Archive for the ‘Bioróżnorodność’ Category

Rola, jaką spełnia pszczoła   no comments

Posted at 9:08 pm in Bioróżnorodność

W Polsce mamy obecnie około 1 mln rodzin pszczelich (wg opracowania Instytutu w Puławach z 2007r.) dla prawidłowego zapylenia roślin uprawnych, sadów roślin dziko żyjących powinno być minimum 2,5 do 3,5 mln rodzin.

W ostatnich latach ubyło w Polsce około 1,5 do 2,0 mln rodzin pszczelich z przyczyn głównie ekonomicznych (młodzież nie podejmuje zawodu nieopłacalnego).

Koszty utrzymania pasiek stale rosną (paliwo, energia, cukier, robocizna) a cena miodu w hurcie maleje (import miodu).

Miód można importować, ale zapylaczy nie.

Sytuacje ekonomiczną w pszczelarstwie za ostatnie 2 lata odzwierciedla tabela opracowana na podstawie danych Instytutu Sadownictwa i Kwiaciarstwa Oddział Pszczelnictwa w Puławach:

Rok Średnia wydajność

kg/rodzina

Koszt produkcji 1 kg miodu (zł) Cena w skupie 1 kg miodu wielokwiatowego (zł) Różnica (zł) Koszt utrzymania 1 rodziny pszczelej (zł) Dochód z 1 rodziny pszczelej (zł) Różnica dochodu z 1 rodziny (zł)
2006 25 9,88 6,1 -3,78 247 152,50 -94,50
2007 19 13,26 5,7 -7,56 252 108,30 -143,64
Średnia -119,07

Rola, jaką spełnia pszczoła – zapylając rośliny jest u nas niedoceniana.

Głównym zadaniem pszczoły miodnej nie jest pozyskiwanie miodu i innych produktów pszczelich, lecz zapylanie roślin, krzewów i drzew owadopylnych w rolnictwie i ekosystemach naturalnych.

Rodzina pszczela w jednym cyklu rozwojowym – od pierwszego oblotu wiosennego do ostatniego oblotu jesiennego – zbiera od 15 kg do 25 kg pyłku, jednocześnie zapylając kwiaty. Tę pracę pszczół konsumuje rolnictwo oraz środowisko naturalne. Rolnicy z zapylania tylko samego rzepaku w Polsce uzyskują około 700 mln zł dodatkowych korzyści, wg danych z Instytutu w Puławach.

Szacuje się bowiem, że wartość nasion i owoców powstałych w wyniku zapylania przez pszczoły jest 100-krotnie większa niż wartość produktów pszczelich.

W „starej” Unii Europejskiej ocenia się, że działalność pszczół jako zapylaczy przynosi 4,3 mld Euro korzyści.

Chów pszczół został dobrze opanowany przez pszczelarzy, a ponadto rodziny pszczele dają się łatwo przewozić z pożytku na pożytek. W naszym klimacie owadem dominującym jako zapylacz jest pszczoła miodna, stanowi ona 95% populacji zapylaczy. Pozostałe 5% stanowią: trzmiele, pszczoły samotnice, motyle i inne owady.

Pszczelarstwo polskie cechuje duże rozdrobnienie. Odsetek pasiek małych i średnich do 80 rodzin pszczelich stanowi aż 97%. Pasiek towarowych, czyli od 81 do 150 rodzin pszczelich stanowi 2,2%. Zaś pasiek zawodowych powyżej 151 rodzin jest zaledwie 0,8%, w ich posiadaniu jest jednak 12,7% wszystkich rodzin pszczelich. W Unii przyjęto, że pszczelarzem zawodowym jest pszczelarz posiadających więcej niż 150 rodzin pszczelich, zaś średnia wielkość pasiek pszczelarzy zawodowych wynosi 240 rodzin.

Większość pszczelarzy to ludzie w średnim wieku i starsi. Średnia wieku pszczelarzy w Polsce wynosi około 60 lat. Zaawansowany wiek pszczelarzy W Polsce jest związany z brakiem zainteresowania młodych ludzi hodowlą pszczół ze względu na brak opłacalności pszczelarzenia.

W krajach wysoko rozwiniętych większość pszczelarzy główny dochód ma z usług za zapylanie. W Polsce jest sytuacja kuriozalna – „plantator płaci za wszystko, tylko za usługę zapylania przez niezastąpione owady nie płaci” – często dopłaca pszczelarz za wstawienie pasieki.

Trudną sytuację maja obecnie pszczelarze zawodowi, którzy są motorem postępu i rozwoju w pszczelarstwie.

Szczególnie w północno-wschodnim rejonie Polski (województwo warmińsko-mazurskie i północ podlaskiego) z uwagi na krótszy okres wegetacji o około 3 tygodnie i większe ryzyko zimowli. W tym rejonie dopłaty bezpośrednie winny być wyższe o 30%.

Mając na uwadze dobro rolnictwa w naszym kraju prosimy Pana Ministra o bardzo pilne i poważne potraktowanie naszego wniosku, my zrobimy, co do nas należy, ale musimy mieć środki na rozwój pszczelarstwa i godne życie.

Read the rest of this entry »

Written by admin on Sierpień 17th, 2010

Ile warte jest zapylanie   no comments

Posted at 9:08 pm in Bioróżnorodność

Na świecie żyje około 250-300 tys. gatunków roślin okrytonasiennych stanowiących podstawę łańcuchów pokarmowych prawie wszystkich ziemskich ekosystemów lądowych i niektórych wodnych. Wszystkie, które rozmnażają się płciowo (a jest ich większość), wymagają zapylenia.
Rośliny, w porównaniu z mobilnymi zwierzętami, są ubezwłasnowolnione, zdane na zewnętrzne „przenośniki” pyłku – część z nich oddaje pyłek prądom powietrza i wodzie, większość jednak (niektórzy badacze twierdzą, że nawet 90% wszystkich gatunków) wykorzystuje do tego celu zwierzęta, głównie owady, rzadziej ptaki i inne kręgowce.

Rezultatem zapylenia kwiatu i następującego po nim zapłodnienia komórki jajowej, znajdującej się w zalążku rozwijającym się w słupku kwiatu, jest rozwój nasienia, któremu towarzyszy tworzenie się owocu. Brak zapylenia uniemożliwia wytworzenie nasion i owoców. I tu właśnie ten niewinny proces zaczyna mieć znaczenie dla ludzi, bo owoce i nasiona roślin to duża część naszej diety. Rośliny nas też ubierają – przykładem choćby bawełna – oraz leczą i zapewniają materiał budulcowy.

