Miody – nadal kiepsko z Polskim Miodem no comments
Średnio z jednego ula wybiera się w sezonie ok. 12 kilogramów miodu. W tym roku niektórzy właściciele pasiek z okolic Sokółki pozyskali od jednej pszczelej rodziny zaledwie po 5 kilogramów tego produktu.
– Nie jest to jednak żadna norma. Jedni skarżą się na słabe zbiory, natomiast niektórzy zbierają więcej miodu niż w latach poprzednich – mówi Józef Zajkowski, bartnik sokólski. Razem z synem Wojciechem prowadzi on jedną z największych pasiek na Podlasiu. Obecnie Zajkowscy mają prawie 600 uli.
Chemia szkodzi pszczołom
Efekty miodobrania zależą od kilku czynników. Przede wszystkim dużą rolę odgrywa pogoda.
– W tym roku mamy niezbyt sprzyjające warunki atmosferyczne. Zbyt mokra aura przeszkadza nie tylko ludziom, ale również pszczołom. Ciągłe deszcze połączone z chłodnymi nocami nie sprzyjają nektarowaniu – wyjaśnił Józef Zajkowski.
Innym wrogiem pszczół są powszechnie stosowane przez rolników środki ochrony roślin. – Żyjemy w czasach, kiedy chemia opanowała niemal wszystkie dziedziny życia. Organizm ludzki radzi z nią sobie coraz gorzej. A przecież pszczoła jest znacznie bardziej delikatna niż człowiek. Nie ma zatem możliwości, aby chemia nie zaszkodziła mieszkańcom naszych pasiek – dodaje bartnik sokólski.
Zarówno warunki atmosferyczne, jak też nagminnie stosowane sztuczne nawozy, mają ogromny wpływ na kondycję pszczół.
– Czasami sezon zapowiada się bardzo dobrze. Piękna wiosenna aura nie idzie jednak w parze z wysokimi zbiorami. Okazuje się chociażby, że pszczoły źle przezimowały i nie mają siły zbierać nektaru – mówi nasz rozmówca.
Miodów zaczyna brakować
Od kilku lat właściciele pasiek muszą zmagać się jeszcze z jednym problemem, a mianowicie: chorobą pszczół zwaną nosemozą. Zarażone nią owady trudno uratować.
– Do mojej pasieki nosemoza na szczęście nie dotarła, ale cały czas trzeba mieć się na baczności – dodaje Józef Zajkowski.
Tegoroczne miodobranie na północnym wschodzie Polski w zasadzie dobiegło już końca. Ceny miodów są bardzo porównywalne z tymi z 2010 roku. Za słoik o wadze 1,30 kg trzeba zapłacić ok. 30 zł. Znacznie droższy jest miód spadziowy, za który pszczelarze inkasują po 50 zł. Prawdziwym rarytasem jest natomiast miód wrzosowy, wyceniany na 65 zł.
– Ogólnie pszczelarze narzekają, że miodów jest mniej niż powinno być. Dlatego musimy liczyć się z ewentualnością, że cena tego produktu zacznie rosnąć. Takie jest prawo rynku – podkreśla pan Józef z Sokółki.
W 2010 roku braki – w miarę możliwości – były uzupełniane miodami wielokwiatowymi. Podobnie rzecz się miała przed rokiem.
Na zjazd do Argentyny
– Zawsze powtarzam, że każdy miód jest dobry – przyznaje bartnik sokólski.
Coraz częściej zdarzają się jednak klienci, którzy szukają czegoś szczególnego. Ogólnym uznaniem cieszy się wspomniany już miód wrzosowy.
– Ludzie chcą też poznać inne smaki. Żeby sprostać ich wymaganiom, wprowadziliśmy do swojej oferty takie nowości jak miód z dodatkiem cynamonu i wanilii oraz mieszankę z imbirem – wylicza Józef Zajkowski.
