, zostały zepchnięte na margines. Pasieki, w których utrzymuje się rodziny „borówek”, przetrwały w Polsce zaledwie w kilku rejonach, m.in. w puszczach Augustowskiej i Białowieskiej. Trudno się dziwić – obsługa barci zamieszkanych przez wyjątkowo kąśliwych mieszkańców, dających w dodatku dużo mniej miodu niż „udomowieni”, stała się zajęciem dla pasjonatów. Jednak dziś, w obliczu kryzysu, kiedy bardziej zaczyna się liczyć zapylanie, dzikie i półdzikie gatunki oraz odmiany pszczół mają szansę na wielki powrót.

Pszczelarze sięgają także dalej . Pszczoły miodne to zaledwie siedem z liczącej blisko 20 tys. gatunków rodziny pszczołowatych. Tam gdzie nie chodzi o miód, wybór jest teoretycznie olbrzymi. Problemem jest już natomiast znalezienie gatunków, które są sprawnymi zapylaczami, tworzą duże kolonie i dają się hodować w kontrolowany sposób. To ostatnie nastręcza najwięcej problemów – wystarczy przypomnieć wizję z filmu „Rój”: dzikie pszczoły zaczynają atakować ludzi. Na szczęście wśród pszczołowatych są gatunki o nieco łagodniejszym usposobieniu. Na polskim rynku pojawiły się już wysokiej klasy specjalistki od zapylania, kryjące się pod wdzięcznymi nazwami w rodzaju murarka ogrodowa (Osmia rufa), porobnica włochatka (Anthophora plumipes) czy też nożycówka pospolita (Chelostoma florisomne).

Trzmiel z pudełka

W branży naturalnych zapylaczy hitem ostatnich lat są poczciwe trzmiele (często nazywane do dziś – zupełnie niesłusznie – bąkami). Ich zasadniczą przewagą jest większa odporność na złą pogodę. Dla wielu roślin, w tym drzew owocowych, kluczowa dla rozpoczęcia kwitnienia jest długość dnia – może być chłodno, a one i tak w pewnym momencie rozwiną kwiaty. Tymczasem pszczoły są niezwykle wrażliwe na temperaturę. Na dobrą sprawę nie ruszają się z ula, jeśli na zewnątrz jest mniej niż 12 stopni Celsjusza; podobnie działa na nie zachmurzenie. Trzmiele są twardzielami – wkraczają do akcji już przy 8 st. C i niewiele robią sobie z braku słońca. Doskonale sprawdzają się przy pogodzie takiej, jaką mieliśmy chociażby minionej wiosny. Trudno się więc dziwić, że rynek sadowniczy i ogrodniczy podbijają niewielkie ule z trzmielami. W najprostszej wersji to po prostu zwykłe tekturowe pudełka z liczącą od kilkudziesięciu do kilkuset osobników rodziną trzmieli ziemnych (Bombus terrestris) – wystarczające przeciętnie na 1,5–2,5 tys. m kw. upraw. Koncern Koppert, holenderski potentat na rynku ekologicznych środków ochrony roślin, oferuje także ule w wersji hi-tech – pudełka wyposażone w system łączności bezprzewodowej, z „bramkami” sterowanymi zdalnie przez stację pogodową. Dzięki temu trzmiele wylatują z gniazda tylko wtedy, kiedy panują optymalne warunki do zapylania, a światło jest wystarczająco intensywne, by owady zachowały dobrą orientację w przestrzeni.