Zapylanie roślin przekłada się więc na konkretne efekty ekonomiczne i można je, szacunkowo, przeliczyć na pieniądze. Taka kalkulacja nie jest łatwa, ponieważ powstawanie nasion i owoców nie zawsze wiąże się z zapyleniem: niektóre rośliny wytwarzają je bez procesu płciowego (takie nasiona są genetycznie identyczne z rośliną rodzicielską, zjawisko to określa się terminem apomiksji), inne z kolei są samopylne, co oznacza, że zapylenie odbywa się w obrębie jednego kwiatu – bez konieczności udziału „sił trzecich”.

Praca niewolnicza?

Przyjmując pewne proste założenia, można podać przybliżoną wartość darmowych „usług” zapylaczy. Jest to kwota niebagatelna – w roku 1993 na przykład wynosiła 200 mld dolarów. Nowsze dane są niedostępne, ale należy przypuszczać, że liczba ta raczej się nie zmniejszyła. W samych tylko Stanach Zjednoczonych wartość „usług”, jakie oddają rocznie wyłącznie naturalnie występujące tam gatunki zapylaczy (bez pszczoły miodnej Apis mellifera , która jest gatunkiem wprowadzonym z Europy), określa się na ponad 4 mld dolarów, natomiast roczny wkład w gospodarkę narodową USA pszczoły miodnej wyniósł w roku 2000 prawie 15 mld dolarów (o prawie 40% więcej niż w roku 1989).

Dla Polski brak podobnych obliczeń, ale pokusiłem się kiedyś o oszacowanie wartości darmowej pracy naszych rodzimych owadów i okazało się, że kiedy wziąć pod uwagę zaledwie niespełna 20 najpopularniejszych upraw (z wyłączeniem wiatropylnych zbóż), wynik oscyluje w granicach 3 mld złotych rocznie. Dla porównania: tyle mniej więcej kosztowała nasz kraj eskadra 12 myśliwców F16.

Badacze uważają, że globalnie ponad 800 gatunków uprawowych wymaga obecności owadów zapylających kwiaty. W Europie aż 84% roślin uprawnych jest uzależnionych od owadzich zapylaczy, wśród których najważniejsze są pszczoły – nie tylko znana wszystkim i hodowana od tysiącleci pszczoła miodna, ale również (a może zwłaszcza) gatunki dzikie – trzmiele, pszczolinki, murarki, smukliki, miesierki, grzebacze i wiele, wiele innych.

Oczywiście wszystko odbywa się na zasadzie dobrowolności – nikt wszak nie zmusza dzikich pszczół i innych owadów do harówki na naszych polach (no, może z wyjątkiem pszczoły miodnej, której rodziny czasem są dowożone w pobliże sadów i, w pewnym sensie, popychane we „właściwym” kierunku, lub trzmieli hodowanych specjalnie do zapylania upraw szklarniowych, np. pomidorów), trudno więc mówić o jakichś nadzwyczajnych zyskach. Zastanówmy się jednak, co by się stało, gdyby tych owadów zabrakło? Podane wyżej liczby zaczną wyglądać zgoła groźnie, ponieważ oznaczać będą straty. Ta groźba jest coraz bardziej realna.

Zapylacze w odwrocie

Od pewnego czasu uczeni obserwują zjawisko określane jako „kryzys” bądź „deficyt zapyleń”, objawiający się spadkiem liczebności zapylaczy. Zagrożenia z tym związane dotyczą nie tylko poszczególnych gatunków, ale całych sieci zależności łączących owady zapylające i rośliny. Już obecnie straty spowodowane brakiem zapyleń w przypadku niektórych upraw określa się na 70%. Zjawisko kryzysu zapyleń obserwuje się na wszystkich kontynentach z wyjątkiem Antarktydy, gdzie występują zaledwie dwa gatunki roślin kwiatowych.

W 2006 roku w”Science” zamieszczono wyniki pomiarów zmian bogactwa gatunkowego samotnych pszczół i muchówek zrodziny bzygowatych (będących ważnymi zapylaczami roślin w klimacie umiarkowanym – m.in. w Polsce) na przestrzeni kilkudziesięciu lat. Porównania prowadzono dla Holandii i Wielkiej Brytanii. Autorzy opracowania przeanalizowali ponad milion rekordów z narodowych sieci danych entomologicznych i wykazali, że w ponad połowie brytyjskich i prawie 70% holenderskich „kwadratów badawczych” (obszarów o powierzchni 100 km2 użytych do porównań) nastąpił istotny spadek bogactwa gatunkowego dzikich pszczół.

W przypadku bzygów sytuacja okazała się nieco mniej dramatyczna (spadek w jednej trzeciej i wzrost w jednej czwartej kwadratów brytyjskich, wzrost w jednej trzeciej i spadek w 17% kwadratów holenderskich), co jednak nie powinno napawać nas optymizmem, ponieważ nie działają w tym przypadku mechanizmy kompensacyjne, umożliwiające zastępowanie jednych zapylaczy drugimi. Ponadto, nawet w przypadku roślin zapylanych przez jedną grupę zapylaczy, może występować „zysk netto” w produkcji nasion, związany z interakcjami różnych grup owadów zapylających. Różnorodność interakcji wpływa także pozytywnie na stabilność zbiorowisk roślinnych.

Badania z Europy i innych kontynentów wskazują, że mamy do czynienia z wyraźnym ciągiem przyczynowo-skutkowym łączącym spadek liczebności zapylaczy ze spadkiem różnorodności gatunkowej roślin. Oczywiście ryzyko wymarcia najszybciej dotyka rośliny o najsilniej wyspecjalizowanych strategiach życiowych oraz te, które występują w niewielkich, rozproszonych populacjach – tych gatunków i tak w zasadzie nie dostrzegamy na co dzień, znane są wyłącznie specjalistom. Jednak najczarniejsze scenariusze mówią, że utrata większości zapylaczy oznacza ekstynkcję 90% roślin kwiatowych, a to już katastrofa na miarę „wielkich wymierań” (kto wie, czy z nich nie największa).

Deficyt zapyleń ma wiele przyczyn. Najważniejsze to dewastacja środowiska oraz modernizacja i intensyfikacja gospodarki rolnej. Jednym z podstawowych problemów jest postępująca fragmentacja środowiska, powodująca zmniejszanie się bogactwa gatunkowego roślin żywicielskich, a w konsekwencji spadek liczby gatunków zapylaczy.