Wszystkie kwestie związane z prowadzeniem pasieki, miodobraniem i tego typu zagadnieniami będą omawiane podczas Światowego Zjazdu Pszczelarzy „Apimondia Pszczelarska”, który odbędzie się w Argentynie na przełomie września i października br. Wśród jego uczestników będzie też sokólski bartnik.
Skuteczne wykorzystanie pożytków no comments
Podstawowym warunkiem decydującym o skutecznym wykorzystaniu pożytków jest siła rodzin pszczelich. Pszczół musi być dużo, powinny być w różnych kategoriach wiekowych i w dobrej kondycji. W pasiece powinien panować nastrój roboczy, wynikający z właściwych proporcji między ilością pszczół i czerwiu. … Continue reading →
Read the rest of this entry »
Jaki sierpień, takie przedwiośnie no comments
Pszczelarska wiosna zaczyna się wraz z pierwszym oblotem, ale z tym oblotem prawdziwym, po którym rodziny zaczynają się dynamicznie rozwijać. Oblot taki przy normalnym dla naszego klimatu przebiegu pogody ma miejsce w końcu lutego lub w pierwszej połowie marca. Okres … Continue reading →
Read the rest of this entry »
Pszczoły w Londynie no comments
Na dachu jedenastopiętrowego wieżowca (Regis House) w sercu Londynu
zainstalowano ule dla 40 tys. miodnych pszczół. Grupa stawiająca sobie
za cel ratowanie pszczół (Bee Aid) założona przez Brytyjski Związek
Pszczelarzy chce ocalić 1,5 mln miejskich pszczół.
Pszczoły na dachu budynku Regis House w Londynie (telegraph.co.uk/news/picturegalleries) |
miodnych pszczół w ostatnich trzydziestu latach zmniejszyła się w
Wielkiej Brytanii o połowę. Za powód ich wymierania uważa się nawozy
sztuczne, które atakują ich centralny układ nerwowy i czynią
nieodpornymi na choroby i pasożyty.
Za najbardziej szkodliwe dla pszczół uchodzą substancje zwane
neo-nikotynoidami. Z badań amerykańskiego departamentu rolnictwa wynika,
iż działają na organizm pszczół nawet w minimalnych dawkach, których
ich organizm nie wykrywa. Neo-nikotynoidy wprowadzono w latach 90.,
ponieważ wydawały się nieszkodliwe dla ludzi i zwierząt.
– Ponieważ pszczoły zapylają wiele upraw i drzew owocowych m. in.
jabłoni, wymieranie pszczół jest poważną stratą dla gospodarki. Jednym
ze sposobów zapobieżenia temu jest uświadomienie właścicieli miejskich nieruchomości o tym, że mogą stworzyć otoczenie przyjazne dla pszczół – powiedział Tim Lovett dyrektor Brytyjskiego Związku Pszczelarzy.
Kandydaci na miejskich pszczelarzy będą mogli ubiegać się nawet o specjalne stypendium.
Jak zarobić na polskim miodzie? no comments
Od końca 2009 r. liczba produktów pod ochroną zwiększyła się w Polsce blisko dwukrotnie. Dla wytwórców oznacza to większe zyski, bo produkty regionalne uzyskują wyższe ceny na rynku. Na przykład oscypek, za którego dziś trzeba zapłacić o około 10 zł, niż przed tym, gdy jego nazwa została zastrzeżona w całej Wspólnocie.
Innym przykładem może być rogal świętomarciński objęty unijną ochroną od 2008 roku. Świadectwo uprawniające do posługiwania się tą nazwą ma już około 100 zakładów cukierniczych. „Odkąd mamy certyfikat na produkcję rogali, nasza sprzedaż rośnie o 10 – 15 proc. w skali roku” – tłumaczy Michał Łobza, właściciel Piekarni-Cukierni z Zaniemyśla w Wielkopolsce.