Z punktu widzenia hodowców wielkim atutem trzmieli jest też fakt, że można hodować je przez cały rok, w warunkach zamkniętych, przypominających do pewnego stopnia hodowle terrarystyczne. Owady te – w przeciwieństwie do innych pszczołowatych – nie mają rozbudowanego tańca godowego. Przyszłe matki nie są wybredne i zadowalają się niemalże pierwszym lepszym trutniem. Co więcej, sterowanie poziomem dwutlenku węgla i temperaturą w pomieszczeniu hodowlanym pozwala na kontrolowanie rójek i zwiększenie liczby matek. Teoretycznie rzecz biorąc – dysponując niewielką grupą zarodową – można wyprodukować szybko całkiem sporą liczbę rodzin. A to dobry znak. Zapotrzebowanie na trzmiele jest tak olbrzymie, że polscy hodowcy przyjmują zapisy na ule z dwumiesięcznym wyprzedzeniem.

Jeszcze korzystamy z usług owadów, ale gdy kryzys się pogłębi albo CCD przeniesie się na inne gatunki, trzeba będzie sięgnąć po stworzenia zapylające większego kalibru. Wizja wpuszczania pod osłoną nocy stada nietoperzy do tunelu z pomidorami, aczkolwiek niezwykle ciekawa, wydaje się jeszcze na szczęście dość odległa.

Read the rest of this entry »

Written by admin on Listopad 19th, 2010

MONSANTO zabija wszystko co żywe   no comments

Posted at 4:20 pm in Bioróżnorodność

Produkcja żywności to potężny biznes dający ogromne zyski. Najważniejszym jej elementem jest ziarno, bez którego nie byłoby roślin, którymi żywią się zwierzęta hodowlane. To właśnie produkcja genetycznie modyfikowanych nasion przynosi miliardowe zyski kilku firmom, które budowały potęgę w branży chemicznej. Dziś zarabiają na biotechnologii. Liderem w tej branży jest amerykański koncern Monsanto, do którego należy około 90 proc. upraw GMO na całym świecie. W przeszłości firma produkowała środki chemiczne używane między innymi podczas wojny w Wietnamie, sztuczny hormon dla krów wycofany z wielu krajów.

Niektóre badania dowiodły, że te środki są szkodliwe dla zdrowia. Dziś Monsanto jest liderem w produkcji środka ochrony roślin – Roundup.

-Roundup jest tzw. preparatem totalny. Niszczy wszelką zieloną roślinność. Bez Roundupu rolnik dzisiaj nie potrafi dać sobie rady z perzem, podstawowym chwastem – mówi Adam Koryzna, rolnik, prezes stowarzyszenia „Koalicja Na Rzecz Nowoczesnego Rolnictwa”.

Adam Koryzna jest współwłaścicielem jednej z największych firm na opolszczyźnie, handlującej nasionami i środkami ochrony roślin. Zarządza ogromnym, rodzinnym gospodarstwem rolnym.

- GMO jest szansą dla rolników, którzy chcą sprostać wymaganiom współczesnego rolnictwa. Konsumenci chcą mieć tanią i zdrową żywność, a jednocześnie, żeby środowiska nie obciążać chemią. I świat wymyśli modyfikację genetyczną, coś, co zastępuje chemię – tłumaczy Adam Koryzna.

Obraz rolnictwa bez chemii roztaczają zwolennicy biotechnologii w rolnictwie. Producenci nasion kuszą rolników uprawami bez chwastów, ogromnymi zbiorami i dobrobytem. Te same firmy produkują też środki chemiczne do ochrony roślin. Być może dlatego dyskretnie pomijają fakt, że najwięcej upraw genetycznie modyfikowanych to rośliny odporne na silny środek chemiczny Roundup.

W Caen, w północnej Francji, mieści się uniwersytet, gdzie badano wpływ tego najbardziej powszechnego hericydu na zdrowie.