Fragmentacja jest związana m.in. z podziałem ziemi między wielu właścicieli. Naturalne zbiorowiska roślinne zajmują zwykle znaczną powierzchnię, są stosunkowo stałe, jeśli chodzi o skład gatunkowy i stabilne w przypadku działania niekorzystnych warunków środowiskowych. Dowiedziono eksperymentalnie, że wraz ze spadkiem powierzchni zajmowanej przez dane zbiorowisko maleje bogactwo gatunkowe zamieszkujących je organizmów.

Równie tragiczne skutki daje propagowanie wielkoobszarowych upraw wiatropylnych roślin zbożowych, które są dla zapylaczy niczym pozbawione pokarmu pustynie. Paradoksalnie, niewiele lepszym źródłem pożywienia są monokultury roślin wytwarzających nektar i pyłek użyteczny dla owadów (np. uprawy rzepaku). Chociaż pożywienie pojawia się tam masowo, kwitnienie roślin jest krótkotrwałe i może być podstawą wyżywienia owadów zaledwie przez kilka-kilkanaście dni w ciągu roku.

Innym ważnym czynnikiem wpływającym na jakość zapylania jest stosowanie w rolnictwie środków chemicznych – nawozów sztucznych, pestycydów i herbicydów – co wywołuje znaczne straty w populacjach zapylaczy oraz istotnie wpływa na zmniejszanie się liczby gatunków towarzyszących uprawom chwastów. Mimo że – konkurując z uprawami o światło, wodę i zasoby mineralne – zmniejszają one produkcję rolną, stanowią naturalną bazę pokarmową dla owadów poza okresami kwitnienia roślin uprawowych. Wiele z nich to także rośliny żywicielskie stadiów larwalnych owadów zapylających.

Jest mało prawdopodobne, aby te negatywne zjawiska można było zrównoważyć obecnością hodowlanej pszczoły miodnej. Po pierwsze, gatunek ten nie jest efektywnym zapylaczem dla wszystkich rodzajów upraw. Wielu biologów uważa nawet, że szacunki dotyczące zapyleń dokonywanych przez tego owada są znacznie zawyżone. Nie bez znaczenia są także preferencje pszczoły miodnej w stosunku do roślin obcych w danej florze. W grupie tej znajduje się wiele uciążliwych chwastów (np. w Polskiej florze większość roślin uważanych za chwasty została zawleczona z innych obszarów geograficznych), co w konsekwencji ułatwia ich rozmnażanie i rozprzestrzenianie, kosztem rodzimych gatunków.

Poza Europą obecność introdukowanych zapylaczy, takich jak pszczoła miodna, również nie jest obojętna dla równowagi lokalnych ekosystemów. Znanych jest wiele przypadków, w których owady te konkurują z rodzimymi gatunkami. Prowadzi to do spadku liczebności lokalnych zapylaczy, co z kolei sprawia, że rośliny wyspecjalizowane pod względem zapylania (zapylane przez niewiele gatunków owadów – czasem nawet tylko jeden) nie mogą zawiązać nasion. W przypadku takich wyspecjalizowanych układów niemożliwe jest zwykle zastąpienie danego zapylacza przez inny gatunek, nawet blisko z nim spokrewniony.

Nagłe wymieranie rojów

Nawet gdyby pszczoły miodne mogły odgrywać rolę rodzimych zapylaczy, to i tak są one równie silnie narażone na działanie pestycydów i herbicydów oraz utrudnienia w żerowaniu spowodowane fragmentacją siedlisk. W dodatku w wielu regionach świata obserwuje się gwałtowny spadek liczby kolonii pszczół. Tylko w USA w ciągu ostatniego półwiecza liczba ta zmalała o ponad 50%. Podobnie rzecz ma się w Europie. Obok związków chemicznych stosowanych w rolnictwie, przyczyny zjawiska upatruje się w gwałtownym rozprzestrzenianiu się pasożytów oraz, w przypadku Ameryki, w silnej konkurencji pszczół afrykańskich (dzika rasa pszczoły miodnej pochodząca z Afryki).

Niedawno opisano w USA jeszcze inne tajemnicze i bardzo niepokojące zjawisko nazwane CCD (Colony Collapse Disorder – Nagłe Wymieranie Rojów). Bez wyraźnego powodu zaopatrzone ule pustoszeją, brak jest w nich martwych owadów, często w kolonii pozostaje tylko królowa i niewiele młodych robotnic. Podejrzewano różne przyczyny – skażenie pestycydami, patogeny, małą różnorodność genetyczną hodowanych pszczół. Media obwiniały nawet telefonię komórkową, która miała dezorientować pszczoły, uniemożliwiając im powrót do kolonii.

Wydaje się jednak, że przyczyna leży gdzie indziej. Prowadzone przez zespół amerykańskich naukowców badania, których wyniki opublikowano w „Science” z października ub.r., wskazują, że najbardziej podejrzany jest pszczeli wirus IAPV – w 2004 roku opisali go izraelscy naukowcy, a Amerykanie znaleźli go praktycznie we wszystkich zainfekowanych i przebadanych rojach. Niewykluczone, że swój udział w CCD mają także dwa inne wirusy – kaszmirski wirus pszczeli (KBV) oraz niezidentyfikowany wirus, być może odmiana KBV lub zupełnie nowy gatunek. Autorzy artykułu nie przesądzają, że wymienione wirusy są jedynymi sprawcami CCD. Być może sama ich obecność nie jest jeszcze letalna dla całych rojów, ale w połączeniu z działaniem innych patogenów i stresu środowiskowego wywołuje opisane wyżej zjawisko pustoszenia uli.

Zapylanie a ekonomia

Zjawisko „kryzysu zapyleń”, co oczywiste, nie może pozostać bez wpływu na gospodarkę człowieka. Z pewnością spowoduje jej destabilizację, choć obecnie niełatwo określić kierunek tych zmian. Z jednej strony „deficyt zapyleń” może wywołać znaczny wzrost cen pewnych rodzajów żywności, które staną się trudniej dostępne. Straty poniosą także producenci tych dóbr, ze względu na spadek plonów, choć ich stratę częściowo mogą zrekompensować wyższe ceny produktów. Straty lub zyski producentów i pośredników zależą od elastyczności popytu na poszczególne dobra.

Niestety, dla ogromnej większości produktów rolnych brak obecnie ekonomicznych oszacowań dotyczących elastyczności popytu, istniejących substytutów czy dóbr komplementarnych (co może być na przykład dobrym substytutem kawy lub owoców?). Istotnym czynnikiem w tym procesie są preferencje konsumentów, które dość trudno przewidzieć. Nawet jednak te szczupłe, dostępne w chwili obecnej informacje sugerują, że jeśli opisanych zmian nie uda się powstrzymać, gospodarka światowa stanie w obliczu dość poważnego kryzysu, tym bardziej że rachunek ekonomiczny musi także obejmować inne czynniki, których globalną wartość trudno dziś określić: zmniejszanie się różnorodności biologicznej czy postępującą unifikację flory i fauny. Bo zapylenia potrzebują nie tylko rośliny uprawne, ale praktycznie wszystkie rośliny, które mamy za oknem. Zatem: chrońmy zapylacze, póki nie jest za późno

*Dr Marcin Zych pracuje w Ogrodzie Botanicznym UW.