Aby sprzedawać pod nazwą objętą unijną ochroną, trzeba mieć certyfikat. Przyznaje go Inspekcja Handlowa Artykułów Rolno-Spożywczych oraz pięć prywatnych jednostek certyfikujących. Koszt uzyskania dokumentu to około 350 zł w państwowej jednostce i około 600 – 1200 zł w prywatnej.
Jak zarejestrować produkt regionalny?
W Polsce zgłoszenia rejestracji produktu regionalnego nie może dokonać jedna osoba. Musi się raczej wykształcić ‘zwyczaj’ produkowania jakiegoś wyrobu, a następnie mieszkańcy, którzy go produkują mogą zgłosić wniosek o przyznanie im prawnej ochrony za pośrednictwem wyznaczonego przedstawiciela (np. sołtys wsi bądź też burmistrz lub prezydent miasta) do UPRP. W polsce zgodnie ze stosownymi regulacjami Unii Europejskiej, objęte ochroną w kategorii oznaczeń geograficznych (czyli jako produkty regionalne) zostału min.: bryndza podhalańska, oscypek, redykołka, wiśnia nadwiślanka, miód wrzosowy z Borów Dolnośląskich, rogal świętomarciński, wielkopolski ser smażony, andruty kaliskie, truskawka kaszubska, fasola korczyńska, miód kurpiowski, staropolskie miody pitne „półtorak”, „trójniak” i „czwórniak”, olej rydzowy czy też pierekaczewnik.
Rejestracja produktu tradycyjnego i regionalnego
Jak wyglądają symbole graficzne przyznawane produktom oznaczonym Chronioną Nazwą Pochodzenia, Chronionym Oznaczeniem Geograficznym, Gwarantowaną Tradycyjną Specjalnością?
Czym różni się oznaczenie Chroniona Nazwa Pochodzenia (ChNP) od Chronionego Oznaczenia Geograficznego (ChOG)? Czytaj całość…
- Bryndza podhalańska
- Oscypek
- Redykołka
- Wiśnia nadwiślanka
- Miód wrzosowy z Borów Dolnośląskich
- Rogal świętomarciński
- Wielkopolski ser smażony
- Andruty kaliskie
- Truskawka kaszubska lub Kaszëbskô malëna
Miód jest dobry – twierdzi Super Express no comments
Niespełna tydzień temu Emilia Wiśniewska z Superexpressu pisała, że miód powoduje zmarszczki, a teraz ta sama autorka wychwala miód i twierdzi, że jest słodki, gorzki i kwaśny… i dobrze wpływa na urodę i zdrowie. Czyżby autorka dostała „joby” za poprzedni artykuł?
Miód jest źródłem mikroelementów, takich jak wapń, potas, cynk
i magnez. Wpływa dobroczynnie na nasze zdrowie i naszą urodę. Poprawia
odporność organizmu i działa antybakteryjnie. Może też wygładzić cerę.
Miód zawiera wiele mikroelementów, m.in. potas, cynk, fosfor, żelazo,
wapń i magnez. W miodzie znajdują się też witaminy B i C. Jest zalecany
przy przeziębieniach, ale może pomóc także w problemach z przewodem
pokarmowym. Miód nie fermentuje, ani nie wywołuje bólu brzucha, ponieważ
zawiera mało sacharozy.
wielokwiatowy – bardzo łagodny
gryczany – ostry
rzepakowy – bardzo słodki
wrzosowy – gorzki
koniczynowy – kwaśny
Miód
reguluje pracę wątroby, nerek i przewodu moczowego. Miód gryczany
dobroczynnie wpływa na drogi oddechowe i układ krwionośny. Miód wzmaga
apetyt, jest stosowany przy anemii, jest zalecany osobom z chorobami
serca.