- Podczas badań stwierdziliśmy, że Roundup należy do głównych substancji skażających wodę i żywność. Badamy minimalne dawki Roundupu. Dokładnie takie, jak w produktach spożywczych, zawierających GMO. W badaniach okazało się, że Roundup, w bardzo małym stężeniu – takim jak występuje w GMO – a nawet 800 razy mniejszym, zabija komórki człowieka w krótkim czasie: 2-3 dni. W jeszcze mniejszym stężeniu Roundup zaburzał system hormonalny, blokując wydzielanie hormonów płciowych w komórkach, jak też samo działanie tych hormonów w komórkach. To bardzo ważne, bo hormony te mają kluczowe znaczenie dla płodu ludzkiego. Bez nich nie jest możliwe ukształtowanie się narządów płciowych noworodka. Roundup zaburza przebieg ciąży i powoduje poronienia – mówi Gilles-Eric Seralini, biolog molekularny, Uniwersytet w Caen.

- Roundup stosuję do desykacji (osuszania) rzepaku, pszenicy. Rocznie zużywam go ok. 500 litrów – mówi Dariusz Matuszek, polski rolnik.

O popularności tego środka chemicznego decyduje jego skuteczność a także cenna dla kupujących informacja o szybkim rozkładzie w środowisku naturalnym. To środek łatwo dostępny. Właściciele ogródków działkowych mogą go kupić niemal w każdym sklepie ogrodniczym.

- Roundup nie jest biodegradowalny i może pozostawać nawet rok w glebie i w wodzie. W USA od lat nie można określać Roundupu jako biodegradowalnego, ponieważ Monsanto przegrało w tej kwestii sprawę sądową. Następnie Monsanto przegrało sprawę przed sądem francuskim, który stwierdził, że Roundup jest toksyczny – mówi  Gilles-Eric Seralini, biolog molekularny, Uniwersytet w Caen.

Dlaczego Departament Hodowli Roślin i Środków Ochrony pozwala, by firma wmawiała ludziom, że ten herbicyd jest bezpieczny dla środowiska? Przez trzy miesiące od rozmowy na ten temat z dziennikarzami UWAGI!, urzędnicy nic nie zrobili w tej sprawie. Klienci wciąż wierzyli, że kupują preparat do zwalczania chwastów bezpieczny dla środowiska. Dlaczego zbagatelizowano tak poważną sprawę?

- Produkt ten może być wprowadzany do obrotu, ale bez informacji, że ulega biodegradacji – przyznała Małgorzata Surawska, Departament Hodowli i Ochrony Roślin Ministerstwo Rolnictwa.

Po interwencji reporterów inspekcja ochrony roślin ukarała firmę jedynie 300 zł mandatem i zmusiła do zmiany etykiety. We Francji, za wprowadzanie klientów w błąd, sąd ukarał dystrybutora Roundupu 15 tysiącami euro kary.

Read the rest of this entry »

Written by admin on Listopad 1st, 2010

GMO zagrożenie dla pszczół   no comments

Posted at 4:20 pm in Bioróżnorodność

Komu i czemu służy GMO ?

GMO – czyli genetycznie modyfikowany organizm, inaczej transgeniczny oznacza sztuczne wstawienie obcego genu do materiału genetycznego danego organizmu. Geny przenosi się przekraczając granice międzygatunkowe, np. wstawiając geny zwierząt do rośliny i vice versa.

Naukowcy wykorzystują techniki biologii molekularnej m.in. takie, jak wprowadzenie wektorowego wirusa lub wstrzelenie genu za pomocą działa genowego pomiędzy geny docelowego organizmu do zmiany jego genomu.


Czy genetycznie modyfikowana żywność powinna być wprowadzana do łańcucha pokarmowego?

Międzynarodowa Koalicja do Ochrony Polskiej Wsi – (ICPPC) i doradca brytyjskiego rządu Julian Rose oświadczyli, że żadne z propagandowych haseł międzynarodowego koncernu rolniczego Monsanto, jak ograniczenie głodu na Ziemi czy nieszkodliwość produktów transgenicznych itd. nie ma nic wspólnego z prawdą. Jest to przykrywka forsownej ekspansji GMO w celu przechwycenia światowej produkcji żywności nie bacząc na bankructwo drobnych rolników produkujących naturalną żywność.