Źródło: Wiedza i Życie

Read the rest of this entry »

Written by admin on Sierpień 17th, 2010

GMO i chemizacja zabija zapylacze   no comments

Posted at 9:08 pm in Bioróżnorodność

Choć brzmi to jak teoria spiskowa, na świecie toczy się właśnie wielkie śledztwo. Mnożą się wątki, hipotezy, podejrzani, ale rozwiązania cały czas nie ma. A problem jest dużo większy i bardziej palący niż na przykład ocieplenie klimatu. Na całym świecie w zastraszającym tempie giną pszczoły. W Chorwacji w marcu 2007 roku w ciągu 48 godzin z uli zniknęło pięć milionów tych owadów, w USA ich populacja w ciągu czterech lat spadła o jedną trzecią i po raz pierwszy od 80 lat konieczny był import pszczół z Australii. Z kolei w Niemczech ich liczba w ciągu ostatnich pięciu lat zmniejszyła się prawie o połowę.

W Polsce mieszka ponad 1,1 miliona pszczelich rodzin. Każda z nich w zależności od pory roku liczy od 10 do 100 tysięcy osobników, czyli latem, w szczycie sezonu, bzyczy ich u nas nawet 110 miliardów.

Marian Sikora z Opalenicy w Wielkopolsce, pszczelarz od blisko pół wieku, do niedawna miał w swojej pasiece 500 rodzin. Późną jesienią zeszłego roku otworzył ule, by zobaczyć, jak jego podopieczne sobie radzą. – Zniknęło ponad 300. Tak się zdenerwowałem, że następnego dnia wylądowałem na kardiologii. A przecież część moich kolegów straciła wszystko – opowiada. – Jak tak dalej pójdzie, coraz więcej pszczelarzy zacznie odchodzić z zawodu.

– W ciągu ostatniej zimy z polskich uli zniknęło powyżej 10 procent pszczół – ostrzega Tadeusz Sabat, prezydent Polskiego Związku Pszczelarskiego. Zjawisko masowego ginięcia tych owadów, w zachodnich mediach nazywane beepocalipse (bee to po angielsku pszczoła), ma swoją naukową nazwę – Colony Collapse Disorder (CCD), czyli destruktywne załamanie kolonii.

Motyle nie dadzą rady
Naukowcy wymieranie pszczół nazywają znikaniem. W obliczu śmierci pszczoły zachowują się bowiem jak starzy Indianie – opuszczają dom i umierają w samotności. Chora pszczoła nie chce zarazić reszty rodziny ani zakazić miodu, więc jak tylko zaczyna źle się czuć, wylatuje z ula (jeśli nie zdąży, pszczoły strażniczki urządzają jej pogrzeb, wynosząc jej zwłoki na zewnątrz na swoich ramionach). Możliwe jednak, że z pewnych przyczyn (o których dalej) pszczoły po prostu nie trafiają z powrotem do ula, a już tak mają, że do żadnego innego nie polecą.

„Jeśli zabraknie pszczół, praca, którą wykonują, będzie nas kosztowała miliony” – alarmują autorzy prowadzonej właśnie unijnej kampanii społecznej na rzecz bioróżnorodności. Miliony to mało powiedziane. Szacuje się, że tylko w USA powierzenie ludziom pracy wykonywanej przez pszczoły kosztowałoby 90 miliardów dolarów rocznie. W Polsce pszczoły generują zyski rzędu 10 miliardów złotych w skali roku.
Nie chodzi wyłącznie o miód czy propolis, ale przede wszystkim o rozmnażanie roślin. Trzy czwarte roślin na naszej planecie zapylane jest przez pszczoły (są też inni zapylacze, na przykład motyle, ale są dużo mniej wydajne, poza tym ich liczba też spada). Jeśli wyginą, z naszej diety znikną warzywa, owoce, orzechy, niektóre kasze (na przykład gryczana), a w pewnym stopniu także produkty mleczne i mięsne (bo krowy będą się żywiły wyłącznie trawą, która jest dużo uboższa w związki odżywcze niż na przykład kwiaty łąkowe). Znikną kwiaty, będzie też problem z bawełną.

Fala zabija pszczoły
– Istnieje nawet teoria, która mówi, że jeśli wyginą pszczoły, człowiek będzie miał przed sobą tylko cztery–pięć lat życia – dodaje doktor Paweł Chorbiński, weterynarz z Katedry Epizootiologii i Kliniki Chorób Zakaźnych Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu. Doktor Chorbiński jest szefem zespołu do spraw pszczelarstwa przy Ministerstwie Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Zespół powstał w maju ubiegłego roku jako polska reakcja na światowe śledztwo w sprawie znikania pszczół. Na efekty jego pracy (z budżetu dostaje na ten cel dwa miliony złotych rocznie) przyjdzie nam poczekać jeszcze przynajmniej dwa lata. Ale już teraz naukowcy i pszczelarze z całego świata mają kilka hipotez.

Jedna z pierwszych dotyczyła szkodliwego oddziaływania telefonów komórkowych. Emitowane przez nie – a także przez coraz popularniejsze sieci z bezprzewodowym Internetem – fale elektromagnetyczne zakłócają zdolności nawigacyjne pszczół, przez co robotnice nie potrafią odnaleźć drogi do ula.

– Najnowsze badania wskazują jednak, że choć fale elektromagnetyczne wpływają na pszczoły, to ich znaczenie nie jest tak duże. Na pewno nie można zrzucać całej winy na komórki – mówi doktor Chorbiński.

Podobnie jest z lansowaną początkowo (czyli cztery lata temu, gdy pszczoły zaczęły ginąć na olbrzymią skalę) hipotezą dotyczącą wpływu GMO. – Żywność modyfikowana genetycznie na pewno nie ma decydującego wpływu na beepokalipsę, bo problem dotyka też terenów wolnych od GMO czy ekologicznych pasiek – tłumaczy Tadeusz Sabat. Według niego znacznie bardziej prawdopodobną przyczyną są środki chemiczne używane w rolnictwie. – Najwięcej pszczół ginie tam, gdzie rolnictwo jest zaawansowane technologicznie, zamiast płodozmianu występują monokultury, a środków chemicznych używa się za dużo. Widać to także w Polsce: CCD w największym stopniu dotknęło województw dolnośląskiego i wielkopolskiego, a więc terenów, gdzie rolnicy są najbogatsi i używają najwięcej nawozów – analizuje Sabat.

