Królestwo pszczół   no comments

Posted at 2:40 pm in Polski Miód
Kolejna wyprawa szlakiem miodu i wina. – Zaczynaliśmy od sześciu uli, dziś mamy około 2 tysięcy – mówią Iwona i Remigiusz Dutkowiakowie, których miody zna cała Polska. Do ich gospodarstwa w Sulęcinie przyjeżdża wiele osób. Tak jak do zagrody młyńskiej w Bogdańcu. Co łączy te miejsca? Są wyjątkowe!

Ule Dutkowiaków stoją w 30 różnych miejscach: przy domu, w Ujściu Warty, w sąsiednich powiatach, a nawet na Podbeskidziu. Powędrowały w góry dla spadzi iglastej, z której sulęcińskie pszczoły wytwarzają smakowity i poszukiwany miód. Ich gospodarstwo jest jednym z największych w Polsce. W dobrym roku pozyskują do 70 ton miodów rocznie.

Przeróżnych: tych dobrze znanych, na produkcji których wychodzi się najlepiej, czyli rzepakowych i akacjowych, i tych rzadkich – z mniszka lekarskiego, wrzosu czy z bławatków. – Cena tych drugich miodów musiałaby być kilkukrotnie wyższa, ale kto to zapłaci? – pyta pan Remigiusz. – W Polsce rynek miodu nie dorósł jeszcze do tego, żeby produkt wybitny kosztował tyle, ile powinien – dodaje. Miód porównuje często do wina.

- Za butelkę wina można zapłacić 5 zł i kilka tysięcy. Jeśli chodzi o miód takiej świadomości jeszcze wśród konsumentów nie ma – mówi. Mimo to, Dutkowiakowie w swojej ofercie mają rzadkie miody, bo podkreślają, że najlepszą zapłatą jest dla nich to, jak dzwoni konsument i mówi, że produkują najlepszy miód w Polsce.

- I nie są to pojedyncze przypadki – cieszą się. Natychmiast częstują też mnie swoimi rarytasami. Od aromatu miodu wrzosowego aż kręci w nosie, herbata z miodem z bławatka czy łąkowym z Ujścia Warty smakuje wybornie, a spadziowy to niebo w gębie. W dodatku wszystkie są niesamowicie zdrowe.

O jakości miodu decyduje ilość zawartych w nim enzymów. – Bo tak naprawdę cenimy miód za enzymy, które wniosły pszczoły ze swoich organizmów – wyjaśnia pan Remigiusz. – Pszczoła przerabiając nektar cały czas „pompuje” do niego enzymy – opowiada. Dodaje jednak, że obszar miodu nie jest do końca przebadany. – Informacje o właściwościach poszczególnych miodów czerpiemy z wiedzy zielarskiej – mówi.

- Wiadomo, że miód z mniszka jest dobry na wątrobę, rzepakowy na serce, akacjowy na problemy układu pokarmowego i górne drogi oddechowe, lipowy na przeziębienia, wrzosowy na nerki i prostatę, spadziowy na płuca, bo ma olejki eteryczne z jodły, a gryczany na serce i układ krążenia – wylicza. – Ale jak klient mnie pyta: który miód najlepszy, który miód na co? Odpowiadam, że najlepszy, to jest na bułeczkę – żartuje.

Dziś jest znawcą pszczół, choć wszystkiego uczył się od początku. Studiował budowę maszyn, jednocześnie uprawiając strzelectwo sportowe. Był nawet w kadrze Polski i kadrze olimpijskiej. Kiedy w latach 80. skończyły się czasy zawodowego sportu wiedział, że musi poszukać sobie takiego zajęcia, żeby pogodzić sportową pasję i pracę zawodową.

Pasiekę miał teść, drugą bardziej profesjonalną – kolega. – Stwierdziłem, że w tej dziedzinie jest sporo do zrobienia, bo pszczelarstwo w czasach, kiedy zaczynaliśmy było najbardziej zaniedbana dziedziną rolnictwa – wspomina. Sportowy duch nie opuszcza go do dziś. – Często mówię chłopakom, że musimy pracować jak w sporcie.