To prawda, że potrzeba dwóch albo i trzech pokoleń, by naocznie odczuć i zobaczyć skutki eksperymentów inżynierii genetycznej, ale wyniki badań naukowców już obecnie wykazały szkodliwość zdrowotną „cudownej „ żywności gnomo.

Dr A. Pusztai w głośnej pracy – „Geneticilly Mod i fied Foods: Potential Human Health Efects” wyraża opinię na temat karmienia szczurów i ich potomstwa:

„Jest niemal nie do wyobrażenia, żeby tak znaczne uszkodzenia nerek, wątroby etc. lub zmiany w parametrach krwi ( limfocyty, glukoza), jakie wystąpiły u szczurów karmionych kukurydzą GMO były objawami przypadków, wynikłymi z samej biologicznej zmienności”.

Podobnie niepokojące są wyniki badań przeprowadzone przez dr Jermakową z Rosyjskiej Akademii Nauk. Oto one: aż 55,6% potomstwa matek szczurów karmionych soją GMO zginęło w ciągu trzech tygodni!

Już sama możliwość takich skutków dla ludzi i zwierząt wyklucza dopuszczenie na nasz rynek tak niebezpiecznej innowacji.

Trucizny Gnomo BST – prosilac – zmodyfikowany hormon wzrostu zwiększający u krów produkcję mleka a u pijących to mleczko ludzi powoduje ryzyko zachorowania na raka piersi, okrężnicy i prostaty. W krajach UE stosowanie BST jest zakazane!

Kukurydza BT – najbardziej znany przykład inżynierii genetycznej. Bacillus thuringiensis to naturalna bakteria wytwarzająca proteiny dla larw insektów. Wprowadzając gen kontrolujący wytwarzanie tych protein w nasionach kukurydzy naukowcom udało się stworzyć całą gamę jej odmian, która wytwarza własne pestycydy przeciwko insektom. Do „towarzystwa” stworzono odmianę soi, rzepaku i bawełny BT. Nie przeprowadzono żadnych badań w kwestii skutków tego eksperymentu.


Pomidory Flavr Savr wprowadzono na rynek już w 1994 r. mimo, iż szczury pozdychały po ich zjedzeniu. Zagrożenie żywności GMO prócz przebadanych gnomowytworów może wyniknąć w przyszłości z pojawienia się toksyn w tej żywności to raz a także nowej kombinacji białek i straty odżywczej roślin.


Neurotoksyczny akrylamid – to twór poddanych obróbce ziemniaków odpornych na herbicyd (round up).

Soja GMO ma 12% – 14% mniej fitoestrogenów, niż naturalna. Fitoestrogeny chronią przed zawałem serca, osteoporozą, rakiem piersi.

Sztuczne zmutowane pożywienie może aktywować uśpione wirusy, a to krok do epidemii.

Wypowiedzi dr A. Pusztaia na temat odkryć dotyczących niebezpieczeństwa skutków ubocznych wywołane przez gen modyfikujący żywność sprawiły, że został zwolniony z Instytutu Rowetta po 36 latach pracy, a wszystkie jego notatki instytut zawłaszczył.

Szczególne zagrożenie dla pszczół miodnych

Jak wiadomo pszczoły są bezcenne w zapylaniu 1/ 4 miliona roślin. Gdyby pszczoły zniknęły z powierzchni Ziemi, a eksperymenty Gnomo stworzyły takie obawy, wraz z nimi zginąć mogą jabłonie, grusze, jagody, ogórki i wiele ziół byłoby unikatowe. Ucierpiałyby ptaki, małe ssaki – żywiące się jagodami nasion i drapieżniki zjadające ssaki. Niepokój pszczelarzy bierze się stąd, że pszczoły zjadają trujące proteiny z roślin GMO.