Jak wynika z badań, największe szkody przynoszą te środki, w których substancją czynną jest imidakloprid. Parlament Europejski pod koniec 2008 roku przyjął rezolucję, w której stwierdził, że wspomniany pestycyd jest szkodliwy, i zwrócił się do państw członkowskich o wycofanie go z użycia. Pod naciskiem pszczelarzy zdelegalizowały go Niemcy, Francja i Słowenia. – W Polsce imidakloprid jest legalny, ale nawet gdyby został wycofany, będzie się rozkładał w glebie przez następne trzy lata – mówi Sabat. I dodaje, że w maju przyszłego roku w całej Unii Europejskiej ma wejść w życie restrykcyjny przepis – rolnik będzie musiał udowodnić konieczność użycia środków chemicznych w swoim gospodarstwie.

Dowodem na to, że pszczołom szkodzi chemia, są Chiny, gdzie pestycydy stosuje się na potęgę. W słynnym filmie dokumentalnym „Milczenie pszczół” (w Polsce emitowany był na kanale National Geographic) pokazano południowy Syczuan, prowincję w środkowo-zachodniej części kraju, gdzie w wyniku niekontrolowanego użycia środków ochrony roślin pod koniec lat 80. pszczoły zniknęły zupełnie. Zapylania sadów w stu procentach dokonuje się tam ręcznie. Każdej wiosny rolnicy za pomocą szczoteczek do zębów zdejmują pyłek z kwiatów, suszą go, a następnie nakładają go na kwitnące drzewa owocowe miotełkami z bambusa i kurzego pierza. Dziennie jedna osoba może zapylić najwyżej 30 drzew. By zastąpić pszczoły, w każdym gospodarstwie średniej wielkości trzeba by zatrudnić jakieś sto tysięcy ludzi, bo tyle pszczół liczy rodzina zbierająca nektar i zapylająca rośliny od rana do nocy. – Teraz zapylaniem zajmują się ludzie, ale na dłuższą metę to się nie sprawdzi.  W ciągu 20 lat trzeba znaleźć inne rozwiązanie. Kraj się zmienia, coraz więcej ludzi migruje do miast, nie ma komu pracować – mówi doktor Tang Ya z Uniwersytetu Syczuańskiego.

Nie tylko w Chinach mają z tym trudności. – Ludzie wymyślają przemysłowe wiatrozapylacze, a nawet stosowane w szklarniach specjalne urządzenia wibrujące, ale nic nie działa tak jak pszczoła – zapewnia doktor May Berenbaum, entomolożka z Uniwerystetu w Illinois.

Wirus izraelski
Winnym CCD może być także cukier, którym zimą dokarmia się pszczoły. – Kiedyś cukier był bielony wapnem, a teraz coraz częściej używa się w tym celu chlorku sodu, czyli soli, a ta dla pszczół jest zabójcza. Zresztą w cukrze mogą być też ślady szkodliwego imidaklopridu, który jest stosowany w uprawie buraka cukrowego – tłumaczy Tadeusz Sabat.

Znacznie częściej jednak w dochodzeniu dotyczącym masowego ginięcia pszczół za jednego z głównych podejrzanych uznaje się wirus izraelskiego paraliżu pszczół. Wykryto go w Izraelu w 2004 roku. „Wirus powoduje śmierć dorosłych pszczół. Owady wylatują z ula i zamierają poza nim, w polu. Czasem widać pszczoły mające objawy paraliżu, pełzające wokół uli z drżącymi skrzydełkami” – piszą Sylwia Kasprzak i Grażyna Topolska z SGGW na łamach miesięcznika „Pszczelarstwo”. Gazeta skierowana jest do 45 tysięcy polskich pszczelarzy. Jedynie około 500 z nich ma duże pasieki.

Coraz więcej naukowców skłania się jednak do teorii, która łączy poprzednie hipotezy. – Na masowe ginięcie pszczół prawdopodobnie wpływa wybuchowa mieszanka czynników: środków chemicznych, wirusów, fal elektromagnetycznych i pewnie jeszcze kilku innych, z których nie zdajemy sobie sprawy – twierdzi doktor Gene Robinson, biolog z Uniwersytetu w Illinois.

W amerykańskich laboratoriach trwają prace nad wyhodowaniem superpszczoły odpornej na wszystkie znane pszczele choroby. Nowa odmiana ma powstać na bazie bardzo agresywnej i płodnej pszczoły afrykańskiej, ale musi ona przetrwać także w surowszym klimacie, z czym odmiany południowe często sobie nie radzą. Bez względu jednak na to, czy znajdziemy lekarstwo na CCD, czy stworzymy nowy gatunek pszczoły, musimy działać szybko. Inaczej – jak twierdzą autorzy „Milczenia pszczół” – jeśli pszczoły w USA będą ginęły w tym tempie co teraz, w 2035 roku nie będzie już ani jednej.

MIlena Rachid Chehab
„Przekrój” 23/2010

Read the rest of this entry »

Written by admin on Sierpień 17th, 2010

Wsparcie pszczelarstwa w UE   no comments

Posted at 9:08 pm in Bioróżnorodność

Komisja Europejska zatwierdziła nowe krajowe programy w zakresie pszczelarstwa na lata 2010 – 2013, które pomagają pszczelarzom zagwarantować jakościową produkcję europejskiego miodu. Są one po równo współfinansowane przez UE i państwa członkowskie.

Pszczelarzy powinien cieszyć też fakt, że Unia Europejska zdecydowała również o zwiększenie wspólnotowego budżetu do 32 milionów rocznie na realizacje tych instrumentów wsparcia dla UE – 27

Jak podkreśla Pekka Pesonen, sekretarz generalny Komitetów Copa – Cogeca programy te leżą w interesie wszystkich państwa członkowskich, nawet jeśli ich realizacja nie jest obowiązkowa, ponieważ instrumentu te odgrywają ważną rolę w ochronie produkcji wysokiej jakości miodu w Unii Europejskiej oraz utrzymaniu odpowiedniej ilości pszczół na terytorium europejskim. Dlatego też są wprowadzone natychmiastowo dla sektora ważnego nie tylko z punktu ekonomicznego, ale również w zakresie ochrony bioróżnorodności, zapylania upraw i dzikiej flory oraz utrzymania miejsc pracy na obszarach wiejskich.