Bo jak wiadomo, że będzie dobry pożytek akacjowy to trzeba pszczoły przygotować i poprowadzić jak zawodnika na olimpiadę. Sprawić między innymi, żeby w odpowiednim momencie były w nastroju roboczym, a nie rojowym – mówi. Jak można wpływać na nastroje pszczół? – Osłabia się je, czyli m.in. zabiera część pszczół z ula, szczególnie młodą pszczołę, która prowokuje do rojenia – opowiada pan Remigiusz.

- Nigdy nie sądziłam, że zajmiemy się pszczołami – przyznaje pani Iwona, z zawodu zootechnik. – Miałam z dzieciństwa jedynie złe doświadczenia, bo pszczoły ciągle nas na podwórku żądliły – wspomina. – Dzisiaj już wiemy, że agresja u pszczół jest dziedziczna i można je na tę cechę selekcjonować.

W amatorskich pasiekach nie robiono tego kiedyś, a tak naprawdę w wielu nie robi się do dziś. Po latach prób i obserwacji udało nam się uzyskać pszczołę w miarę łagodną, przystosowaną do warunków naszego klimatu. Hodowane przez nas matki rasy Carnica z programu krzyżowniczego pod nazwą MDZ znajdują odbiorców z wielu rejonów Polski – mówi.

Dodaje też, że w tej chwili przy pszczołach pracują przede wszystkim mąż i syn Michał, absolwent biotechnologii. Ona zajęła się sprawami handlowymi, kontaktami z klientami, prowadzeniem biura, bo przecież nie licząc 100 milionowej armii pszczół, mają dziewięciu pracowników, ich miody sprzedają się w wielu miastach Polski, prowadzą też przydomowy sklep.

Z Sulęcina jadę do Bogdańca. Celem jest XIX-wieczna zagroda młyńska, z której słynie ta podgorzowska wieś. Jest częścią Muzeum Kultury i Techniki Wiejskiej. Mirosław Pecuch, kierownik oddziału etnografii Muzeum Lubuskiego w Gorzowie, który jest tu szefem, swoimi opowieściami sprawia, że natychmiast ma się ochotę zostać tu na dłużej. – Zagroda leży w bardzo urokliwym miejscu, nad rzeką Bogdanką, na skraju wzgórz, które z powodu różnic wysokości sprawiają, że jest to bardzo malownicze miejsce – mówi.

Muzeum to trzy zabytkowe obiekty: szachulcowy młyn z 1826 roku, najstarszy w Bogdańcu, budynek gospodarczy i wozownia. W młynie można zwiedzić m.in. mieszkanie dawnego właściciela. A, że młynarz należał kiedyś do wiejskiej elity finansowej, to i jego dom był bogaty. M. Pecuch prowadzi mnie do jednego z pokoi, w którym stoi piękne weselne krzesło z początku XIX wieku.

Jest na nim wyrzeźbione nazwisko: Anna Katerina Schmit. – Nie wiadomo, kim była, ale pamięć o niej przetrwała w krześle – żartuje M. Pecuch. Uwagę w tym mieszkaniu zwraca też m.in. toaletka z marmurowym blatem oraz secesyjny żyrandol naftowo-świecowy.

Wycieczkę do muzeum można połączyć ze zwiedzaniem okolicy. Obok muzeum przebiega leśna ścieżka edukacyjna prowadząca przez Rezerwat Przyrody Bogdaniec III, pagórkowaty teren morenowy ze stromymi zboczami i kotlinkami, które porasta las dębowo grabowy z domieszką buka. W oddalonych o 6 km Stanowicach stoi XV-wieczny kościółek i piekny, stary pałac.

- Warto też wybrać się na wyspę młyńską – radzi szef zagrody w Bogdańcu. – Można tam rozpalić ognisko, wsłuchać się w szum wodospadu i wyobrazić sobie, jak to było w czasach, gdy młyn zasilany był wodą…

Beata Bielecka
95 758 07 61
bbielecka@gazetalubuska.pl

Źródło: Gazeta Lubuska



Źródło: Królestwo pszczół

Written by admin on Sierpień 30th, 2011

Leave a Reply

You must be logged in to post a comment.

Random Pages Widget Created By Best Accounting Services
skanowanie Lublin Delonghi serwis ekspresów Lublin Saeco drukowanie skanowanie lublin tanie ksero lublin tanie kopiowanie lublin szybki druk wysokonakładowy projekty powykonawcze dokumentacja powykonawcza skanowanie do pliku wielki format