W tym kontekście godne uwagi są badania dr R. Ramireza – Ramirero i jego wspólpraacowników. Wyniki badań są zdumiewające:

Proteiny (Cry 1AB) nie wywołują śmierci pszczół, ale wpływają na zachowania żywieniowe owadów. Pszczoły dłużej zbierają i przyswajają skażony syrop i zbierają mniej pyłku, co nie wystarcza na utrzymanie ula i to przyczynia się do upadku roju. Pszczoły miodne giną tylko w miejscach, gdzie są rośliny Gnomo i to nawet na niewielkich obszarach.

Badania prof. Joe Cumminsa potwierdziły, że imidacloprid – szkodliwy pestycyd – środek ochrony roślin zawleczony do ula powodował u pszczół opóżnony powrót do pasieki – do 24 godzin, inne pestycydy zaburzały rozróżnianie zapachów. ( „Reqiem for Honeybee”)

Pyłki roślin odżywiają pszczoły białkami i tłuszczami, natomiast rośliny „gnomiaste” są wysterylizowane z tych potrzebnych wartości odżywczych i pszczółki raczone takimi pyłkami powodują patologie w ich rozwoju, niedożywienie i zamieranie.

Zagrożenia ekologiczne brr…

Wykazano,że pyłki z transgenicznych roślin np. rzepaku przenoszą się z wiatrem na odległość 26 km, zapylając rzepak naturalnych odmian. W ten sposób szkodliwy transgen uwalnia się w niekontrolowany sposób do środowiska, powstają chwasty odporne na herbicydy – co już nastąpiło w Argentynie i Kanadzie a za tym idzie większa chemizacja i wzrost kosztów upraw.

I tak dla przykładu w USA po 10 latach stosowania GMO – zanieczyszczenie upraw naturalnych doszło do 80%, mimo, że obiecywano, iż nie będzie większe, niż 1%.

Grozi to wyjałowieniem gleby – to raz, niższymi plonami, chorobami drugi raz.

GMO – to twór pazernej terrorystycznej korporacji MONSANTO!

Mechanizm funkcjonowania tego ekonomicznego terrorysty- firmy, którą dewizą jest całkowite nieliczenie się ze skutkami zdrowotnymi trującego żarcia i któraż była już sądzona za wprowadzenie trucizny stosowanej w przemyśle elektronicznym (polichromowane bifenyle – PCB) i przez kilkadziesiąt lat (1935r. – 1977r.) czerpała potężne zyski. Toksyczne odpady składowano pod gołym niebem, nie informując swoich pracowników o rakotwórczym działaniu toksyn, mimo, że już w 1937 roku Monsanto miała naukowe dowody o szkodliwości PCB…

Monsanto działa od 1901r. i wypracowała sobie lobbing przez karuzelę stanowisk między instytutcjami rządowymi i firmą i mając bezgraniczne poparcie rządu USA… kończyć zadania nie trzeba…

Proces legislacyjny oparto o tzw. „Teorię zasadniczej równoważności” odmian żywności produkowanej tradycyjnie i transgenicznej.

To dziwaczne sformułowanie opiera się na teoretycznym założeniu, że w większości przypadków białka, tłuszcze, węglowodany z transgenów są równoważne żywności naturalnej.

Ta dość karkołomna kalkulacja logiczna pozwala firmom biotechnologicznym rezygnować „legalnie” z testów toksykologicznych wymaganych przez Ustawę żywności, lekach i kosmetykach a także ze znakowania wyrobów z GMO. Mało kto wie, bo wiadomo, że media mają czapę na publikowanie prawdziwych informacji, iż Amerykańska Agencja do Spraw Żywności i Leków – FDA dopuszcza do handlu wypierdki GMO bez wykonania własnych badań bezpieczeństwa, a jedynie na podstawie dokumentacji dostarczonej przez firmę biotechnologiczną. Skutkiem tego szkaradnego oszustwa niezorientowany konsument w Europie, żyje wprzeświadczeniu, że skoro certyfikat wydała słynna FDA – żarcie GMO jest ok.