Read the rest of this entry »

Written by admin on Sierpień 17th, 2010

Wioska Bioróżnorodności nad morzem   no comments

Posted at 9:08 pm in Bioróżnorodność

Wioska Bioróżnorodności nad morzem

Wioskę Bioróżnorodności od 4 do 13 sierpnia będzie można odwiedzić w Sopocie, a od 14 sierpnia do początku września w Jastarni. W przystępnej formie odwiedzającym przedstawione będą problemy ochrony fauny i flory oraz wiadomości na temat zmniejszającej się liczby gatunków roślin i zwierząt.

Największe atrakcje przewidziane są 7 i 8 oraz 14 i 15 sierpnia. Budowa Wioski Bioróżnorodności towarzyszy obchodom Międzynarodowego Roku Różnorodności Biologicznej ustanowionego przez ONZ.

„W Europie jeden na sześć gatunków ssaków jest zagrożony wyginięciem – alarmują organizatorzy Wioski Bioróżnorodności. – Wymarcie jednych gatunków wpływa na inne, co wywołuje efekt domina i powoduje znikanie z powierzchni Ziemi kolejnych roślin i zwierząt. Ich  wymieranie ma katastrofalny wpływ na gospodarkę, rolnictwo oraz inne aspekty naszego życia.”

Rok 2010 został ogłoszony przez ONZ Międzynarodowym Rokiem Różnorodności Biologicznej. W ramach jego obchodów Komisja Europejska zainicjowała kampanię, której głównym celem jest zwiększenie świadomości wśród społeczeństwa na temat zagrożeń wynikających ze spadku bioróżnorodności.

Sopot i Jastarnia są kolejnymi miastami po Amsterdamie, Madrycie, Bukareszcie, Sofii, Mediolanie oraz Warszawie, które przyłączyły się do akcji Komisji Europejskiej mającej na celu powstrzymanie utraty bioróżnorodności.

Jednym ze sposobów przekazania wiedzy o bioróżnorodności przez Komisję Europejską jest Wioska Bioróżnorodności. „Nauka poprzez zabawę jest najlepszą metodą zapoznania najmłodszych z tematyką bioróżnorodności – to oni decydują o przyszłości naszej planety” – wyjaśniają organizatorzy.

Poza wystawą, której celem jest zapoznanie dorosłych i dzieci z tematyką bioróżnorodności, dla
odwiedzających przygotowane zostały liczne atrakcje. W kolejne weekendy 7-8 sierpnia w Sopocie i 14-15 sierpnia w Jastarni każdy, kto odwiedzi Wioskę będzie miał szansę sprawdzenia swojej wiedzy o bioróżnorodności. Dzieci będą miały możliwość uczestniczenia w zajęciach plastycznych oraz zasadzenia własnej rośliny. Młodzież zostanie zaproszona do zrobienia sobie zdjęcia i przekształcenia go „bioróżnorodne”.  Będzie można również rozwiązać quiz na temat różnorodności biologicznej. Jak zapewniają organizatorzy, dla wszystkich uczestników zajęć zostały przygotowane upominki.

W Sopocie Wioskę Bioróżnorodności będzie można odwiedzić na Skwerze Kuracyjnym, a w Jastarni w Parku Miejskim.

Więcej informacji na stronie projektu www.doniejnalezymyodniejzalezymy.eu   LT

PAP – Nauka w Polsce

Read the rest of this entry »

Written by admin on Sierpień 17th, 2010

Ekologia a psychologia   no comments

Posted at 9:08 pm in Bioróżnorodność

Pytanie jest następujące: czy rzeczywiście psychologia może coś wnieść do walki o świat respektujący poszanowanie zasobów naturalnych oraz szeroko rozumiane poszanowanie życia, w tym życia innych ludzi i innych gatunków?

Obserwacje skutków działalności człowieka jako gatunku dominującego na naszym globie pokazują wyraźnie, jak wielką destrukcję sieje on wokół siebie i to nie tylko w świecie przyrody. Zafrapowany tym zagadnieniem dr Ralph Metzner (psycholog amerykański pochodzenia niemieckiego, autor książki pt. „Green psychology”) stawia tezę, iż to w sercu człowieka i w jego umyśle niechybnie dzieje się coś niedobrego – coś, co powoduje że wyczynia on w swoim otoczeniu zniszczenia na skalę przypominającą największe kataklizmy w dziejach świata i robi to nadal, mimo iż działalność ta w sposób oczywisty zagraża jego własnemu zdrowiu i egzystencji.

Jeśli rzeczywiście za całe to szaleństwo zniszczenia odpowiadają procesy poznawcze człowieka – jego sposób postrzegania rzeczywistości oraz jego przekonania, czyli to, w co wierzy i co uważa za ważne – to, zgodnie z tezami Metznera, właśnie psychologia może ekologów nauczyć, jak te mechanizmy można zmieniać w sposób taki, aby człowiek stawał się bardziej przyjazny sobie samemu i swojemu szeroko rozumianemu otoczeniu.

Co więc może wnieść psychologia do ekologii? Na gruncie edukacyjnym – dostarczyć wiedzy o tym, jak dzieci, młodzież i ludzie dorośli uczą się i przyswajają wiedzę, oraz jak nabywają nowych umiejętności. Znając mechanizmy charakterystyczne dla rozmaitych grup wiekowych, z większa łatwością można projektować działania edukacyjne – te masowe i te skierowane do konkretnych grup odbiorców w konkretnych okolicznościach (np. warsztaty tematyczne dla rodziców i nauczycieli, zajęcia dla dzieci i młodzieży oraz osób dorosłych).

Na gruncie bardziej osobistym, psychologia zna mechanizmy uwrażliwiające, czyli uruchamiające w człowieku zauważanie potrzeb innych. Odnosząc to do szeroko rozumianego środowiska naturalnego, możemy powiedzieć iż pewni ludzie nie potrafią dostrzegać potrzeb innych niż swoje – potrzeb swoich bliźnich, zwierząt, przyrody w ogóle i otoczenia jako takiego. Co to oznacza w praktyce? Że na przykład ktoś, kto porzuca śmieci metr od altanki śmietnikowej (mimo iż bez trudu mógłby je umieścić tam, gdzie powinien, czyli w kontenerze) może robić tak z lenistwa, ale często robi tak po prostu dlatego, że jemu osobiście widok brudu i nieporządku nie przeszkadza. Mało tego, ten człowiek sobie myśli, że skoro jemu to nie przeszkadza, to komu innemu też nie i filozofia ta przekłada się na styl funkcjonowania w ogóle. Tak więc skoro takiej osobie jakiś stan rzeczy (na przykład: zatruta ściekami woda w rzece oddalonej o 200 km od jego działki) nie przeszkadza w codziennym funkcjonowaniu, uważa go za ogólnie nieistotny. Podobnie za nieistotne uważa rosnące skażenie środowiska, globalne ocieplenie, zanikanie bioróżnorodności itp. bo nie odczuwa w związku z powyższym żadnych doraźnych problemów.