Miód
wygładza skórę, regeneruje ją, odżywia i łagodzi stany zapalne. Można go
nie tylko jeść, ale też dodawać do maseczek i peelingów. Miód ma
właściwości antybakteryjne, dlatego może pomóc w walce z trądzikiem.
oprac. Emilia Wiśniewska Źródło: se.pl
Kalendarz Pszczelarza 2012 no comments
Pomagamy pszczołom no comments
Krystyna Wyzner
Powracające życie
Ubiegłoroczne zalanie przez wody Wisły gminy Wilków i gminy Łaziska odebrało większości mieszkańców dorobek życia. Zniszczone zostały sady, chmielniki, domy, zabudowania gospodarskie – źródło życia. Wśród sadowników owocowego zagłębia Lubelszczyzny jest grupa pszczelarzy, których pasieki z terenów zalanych przestały istnieć. Wobec ogromu nieszczęścia mieszkańców gmin Wilków i Łaziska nie sposób było żyć obojętnie. Iskrę nadziei na lepsze jutro zapalił wśród tamtejszych mieszkańców p. Zbigniew Pęcak – prezes Lubelskiego Towarzystwa Pszczelniczego, bo ludzkie nieszczęścia nie są Mu obojętne; tym bardziej, że tragedia ludzi dotkniętych powodzią rozgrywała się w sąsiedztwie. Wystarczyły wzmianki w Internecie i w „Pszczelarstwie” o nieszczęściu pszczelarzy wśród poszkodowanych i chęci niesienia pomocy, aby chcący i mogący nieść pomoc mogli to uczynić w sposób zorganizowany.
W owocowym zagłębiu Lubelszczyzny po ubiegłorocznej powodzi w miejsca wielu zniszczonych sadów zostały posadzone młode drzewka, z których plony będzie można zbierać dopiero za 4-5 lat. Chociaż nowych nasadzeń jest sporo, stanowi to jednak znikomy procent. Sadzonki są bowiem drogie i nie wszyscy mają na nie pieniądze.
O zrelacjonowanie przebiegu akcji niesienia pomocy powodzianom i jej podsumowanie poprosiłam prezesa Lubelskiego Towarzystwa Pszczelniczego pana Zbigniewa Pęcaka, który przejechał wiele kilometrów na własny koszt i przeprowadził wiele rozmów telefonicznych, aby znaleźć sposób na złagodzenie ogromu tragedii tamtych dni. W tym celu ponownie spotkaliśmy się, jak zwykle w Lublinie, i pojechaliśmy do naszych, już dobrych znajomych z zalanych terenów.
Pomoc dla potrzebujących realizowana jest przez Pszczelnicze Towarzystwo Lubelskie już od dawna. Od sześciu lat prowadzimy kolonie dla dzieci rolników i pszczelarzy oraz dla dzieci dysfunkcyjnych. Zawsze na organizowanych koloniach fundujemy kilka bezpłatnych miejsc dla dzieci z rodzin, których nie stać na sfinansowanie wypoczynku. W tym roku taki wypoczynek zaproponowaliśmy dzieciom z zalanych terenów. Koszty pokrywamy wtedy sami albo szukamy sponsorów.
W przypadku tragedii w gminie Wilków – terenu położonego nie tak daleko od Lublina, gdzie siedzibę ma Lubelskie Towarzystwo Pszczelnicze – reakcja moja była spontaniczna. Wiadomości o powodzi były przerażające. Ze strony mojej rodziny pierwsza pomoc dla Wilkowa była od brata i bratowej.