Arpad Pusztai – biochemik o międzynarodowej sławie tylko raz dopuszczony został do wywiadu w TV, w którym powiedział:

„Jako naukowiec działający na polu technologii muszę stwierdzić, że stawianie naszych obywateli w roli królików doświadczalnych nie jest w porządku”.

Po tej delikatnej i tak wypowiedzi prof. Pusztai został wylany z Instytutu Rowetta w Szkocji a wyniki badań prawdopodobnie zdyskredytowano.

Marie Monique Robin – francuska dziennikarka – autorka książki – „Świat wg Monsanto” w swoim dziennikarskim śledztwie dotarła do informacji, że wydarzenia miały miejsce pod wpływem rządu brytyjskiego a cała sprawa miała prawdopodobnie charakter międzynarodowy.

Jak są wyniszczani rolnicy?

Rolnicy zmanipulowani, że nasiona GMO i naturalne są ” równoważne” zakupują je, ale tylko na jeden rok. W następnym roku są zmuszeni do kupienia nowego ziarna, bo nie wolno zostawić części zbioru, bo jest „obwarowanie”, że to ziarno jest opatentowane. Gdy zaś zdarzy się, że transgeniczna roślina wyrośnie na polu przypadkiem z ziaren przywianych wiatrem – kontrolerzy Monsanto wkraczają do akcji i domagają się w sądzie niebagatelnych odszkodowań. W latach 1998- 2004 firma prowadziła średnio 500 spraw rocznie przeciw rolnikom i w samym tylko 2005 r. koncern zarobił ponad 15 milionów USD tytułem odszkodowań od rolników.

Manipulacja w mediach

Sejm opracowuje projekt ustawy: „Prawo o organizmach genetycznie zmodyfikowanych”. Na konferencji prasowej pt. GMO – ustawowa mistyfikacja, na której 4 naukowców, którzy dobitnie przedstawili zagrożenia upraw GMO. Zakaz upraw jest więc sprawą woli politycznej rządu.
Podczas wysłuchania publicznego jeszcze więcej naukowców oraz Komitet Ochrony Przyrody PAN domagającej się wprowadzenia 15-letniego moratorium na uprawy Gmo w Polsce – wyrażali się krytycznie o projekcie Ustawy. PAP podała przekłamaną informację pt. „Ekolodzy przeciw zmianom w ustawie oGMO”, używając gęsto słowa „ekolodzy” z sugestią, że ekolodzy to raczej aktywiści ideolodzy a nie eksperci w temacie.
Mimo interwencji dr Katarzyny Lisowskiej (biolog molekularny, pracownik naukowy Centrum Onkologii w Gliwicach) sprostowania jak to bywa w Papie nie było.

Lobby Pro – GMO

Jest także i w Polsce. Media często cytują „króla kukurydzy” – Tadeusza Szymańczaka, którego określa się jako Polaka kupionego przez Monsanto. Jesteśmy dobrym kąskiem dla transgenicznych upraw z ponad 40 milionowym rynkiem konsumenckim i trzeba tylko przekonać decydentów o zaletach tej żywności. Na lobbing idzie ciężka kasa – 9 mld USD w 2009 r. W Polsce misjęGMO prowadzi Robert Gabarkiewicz – wysoki urzędnik Monsanto.

Aktywnie promuje GMO prof. Tomasz Twardowski z Poznania prezes Polskiej Federacji Biotechmologii – znany z licznych wypowiedzi w mediach, który działa rzekomo jako niezależny podmiot fan gmowy. Również Niezależna Agencja Prasowa pod tą niewinną nazwą sieje propagandę GMO jako właściciel domeny internetowej gbepolska.pl Członkami GBE są największe firmy z branży biotechnologicznej. Wydaje się,że ta siatka agentów odpowiada i za „dobrą” prasę dla swojego przestępczego działania. Dotychczas udało się zdecydowanym w postawie naukowcom zablokować bezterminowo preparat Prosilac – używany do zwiększenia mleczności krów powodujący zapalenie wymion. Dzięki protestowi społecznemu w USA i Kanadzie koncern wycofał się z prac nad transgenicznym zbożem (pszenica, jęczmień). Zakazy upraw GMO wprowadziły rządy Francji, Niemiec, Włoch, Luxemburgu, Węgier, Grecji, Austrii, Bułgarii a także Szwajcarii.