W ten sposób dochodzimy do kolejnego obszaru, z którym nieźle sobie radzi psychologia, a mianowicie: ogromna część z nas ma wielki kłopot z dostrzeganiem zależności pomiędzy własnymi posunięciami a rezultatami, czyli z poczuciem sprawstwa. Deficyt ten przekłada się nie tylko na ogólne zagubienie w życiu owocujące tym, że nie umiemy realizować celów, które sobie stawiamy lub spełniać swoich marzeń, ale też tym, że nieszczęścia, które nam się „przytrafiają” przypisujemy nie własnej niezaradności (czy też bezradności) lecz okolicznościom, na które lubimy zwalać wszystko.

Psychologia może ludzi nauczyć dostrzegać zależność pomiędzy działaniem a jego rezultatem, pomiędzy własną biernością a niezadowoleniem z tego, co przynosi nam życie, pomiędzy nieoszczędzaniem wody a suszą, pomiędzy jedzeniem „śmieci”, a stanem zdrowia, pomiędzy tym, co robimy (lub nie robimy) na własnym poletku, a tym, co się nam potem „przytrafia”.

Dr. Ralph Metzner – Green PsychologyWiele jeszcze można o tym, co psychologia jest w stanie wnieść do ekologii – odsyłam do prac Metznera – naprawdę ciekawych. A co może wziąć psychologia od ekologii? Na przykład ideę podejścia systemowego do wprowadzania pozytywnych zmian w pracy z ludźmi mającymi najrozmaitsze problemy. Najczęściej bowiem jest tak, że problem osoby nie ogranicza się do niej samej – często jest to też problem najbliższych tej osoby, a bardzo często również jej dalszego otoczenia. Radko też uświadamiamy sobie pewne oczywiste prawdy, takie jak to, że pięknie wyglądającym i zadbanym środowisku czujemy się lepiej, niż pośród bałaganu. Bałagan permanentny – czyli na przykład: zanieczyszczone powietrze, zaśmiecone ulice i lasy, kiepskiej jakości woda i jedzenie – wpływają na nasze samopoczucie bardzo silnie i bezpośrednio przyczyniają się również do powstawania zaburzeń emocjonalnych. Leczenie ich byłoby o niebo łatwiejsze w świecie zadbanym, pięknym i zdrowym. A, być może, zaburzeń tych w ogóle wówczas by nie było.

———-
Ralph Metzner – „Green Psychology. Transforming Our Relationship to the Earth”, Park Street Press, 1999, ISBN: 978-0892817986.

Read the rest of this entry »

Written by admin on Sierpień 17th, 2010

Wskaźnik ekorozwoju   no comments

Posted at 9:08 pm in Bioróżnorodność

Ekorozwój dla większości społeczeństwa, a prawdopodobnie także dla większości z nas, oznacza dotrzymywanie norm czystości wód, powietrza i gleby, recykling i utylizacja odpadów, racjonalna gospodarka zasobami naturalnymi itp. W istocie działania te są bardziej przestrzeganiem higieny środowiska życia człowieka niż skuteczną ochroną poszczególnych elementów środowiska przyrodniczego i nie mogą być ani podstawą na której zachodzi rozwój zrównoważony, ani też wskaźnikami i miarami tego czy w danej sytuacji mamy do czynienia z ekorozwojem i w jakim stopniu realizowane są jego założenia.

Takich wskaźników zaproponowano już wiele, ale są to w większości wskaźniki stanu czystości środowiska abiotycznego lub wskaźniki relacji przestrzennych pomiędzy obszarami o różnym stopniu przekształceń antropogenicznych. Rzadko z kolei mówi się o stanie zachowania różnorodności biologicznej na różnych jej poziomach jako wskaźnika rozwoju zrównoważonego, tymczasem to bioróżnorodność stanowi klucz do zrozumienia ekorozwoju. Różnorodność biologiczna po Szczycie Ziemi w Rio de Janeiro stała się powszechnie uświadomioną wartością środowiska przyrodniczego, którą chcemy i powinniśmy zachować, gdyż posiada swoją wewnętrzną wartość, niezależną od wartości ekologicznych, genetycznych, społecznych, gospodarczych, naukowych, edukacyjnych, kulturowych, rekreacyjnych i estetycznych; w przeciwieństwie do zasobów przyrody, które są wartościowe z punktu widzenia obecnych i przyszłych potrzeb człowieka.
Przyjmując bioróżnorodność jako najważniejszy wskaźnik ekorozwoju, można powiedzieć, że rozwój zrównoważony danego regionu realizuje się wtedy, gdy nie prowadzi do utraty różnorodności przyrodniczej na żadnym z poziomów organizacji. Innymi słowy gdy umożliwia zachowanie tożsamości przyrodniczej danego regionu. Znaczny stopień przekształceń środowiska dużych obszarów Ziemi, w tym Europy i Polski, sprawia, że zachowanie pełnej bioróżnorodności poszczególnych regionów jest w wielu przypadkach niemożliwe. Dodatkowo, mimo szczytnych idei ekorozwoju, rozwój cywilizacyjny wciąż polega na eksploatacji i przetwarzaniu zasobów naturalnych, co jak powszechnie wiadomo prowadzi do obniżenia różnorodności biologicznej. To dodatkowo stwarza trudności w skutecznej ochronie bioróżnorodności. Współcześnie koniecznością jest ochrona bioróżnorodności w warunkach słabszej bądź silniejszej antropopresji w różnych formach, co jest zadaniem jeszcze trudniejszym, niż ochrona w warunkach niezaburzonych, gdzie procesy naturalnie zachodzące w ekosystemach wspomagają działania człowieka na rzecz zachowania bioróżnorodności.

Samo zachowanie wszystkich procesów naturalnych, które zapewniają trwanie populacjom, gatunkom i całym biotopom, warunkując zarazem utrzymanie naturalnych procesów dalszej ewolucji, jest nieodłącznie związane z problematyką ochrony bioróżnorodności. Utrzymanie powyższych procesów ekologicznych i bioróżnorodności możliwe jest tylko w warunkach ich naturalnego występowania, czyli in situ. Ochrona typu ex situ, czyli poza naturalnymi biotopami, nie spełnia postulatów ekorozwoju, ponadto jest bardzo kosztowna, a jej skuteczność bywa niewielka. Niestety, ta forma ochrony staje się coraz częściej koniecznością, gdyż przekształcenia środowiska na niektórych obszarach są tak znaczne, że uniemożliwiają przetrwanie wielu gatunków.

