Zadyma w Warszawie z pszczołami w tytule no comments
Sądecczyzna: w stolicy zrobią zadymę w obronie pszczół
Tadeusz Kasztelan i jego wierny sojusznik w batalii o życie w ulach – Janusz Kasztelewicz ze Stróż (© archiwum pasieki sądecki bartnik)
Wiosną pszczelarze uzbrojeni w podkurzacze pojadą do stolicy walczyć o życie w ulach. Idea niezwykłej demonstracji zrodziła się na Sądecczyźnie.
Sądeccy pszczelarze wspierani przez kolegów z całej Polski wypowiedzieli wojnę urzędnikom z Ministerstwa Rolnictwa. Na razie toczą walkę korespondencyjną i sądową. Stawką, jak twierdzą, jest ocalenie życia w ulach.
Właściciele pasiek są niemal pewni, że znają przyczynę masowego wymierania pszczół.
Zabójcą, na którego wskazują, są chemiczne środki ochrony roślin stosowane w rolnictwie. Nie chodzi o wszystkie chemikalia, tylko o nieliczne, należące do grupy o trudnej do wymówienia nazwie: neonikotynoidy. Naukowcy doświadczalnie wykryli, że są one zabójcze dla szkodników, a przy okazji dla pszczół. Owa trucizna stosowana jest jako domieszka do nasion i oprysków. Rolnicy używają jej nieświadomie, bo przecież kupują feralne mieszanki legalnie w sklepach. Pszczelarze domagają się, aby wycofano je z rynku.
Korespondencyjno-sądowa batalia na razie nie przynosi zwycięstwa. Powstał więc plan „B”. Wiosną kilkudziesięciu, a może kilkuset właścicieli pasiek chce jechać do Warszawy. Ubrani w pszczelarskie stroje i uzbrojeni w podkurzacze, czyli przyrządy do odymiania uli, będą przekonywać w stolicy, że również życie w miastach będzie znacznie trudniejsze, jeśli pszczoły wyginą. Są gotowi zabrać ze sobą do Warszawy dowód „zbrodni” – stosy martwych owadów wydobyte wiosną z uli.
W październiku informowaliśmy na naszych łamach o pierwszym sądowym zwycięstwie pszczelarza Tadeusza Kasztelana z Tylicza z urzędnikami resortu rolnictwa. Kasztelan chce definitywnie potwierdzić podejrzenia naukowców dotyczące zgubnego działania chemicznych „polepszaczy” mieszanek nasiennych i środków do oprysków. Dlatego prosił ministerstwo o dostęp do dokumentów, na podstawie których dopuszczono te substancje do sprzedaży. Odmówiono mu, tłumacząc, że nie jest to informacja publiczna. Pszczelarz wystąpił wtedy z pozwem do sądu i ten uchylił odmowną decyzję urzędników.
Mimo korzystnego orzeczenia, resort nadal nie zamierza udostępnić informacji pszczelarzowi. Kasztelan nie poddaje się. Złożył do sądu skargę na bezczynność urzędników. Ze wsparciem pospieszyło 11 innych pszczelarzy. Każdy z osobna wystąpił do ministerstwa o dokumentację dopuszczeniową substancji szkodliwych dla pszczół. Resort wszystkim uparcie odmawia. Wszyscy więc solidarnie ślą do ministra pisma przedprocesowe.
- Zakpiono z nas. Urzędnicy godzą się na udostępnienie tego, co już jest dostępne, choćby na etykietach produktów – narzeka tyliczanin. – My tymczasem żądamy materiałów, które producenci składali z wnioskami o dopuszczenie, a które ministerstwo utajnia. Nie popuścimy. Walczymy w interesie publicznym. Zagłada pszczół to dramat nie tylko dla właścicieli pasiek i amatorów miodu, ale też dla właścicieli sadów, które zapylają pszczoły. Jeśli braknie pszczół, braknie też owoców!
Na pszczelarskich forach internetowych bojowy nastrój Lachów udziela się wszystkim. – Trzeba im trochę uli podrzucić do Warszawy, żeby mieli na oku. Jak nie pomoże to luzem roje do ministerstwa. Ja pszczoły dam – proponuje jedna z bartniczek.
Skutki, jakie neonikotynoidy wywołują u pszczół, są dramatyczne. Porażenie centralnego układu nerwowego owadów powoduje problemy z nawigacją i „ogłupia” pszczoły, które zachowują się podobnie do ludzi pod wpływem narkotyków. Zapominają np. o karmieniu larw. Kolejny skutek to osłabiona odporność na choroby. – Od 2004 roku wymarło około 40 procent pszczelich rodzin – szacuje Kasztelan.
Leave a Reply
You must be logged in to post a comment.