Kiedy pierwszy raz w czasie powodzi przyjechałem do Wilkowa, zobaczyłem straszny widok. Z bratem i bratową przywieźliśmy wtedy sprzęt i środki potrzebne do sprzątania. Widok dryfującego w wodzie ula uzmysłowił mi obecność pszczelarzy na zalanym terenie. Pomyślałem wtedy o konieczności zorganizowania pomocy dla pszczelarzy, którzy potracili również pasieki. Aby stworzyć możliwość niesienia pomocy, na stronach internetowych i na łamach „Pszczelarstwa” ukazały się informacje o tworzonym przy Lubelskim Towarzystwie Pszczelniczym funduszu asekuracyjnym z przeznaczeniem dla tych najbardziej potrzebujących. Wkrótce po opublikowaniu apelu zgłosił się do mnie Witold Wesołowski – sołtys z Radomirki i zapytał o pomoc typowo pszczelarską. Pomyślałem, że taka forma pomocy jest do zrealizowania. Z tym wyzwaniem Lubelskie Towarzystwo Pszczelnicze nie byłoby w stanie się zmierzyć. Pomyślałem więc o stworzeniu kilkuosobowej grupy, która uczestniczyłaby w organizowaniu pomocy. W krótkim czasie chęć wsparcia powodzian w ramach własnych możliwości zgłosiła Krajowa Rada Izb Rolniczych, Maria Gembala – hodowca z pasieki Mellifera z Żelkowa koło Siedlec, Sławomir Trzybiński, Dariusz Małanowski, który podjął się funkcji głównego koordynatora akcji pomocy oraz Danuta Dąbrowska z firmy ubezpieczeniowej, no i oczywiście „Pszczelarstwo”.
Pierwszą inicjatywą Lubelskiego Towarzystwa Pszczelniczego było spotkanie z pszczelarzami w świetlicy gminy w Wilkowie. Przybyło wtedy 12 pszczelarzy. Celem było zorientowanie się w potrzebach pszczelarzy i możliwościach pomocy. Potrzeb było bardzo dużo, bo cały majątek „poszedł” z wodą.
W czasie trwania „Apelu o pomoc” zaczęły zgłaszać się osoby niezwiązane z pszczelarstwem oraz pszczelarze oferujący dary rzeczowe. W pierwszej wersji pszczelniczy fundusz asekuracyjny miał pomóc pszczelarzom przy odbudowie pasiek, ale w pewnym momencie zaczęliśmy pomagać wszystkim, komu nasza pomoc była potrzebna. Wyjazdów do Wilkowa było około 12, w tym 8 z darami rzeczowymi. Na jesień mieliśmy już zadeklarowaną pomoc w postaci matek i odkładów. Czas jednak nie sprzyjał, aby taką pomoc w tym okresie na szerszą skalę przeprowadzić. Poza tym powodzianie musieli przede wszystkim zadbać o to, aby przed zimą mieć gdzie spędzić zimę. Trzy wyjazdy z pomocą wykonała Krajowa Rada Izb Rolniczych, której przedstawicielem był Adam Stępień. Dużą pomoc i wsparcie uzyskaliśmy z Krajowego Centrum Hodowli Zwierząt (podziękowanie kieruję do p. Marianny Stefaniak, która była całym motorem organizacyjnym). Sam wykonałem około 8 kursów do Wilkowa z terenu Lubelszczyzny, a 2 – z Warszawy. Cztery wyjazdy były typowo organizacyjne, na miejscu omawialiśmy poszczególne etapy pomocy i ustalaliśmy dalszą pomoc i jej charakter.
W jesiennym spotkaniu w Wilkowie w dniu 17 października 2010 roku uczestniczyli deklarujący natychmiastową pomoc pszczelarscy producenci – Jerzy Skiba (producent węzy z Pasieki koło Tomaszowa Lubelskiego), Dariusz Więcek (producent wszystkich typów uli wraz z wyposażeniem – firma DOBREULE-NORD z Bieczy w woj. Małopolskim), Władysław Cyc (pszczelarz zawodowy z Biszczy). Doszło wtedy do rozmów, w wyniku których producenci zadeklarowali sprzedaż swoich wyrobów przy znacznie obniżonych cenach. W akcji tej uczestniczył pan Ratajczak z Zakładu Stolarskiego Ratajczak z miejscowości Białe Piątkowo, poczta Miłosław.