W lipcu b.r. zakończyła pracę komisja nad projektem Ustawy – Prawo o organizmach genetycznie zmodyfikowanych i stanęło na tym, że:

Wprowadzono zakaz obrotu materiałem siewnym genetycznie zmodyfikowanym i zakaz uprawy roślin GMO. Zaostrzono kary za łamanie prawa w tym zakresie – do 12 lat więzienia i 250 tys. zł. Spośród członków podkomisji zmiany poparli posłowie z PiS, PSL, SDPL a przeciwko głosowali posłowie z PO.

Rzesze naukowców, ludzi dobrej woli, wegetarian, ekologów jednoznacznie sądzą, że jeśli chodzi o rozwiązanie problemu niedoborów żywności na świecie – wystarczy zapobiec jej marnotrawstwu i dzielić między wszystkie kraje. Szybko okazałoby się, że Ziemia jest zdolna zaspokoić potrzeby ludzkości w tym zakresie.

„PRZODOWNICY” W PRODUKCJI UPRAW TRUCICIELSKICH ROŚLIN GMO: USA: 62,5 mln ha; Argentyna: 21 mln ha; Brazylia: 15,8 ha; Kanada, Indie: 7,6 mln ha wg danych z Raportu Global Acreage 2008. Jak podaje Raport 70% światowej produkcji soi – to soja genetycznie modyfikowana.

Czarna lista trucizn GMO!

Konsumencie UWAŻAJ! Od Ciebie zależy czy poniżej wymienione produkty będą w naszych sklepach. Od Ciebie zależy czy kupisz ten produkt czy też go zignorujesz.

Produkty GMO:

Czekolada Forest & Fruit Producent: Tiger Consumer Brands Limited, William 3010 Nicole Drive, Bryanstron, Sandton 2191

E 322 – nazwa chemiczna: Lecytyny, która jest wykorzystywana jako emulgator, przeciwutleniacz, nośnik. Substancja dodatkowa ogólnie dozwolona do użycia na zasadzie quantum satis. Można ją znaleźć głównie w produktach tj. wyroby kakaowe i czekoladowe, mleko w proszku i mleko zagęszczone, chleb wyprodukowany wyłącznie z następujących składników: mąka pszenna, woda, drożdże lub zakwas, sól spożywcza, świeże makarony. Jest również limitowanym dodatkiem do następujących produktów spożywczych: niezemulgowane oleje i tłuszcze pochodzenia roślinnego lub zwierzęcego (z wyjątkiem oliwy z oliwek, w tym oliwy Virgin) – 30 g/l, niezemulgowane oleje i tłuszcze pochodzenia roślinnego lub zwierzęcego (z wyjątkiem oliwy z oliwek, w tym oliwy Virgin) szczególnie przeznaczone do gotowania lub smażenia, lub przygotowania zasmażek – 30 g/l, maksymalna dawka stosowana w procesie produkcji preparatów przeznaczonych do początkowego żywienia niemowląt o dobrym stanie zdrowia – 1 g/l, herbatniki i sucharki oraz żywność oparta na zbożach dla niemowląt i małych  dzieci o dobrym stanie zdrowia – 10 g/kg

Read the rest of this entry »

Written by admin on Listopad 1st, 2010

Random Pages Widget Created By Best Accounting Services
skanowanie Lublin Delonghi serwis ekspresów Lublin Saeco drukowanie serwis ekspresów naprawa ekspresów Lublin w Lublinie skanowanie lublin drukowanie z internetu