Bioróżnorodność można chronić w ujęciu globalnym, kontynentalnym czy krajowym, można chronić w granicach fizjograficznych i administracyjnych, jednak najskuteczniejszym sposobem ochrony jest ochrona bioróżnorodności w ujęciu regionalnym albo wręcz lokalnym, przy czym ochrona ta musi się odbywać w ramach planów i programów o większym zasięgu, np. krajowym. Idea ochrony małych ojczyzn znakomicie wpisuje się w ramy ekorozwoju. U podstaw tej idei leży odrębność i różnorodność przyrodniczo-kulturowa poszczególnych regionów, a także budowa emocjonalnych więzi i tożsamości ich mieszkańców ze środowiskiem przyrodniczym i kulturowym małej ojczyzny. Rzetelna ochrona tej odrębności wymaga poznania dziedzictwa przyrodniczego i kulturowego danego regionu, popularyzację tych wartości wśród mieszkańców poprzez ich edukację oraz wypracowanie skutecznych środków ochrony. W lokalnych społecznościach należy wypracować potrzebę ochrony lokalnej przyrody. Idealną sytuacją byłoby, gdyby ochrona bioróżnorodności była oddolną inicjatywą obywateli, kierowaną jednak przez ekspertów z takich dziedzin jak biologia, architektura krajobrazu, gospodarka przestrzenią itp., zarówno teoretyków jaki i praktyków. Przykłady takich działań ochronnych to: ujmowanie w gminnych planach zagospodarowania przestrzeni terenów o przeznaczeniu przyrodniczym, połączonych korytarzami ekologicznymi w odniesieniu do cennych gatunków roślin i zwierząt, umożliwienie migracji i kontaktu między populacjami poprzez budowę skutecznych przejść nad lub pod ciągami komunikacyjnymi, pozostawianie otworów wlotowych i wylotowych dla ptaków czy nietoperzy na poddaszach kościołów, utrzymanie, w cudzysłowie, zaniedbanych enklaw w parkach miejskich dla utrzymania siedlisk dzikich roślin i zwierząt, zaniechanie likwidacji śródleśnych i śródpolnych oczek wodnych, tworzenie zadrzewień śródpolnych, zakładanie platform dla gniazd bocianich, itd.

Faktyczna odrębność przyrodniczo-krajobrazowa i przyrodniczo-kulturowa leży u podstaw pojęcia małej ojczyzny, czyniąc z niej twór dający się obiektywnie zdefiniować, wychodzący poza subiektywną tylko więź emocjonalną z miejscem bytowania człowieka. Odrębność przyrodnicza małej ojczyzny definiowana jest przede wszystkim przez szczególny i właściwy dla danego regionu skład gatunkowy, zbiorowiska roślinne, krajobraz – jednym słowem różnorodność biologiczną. Zatem ochrona małej ojczyzny jest nieodłącznie związana z ochroną jej bioróżnorodności. Największym zaś zagrożeniem dla bioróżnorodności są dwa procesy zachodzące na ogromną skalę: wymieranie rodzimej flory i fauny
oraz ekspansja gatunków obcych. W procesie wymierania jako pierwsze wycofują się gatunki rzadkie, reliktowe i endemiczne, a więc najlepiej wyrażające odrębność danego regionu, a równocześnie pozostają lub wkraczają gatunki wszędobylskie, wspólne dla wielu obszarów. Są to m.in. rdestowce ostrokończysty i sachaliński, niecierpek drobnokwiatowy, nawłoć, przymiotno, grochodrzew, czeremcha amerykańska i klon jesionolistny. Procesy te prowadzą do zagubienia swoistości przyrodniczej poszczególnych regionów, a ponieważ podobne procesy zachodzą w sferach krajobrazu i kultury, w efekcie ginie tożsamość i odrębność małych ojczyzn. A właśnie na małych ojczyznach można i powinien opierać się rozwój zrównoważony. Poznanie i ochrona różnorodności biologicznej oraz jej promocja wpisane w ramy małych ojczyzn są być może najlepszą drogą realizacji rozwoju zrównoważonego.

Przyborowska-Klimczak A. 2004: Ochrona przyrody. Studium prawnomiędzynarodowe, wyd. Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej, Lublin

Read the rest of this entry »

Written by admin on Sierpień 17th, 2010

Europejska sieć Arca-Net   no comments

Posted at 9:08 pm in Bioróżnorodność

Europejskie Arki (Arca-Net) chronią bioróżnorodność

Gdzie znaleźć można dawne odmiany roślin i rasy zwierząt gospodarskich albo samodzielnie upiec orkiszowy chleb? Czy miejsca te można odwiedzić z grupą wycieczkową? Z kim należy się skontaktować?

Europejska sieć Arca-Net to ogromna baza danych z informacjami na temat najróżniejszych miejsc, w których chroni się i prezentuje bogactwo rolniczej różnorodności biologicznej (bioróżnorodności). Na Arca-Net znaleźć można miejsce zarówno na jednoosobową wycieczkę dla całej rodziny, jak i zorganizowany dłuższy wyjazd. Na stronie znajdują się także informacje dotyczące dawnych odmian roślin i ras zwierząt gospodarskich. Baza danych Arca-Net, jak na razie, zawiera 500 wpisów z 43 europejskich krajów i jest systematycznie powiększana. Znaleźć ją można pod adresem: www.arca-net.info

Ruch na rzecz ochrony bioróżnorodności na wsi, działa także w Polsce. Więcej informacji znaleźć można na stronach Stowarzyszenia Dla Dawnych Odmian I Ras, Społecznego Instytutu Ekologicznego i Fundacji AgriNatura.

Wyniki wyszukiwania Arca-Net dla Polski prezentują się następująco.

Przeczytaj: Czym jest rolnicza różnorodność biologiczna?

Przeczytaj: Rolnictwo ekologiczne wspomaga bioróżnorodność

Na zdjęciu: Świnia Złotnicka Pstra – dawna rasa trzody chlewnej (fot. K. Przybylak)

źródło: Organic-Market.info

Read the rest of this entry »

Written by admin on Sierpień 17th, 2010

Random Pages Widget Created By Best Accounting Services
skanowanie Lublin Delonghi serwis ekspresów Lublin Saeco skanowanie lublin serwis niszczarek lublin niszczarki lublin naprawa niszczarek lublin wydruki lublin centrum format lublin wielkoformatowe format skanowanie lublin hempla 4 wydruki lublin centrum