Pszczelniczy fundusz asekuracyjny stanowiły dobrowolne wpłaty instytucji, firm i indywidualnych pszczelarzy. Większość wpłat wpłynęła od organizacji pszczelarskich. Pokaźnej wpłaty dokonały Koła z Nidzicy, Olsztynka, Mosiny, Czerwina, Kołobrzegu oraz Stowarzyszenie Pszczelarzy Polskich „Polanka”. Wymieniłem tylko organizacje, które pamiętam w tej chwili. Duże wsparcie finansowe i rzeczowe otrzymaliśmy od pszczelarzy zawodowych. Każda wpłata dla powodzian wpływała pod hasłem „pomoc dla powodzian” albo „powódź”. Wpłaty były księgowane osobno. Łącznie wpłacono 12 888,72 zł. Wszelkie wpłaty i darowizny były ewidencjonowane na naszym portalu internetowym – www.ltp.net.pl (przy okazji składam podziękowania Sławomirowi Przybyszewskiemu). Każdy miał możliwość śledzenia na bieżąco wszystkich naszych działań. Ze wszystkich spotkań sporządzano protokoły, które także zamieszczano na portalu. Fundusze były komisyjnie (Lubelskie Towarzystwo Pszczelnicze, „Pszczelarstwo” – redakcja, Krajowa Rada Izb Rolniczych, przedstawiciele poszkodowanych terenów) podzielone na tereny powodziowe – wilkowski z prośbą o pomoc dla 8 pszczelarzy i świeciechowski na wniosek Wojewódzkiego Związku Pszczelarzy w Warszawie z prośbą o pomoc dla 1 pszczelarza.
Dzięki naszej działalności w rejonach Wilkowa i na Powiślu przybyło około 200-300 uli (informacja od producentów). Teraz (25 maj 2011 – red.) jest czas na zasiedlanie tych uli.
W maju tego roku twarze odwiedzanych pasieczników były pogodne, mimo zmęczenia po trudzie remontowania domów, odtwarzania sadów i pasiek. W oczach nie widać już było ani przerażenia, ani marazmu sprzed roku. Chociaż wiele jeszcze trzeba zrobić, mają dość sił, aby wytrwać w mozolnej walce o odzyskanie tego, co zabrała Wisła. Mają przecież siebie i sprawdzoną nadzieję na istnienie ludzi wielkich serc.
Powracające życie no comments
Ubiegłoroczne zalanie przez wody Wisły gminy Wilków i gminy Łaziska
odebrało większości mieszkańców dorobek życia. Zniszczone zostały sady,
chmielniki, domy, zabudowania gospodarskie – źródło życia.
lancewld.wordpress.com |
Wśród
sadowników owocowego zagłębia Lubelszczyzny jest grupa pszczelarzy,
których pasieki z terenów zalanych przestały istnieć. Wobec ogromu
nieszczęścia mieszkańców gmin Wilków i Łaziska nie sposób było żyć
obojętnie. Iskrę nadziei na lepsze jutro zapalił wśród tamtejszych
mieszkańców p. Zbigniew Pęcak – prezes Lubelskiego Towarzystwa
Pszczelniczego, bo ludzkie nieszczęścia nie są Mu obojętne; tym
bardziej, że tragedia ludzi dotkniętych powodzią rozgrywała się w
sąsiedztwie. Wystarczyły wzmianki w Internecie i w „Pszczelarstwie” o
nieszczęściu pszczelarzy wśród poszkodowanych i chęci niesienia pomocy,
aby chcący i mogący nieść pomoc mogli to uczynić w sposób zorganizowany.
Mało miodu na Suwalszczyźnie no comments
Ostatnie dwa sezony nie rozpieszczały pszczelarzy. Tegoroczne zbiory też mogą być dalekie od ideału.
Herb – Sokółka |
Średnio z jednego ula wybiera się w sezonie ok. 12 kilogramów miodu.
W tym roku niektórzy właściciele pasiek z okolic Sokółki pozyskali od
jednej pszczelej rodziny zaledwie po 5 kilogramów tego produktu.
– Nie jest to jednak żadna norma. Jedni skarżą się na słabe zbiory, natomiast niektórzy zbierają więcej miodu niż w latach poprzednich – mówi Józef Zajkowski, bartnik sokólski. Razem z synem Wojciechem prowadzi on jedną z największych pasiek na Podlasiu. Obecnie Zajkowscy mają prawie 600 uli.
Chemia szkodzi pszczołom
Efekty miodobrania zależą od kilku czynników. Przede wszystkim dużą rolę odgrywa pogoda.
–
W tym roku mamy niezbyt sprzyjające warunki atmosferyczne. Zbyt mokra
aura przeszkadza nie tylko ludziom, ale również pszczołom. Ciągłe
deszcze połączone z chłodnymi nocami nie sprzyjają nektarowaniu –
wyjaśnił Józef Zajkowski.
Innym wrogiem pszczół
są powszechnie stosowane przez rolników środki ochrony roślin. – Żyjemy
w czasach, kiedy chemia opanowała niemal wszystkie dziedziny życia.
Organizm ludzki radzi z nią sobie coraz gorzej. A przecież pszczoła jest
znacznie bardziej delikatna niż człowiek. Nie ma zatem możliwości, aby
chemia nie zaszkodziła mieszkańcom naszych pasiek – dodaje bartnik
sokólski.
Zarówno warunki atmosferyczne, jak też nagminnie stosowane sztuczne nawozy, mają ogromny wpływ na kondycję pszczół.
–
Czasami sezon zapowiada się bardzo dobrze. Piękna wiosenna aura nie
idzie jednak w parze z wysokimi zbiorami. Okazuje się chociażby, że
pszczoły źle przezimowały i nie mają siły zbierać nektaru – mówi nasz
rozmówca.
Miodów zaczyna brakować
Od kilku lat
właściciele pasiek muszą zmagać się jeszcze z jednym problemem, a
mianowicie: chorobą pszczół zwaną nosemozą. Zarażone nią owady trudno
uratować.
– Do mojej pasieki nosemoza na szczęście nie dotarła, ale cały czas trzeba mieć się na baczności – dodaje Józef Zajkowski.
Tegoroczne
miodobranie na północnym wschodzie Polski w zasadzie dobiegło już
końca. Ceny miodów są bardzo porównywalne z tymi z 2010 roku. Za słoik o
wadze 1,30 kg trzeba zapłacić ok. 30 zł. Znacznie droższy jest miód spadziowy, za który pszczelarze inkasują po 50 zł. Prawdziwym rarytasem
jest natomiast miód wrzosowy, wyceniany na 65 zł.
– Ogólnie
pszczelarze narzekają, że miodów jest mniej niż powinno być. Dlatego
musimy liczyć się z ewentualnością, że cena tego produktu zacznie
rosnąć. Takie jest prawo rynku – podkreśla pan Józef z Sokółki.
W 2010 roku braki – w miarę możliwości – były uzupełniane miodami wielokwiatowymi. Podobnie rzecz się miała przed rokiem.
Na zjazd do Argentyny
– Zawsze powtarzam, że każdy miód jest dobry – przyznaje bartnik sokólski.
Coraz
częściej zdarzają się jednak klienci, którzy szukają czegoś
szczególnego. Ogólnym uznaniem cieszy się wspomniany już miód wrzosowy.
–
Ludzie chcą też poznać inne smaki. Żeby sprostać ich wymaganiom,
wprowadziliśmy do swojej oferty takie nowości jak miód z dodatkiem
cynamonu i wanilii oraz mieszankę z imbirem – wylicza Józef Zajkowski.
Wszystkie
kwestie związane z prowadzeniem pasieki, miodobraniem i tego typu
zagadnieniami będą omawiane podczas Światowego Zjazdu Pszczelarzy
„Apimondia Pszczelarska”, który odbędzie się w Argentynie na przełomie
września i października br. Wśród jego uczestników będzie też sokólski
bartnik.